Tag "edukacja"

Powrót na stronę główną
Kultura Wywiady

Kręcenie filmów po partyzancku

Czekam na recenzję Viktora Orbána

Gabor Reisz – (ur. w 1980 r.) reżyser i scenarzysta znany z filmów, które z humorem pokazują perypetie bohaterów zagubionych we współczesnej węgierskiej rzeczywistości. Nagrodzone w Wenecji i na Nowych Horyzontach „Wytłumaczenie wszystkiego” o nastolatku, który z powodu błahego incydentu na maturze z historii staje się bohaterem prawicowych mediów, jest najgłośniejszym filmem w jego dotychczasowej karierze.

Jak wspominasz własny egzamin maturalny?
– Nie było źle; zdałem, ale też nie było to dla mnie takie oczywiste. Jestem osobą, która łatwo się frustruje i boryka z wieloma lękami. Sytuacja, gdy musiałem stanąć oko w oko z egzaminatorami, którzy mieli nade mną władzę i oceniali to, czy moje odpowiedzi pasują do z góry określonych schematów, była jak wyjęta z koszmarnego snu i potęgowała moje emocje do skrajności. Wiesz jednak, co jest najgorsze? Kiedy robiłem research do scenariusza „Wytłumaczenia wszystkiego”, zorientowałem się, że – choć zdawałem maturę jakieś 20 lat temu – właściwie nic się nie zmieniło. Tematy wciąż są tak samo bzdurne, atmosfera napięta, a uczniowie poddawani bezsensownej presji.

Wiedziałbyś, co z tym zrobić, gdybyś na jeden dzień został ministrem edukacji?
– Chciałbym zreformować szkołę w taki sposób, żeby uczyła nas czegoś więcej niż tego, jak pokornie słuchać autorytetów. Zamiast zapamiętywać kolejne daty i nazwiska, lepiej byłoby nabyć umiejętność wyrażania siebie i swoich uczuć. Brzmi to może jak coś oczywistego, ale z perspektywy węgierskiej wciąż wydaje się abstrakcyjne. Pamiętam, że po pokazie „Wytłumaczenia…” w Nowym Jorku musiałem długo przekonywać widzów, że w scenach szkolnych nie ma filmowej przesady, są wiernym odzwierciedleniem rzeczywistości.

Czy węgierscy politycy poczuli się wywołani do tablicy, by jakoś skomentować film?
– Nie, woleli go zignorować. Jedynym wyjątkiem był mer Budapesztu, który pochwalił film, gdy dostaliśmy nagrodę w Wenecji. Nie było to jednak żadne zaskoczenie, bo reprezentuje on inną opcję polityczną niż rządząca w kraju prawica.

Spodziewałeś się po niej czegoś więcej?
– Kiedyś ktoś mnie zapytał, co chciałbym osiągnąć swoim filmem. Odpowiedziałem, że ucieszyłbym się, gdyby obejrzał go Viktor Orbán. To był żart, ale naprawdę byłbym ciekaw jego reakcji. Na razie muszę obejść się smakiem.

Na miejscu doradców Orbána kazałbym mu obejrzeć twój film, choćby dlatego, że nawet jeśli politycy go przemilczeli, wywołał ferment wśród węgierskiej widowni.
– Z „Wytłumaczeniem…” od samego początku działy się w moim kraju ciekawe rzeczy. Film powstał bez wsparcia Węgierskiego Instytutu Filmowego, który jest zależny od ludzi Orbána i podejmuje decyzje ściśle polityczne. Przedstawiciele instytutu odrzucili „Wytłumaczenie…”, bo zakładali, że chcę nakręcić manifest opozycyjny. Co zabawne, w to samo uwierzyła opozycja. Kiedy więc – miesiąc po zdobyciu nagrody w Wenecji – film trafił do węgierskich kin i okazało się, że jego wymowa jest bardziej skomplikowana, wszyscy się zdziwili. Niezależne media wciąż jednak go chwaliły, jako dowód na to, że da się nakręcić na Węgrzech dobry film pozbawiony wsparcia finansowego upolitycznionej instytucji. Media rządowe tymczasem, podobnie jak politycy, wybrały milczenie i opublikowały może ze dwie recenzje. Jeśli chciano w ten sposób przyczynić się do tego, żeby nas zbojkotowano, nic z tego nie wyszło, bo „Wytłumaczenie…” okazało się najczęściej oglądanym węgierskim filmem roku.

Wywiad przeprowadzony na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach (28 czerwca – 6 lipca), na którym Gabor Reisz był członkiem jury.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Jak polski system edukacji pomaga dzieciom z rodzin mniej zasobnych?

Sławomir Broniarz,
prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego

Skutecznie. Zacznijmy od ustawy zasadniczej – art. 70 konstytucji stanowi, że edukacja w Polsce jest bezpłatna. Jeżeli chodzi o dzieci mniej zasobne, to mamy wszelkie działania socjalne. Przede wszystkim mowa o stypendiach, które działają zarówno na poziomie samorządów terytorialnych, jak i wojewodów czy marszałków województw. Mamy także inne rodzaje pomocy, np. darmowe obiady, realizowane czy to z budżetu samorządu terytorialnego, czy też rady rodziców lub rady szkoły. Podobny charakter mają zajęcia świetlicowe i zajęcia pozalekcyjne, które dla wielu dzieci z rodzin uboższych są bezpłatne. Na poziomie makro możemy zaś mówić o wyprawce szkolnej i bezpłatnych podręcznikach. Co do wyprawki, dotyczy ona nie tylko rodzin o najniższych dochodach, ale wszystkich, czyli również osób majętnych. Można mieć więc tutaj uwagi dotyczące zasadności dystrybucji tych środków.

Prof. Bolesław Niemierko,
pedagog, USWPS

Problem ma wymiar światowy. W literaturze zagranicznej dotyczącej psychologii edukacji podnosi się, że zaniedbano biednych i mniejszości, co ma przełożenie na złą sytuację w szkołach. W Polsce sytuacja również jest alarmująca. Połączenie tradycyjnej dydaktyki z kapitalizmem nie sprawdza się. Wyścig o to, aby być najlepszym, pogłębia nierówności. Pieniądze dają zaś przewagę uczniom z majętnych domów. Jeśli chcemy mówić o wyrównywaniu szans i niwelowaniu tej dysproporcji, to musimy pomyśleć o zmianach w systemie. Należy zacząć od zatrudniania większej liczby psychologów i pogłębienia wiedzy psychologicznej wśród nauczycieli przedmiotowych. Trzeba postawić na psychologię pozytywną, w której zaleca się diagnozowanie silnych stron, i na tych zaletach ucznia opierać jego edukację.

Paulina Nowosielska,
rzeczniczka prasowa Rzeczniczki Praw Dziecka

Polski system edukacji przewiduje dla uczniów z rodzin mniej zasobnych świadczenia o charakterze socjalnym. Są nimi stypendium szkolne i zasiłek szkolny. Stypendium szkolne może otrzymać uczeń, który jest w trudnej sytuacji materialnej, wynikającej z niskich dochodów na osobę w rodzinie. Szczególnie gdy w rodzinie występuje: bezrobocie, niepełnosprawność, ciężka lub długotrwała choroba, wielodzietność, brak umiejętności wypełniania funkcji opiekuńczo-wychowawczych, alkoholizm lub narkomania, a także gdy rodzina jest niepełna lub wystąpiło zdarzenie losowe. Zasiłek szkolny może być przyznany uczniowi znajdującemu się przejściowo w trudnej sytuacji materialnej z powodu zdarzenia losowego, w formie świadczenia pieniężnego na pokrycie wydatków związanych z procesem edukacyjnym lub pomocy rzeczowej o charakterze edukacyjnym, raz lub kilka razy w roku, niezależnie od stypendium szkolnego.

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Zakaz prac domowych

Wyparcie z polskiej edukacji zadań domowych wymaga radykalnej zmiany całego systemu nauczania, na którym bazujemy od prawie 200 lat.

„Nie wiem, po co to rządzący zrobili. Nikt nie prosił, nikt ich nie pytał. Prawdopodobnie będzie teraz jeszcze gorzej, niż było z pracami domowymi, bo nie wiadomo, co nauczyciele wymyślą w zamian, a przecież nam nie odpuszczą, bo sami nie mają wyjścia. Spodziewam się kompletnego chaosu”, tak powiedziała do mnie oburzona córka, kiedy na poprawę humoru po ciężkim dniu przypomnieliśmy, że już za tydzień nie będzie musiała odrabiać w domu lekcji – opowiada Tomasz, ojciec 12-letniej Ady.

Dziewczynka miała niestety rację. Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło bez przemyślenia tematu zakaz prac domowych w młodszych klasach, tylko dlatego, że był to istotny element kampanii wyborczej Donalda Tuska. MEN pod przywództwem Barbary Nowackiej w ogóle nie przygotowało szkół do tego ruchu. W przeciwieństwie do 12-latki pani minister i specjaliści, na których w kółko się powoływała, nie przewidzieli konsekwencji zmiany wymuszonej nie faktyczną potrzebą, lecz kalkulacją polityczną. Po przeszło dwóch miesiącach od wprowadzenia zmian zdania co do skutków nadal są podzielone. Widać jednak, że albo nie wyszło z tego nic dobrego, albo – w tych lepszych przypadkach – w ogóle nic z tego nie wynikło.

22 marca 2024 r. ministra edukacji narodowej Barbara Nowacka podpisała rozporządzenie odnoszące się do zakazu prac domowych. Od 1 kwietnia 2024 r. nauczyciele w klasach I-III nie zadają nic do wykonania przez ucznia w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych. W klasach IV-VIII zadania są zaś dla chętnych, ale nie można ich podsumować oceną w dzienniku. Dla uczniów szkół ponadpodstawowych natomiast nie zmieniło się nic. 

Wszystko zaczęło się jeszcze w czasie kampanii wyborczej, w której po wystąpieniu we Włocławku Donald Tusk obiecał, że gdy dojdzie do władzy, zniesie obowiązek zadań domowych. Obecny premier dotrzymał słowa, czego dokonał rękami ministry Nowackiej.

Kiedyś były prace domowe.

– Koszmar zaczął się tuż po Wielkanocy. W weekend poprzedzający powrót do szkoły elektroniczny dziennik Librus oszalał. Co jakiś czas rozbrzmiewał dźwięk powiadomień. Każda kolejna wiadomość informowała, że w nadchodzącym tygodniu Adaś będzie miał kolejną kartkówkę. Pierwsza myśl dziecka: „Mamo! To przez zakaz prac domowych” – opowiada Amelia, mama 11-latka, i dodaje: – Skończyło się na sześciu kartkówkach w jednym tygodniu. Dziecko w piątek było tak wymęczone, że poszło spać około godz. 15, tuż po powrocie ze szkoły. 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jan Widacki

Edukacyjna fikcja

Zaczyna się w szkole podstawowej. Jak sądzę, ok. 90% dzieci uczęszcza do szkół publicznych, do prywatnych – ok. 10% (co najwyżej). W tych drugich klasy są mniej liczne, nauka dostosowana do ucznia, uczenie języków obcych lepsze. Tyle że to kosztuje. Na taką szkołę stać najbogatszych rodziców. Czynnikiem nieco łagodzącym tę różnicę jest zapewne to, że bogaci rodzice, których stać na prywatne szkoły, niekoniecznie utrzymują w domu klimat intelektualny. Szkoła, choć płatna, i to niemało, nie we wszystkim domowe zaległości nadrobi. Ale i tak równość szans najmłodszych jest fikcją.

Później szkoła średnia. Tu kolejny problem i kolejna fikcja. W dużych miastach licea z definicji są lepsze. To pokazują rankingi. Pozycję szkoły w rankingu oblicza się zasadniczo wedle dwóch kryteriów: liczby olimpijczyków i procentu przyjęć na studia. Na ogół jednak nie wspomina się, że do tych „najlepszych” liceów, z reguły w dużych miastach, uczęszcza młodzież ze środowisk wielkomiejskich, w dodatku z bogatych rodzin. Takich, które stać na opłacenie korepetycji. Wedle mojej wiedzy, zapewne niepełnej, ale to da się zbadać i tym samym zweryfikować, w tych liceach procent uczniów pobierających korepetycje jest bardzo wysoki. Tak więc efekty – procent olimpijczyków i przyjęć na studia – są dziełem nie tylko szkoły, ale i opłacanych przez rodziców korepetytorów. Aby ranking liceów był mniej więcej obiektywny, powinien uwzględniać nie tylko liczbę olimpijczyków i przyjętych na studia, lecz także liczbę pobierających płatne korepetycje. Oczywiście tego nie tylko się nie robi, ale nawet nie da się zrobić. Praktyka tajnego nauczania, jak twierdzą złośliwi, jest częścią polskiej tradycji, podobnie jak zakonspirowanie tego nauczania, którym trudnią się najczęściej po godzinach pracy słabo wynagradzani nauczyciele liceów, którzy w ten sposób dorabiają, w tajemnicy przed swoimi dyrektorami i fiskusem.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

Tech-life balance na Perspektywy Women in Tech 2024

1 marca 2024 r., Warszawa Tech-life balance na Perspektywy Women in Tech 2024 Zapraszamy na największe wydarzenie technologiczne w Europie! Szósta edycja wyjątkowej konferencji dla kobiet w technologiach, czyli Perspektywy Women in Tech Summit 2024, odbędzie się

Kraj

Menedżerowie z bożej łaski

Setki lewych dyplomów, wpływowi politycy, samorządowcy, urzędnicy państwowi, działacze partyjni, strażacy, a nawet wojskowi – oto urobek Collegium Humanum Afera Collegium Humanum zatacza coraz szersze kręgi. Założyciel szkoły i rektor Paweł C. przebywa w areszcie z kilkudziesięcioma zarzutami dotyczącymi głównie przyjmowania korzyści majątkowych za wystawienie nieprawdziwych świadectw ukończenia prestiżowych menedżerskich studiów podyplomowych Master of Business Administration (MBA). Zdaniem prokuratury wydane niezgodnie z prawem dyplomy otrzymało ponad

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Dlaczego kolejny rząd zaniedbuje polską naukę?

Prof. Monika Kostera, socjolożka, UW Obecny rząd wyraża intencję, chyba nawet szczerą, wsparcia nauki. Mam jednak wątpliwości co do chęci podjęcia głębokich, systemowych działań, które umożliwiłyby realizację takiego wsparcia. Punktem wyjścia musiałaby być bardzo szeroka diagnoza skomplikowanego kontekstu polskiej nauki i szkolnictwa wyższego, z autentycznym udziałem środowiska. A więc nie „konsultacje” polegające na rozmowach z przedstawicielami władz uczelnianych, ale zaangażowanie akademików i akademiczek – od profesorstwa, poprzez osoby zajmujące się dydaktyką, osoby pracujące

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Spod katechezy pod kanonadę

Im starszy jestem i oddalam się od własnego wspomnienia edukacji szkolnej, tym większym przerażeniem napawa mnie sposób, w jaki decydenci/tki oświatowi/owe traktują uczniów w szkole. Raz siak, zaraz owak, to zdjąć, to włożyć, tych mniej, tamtych więcej: lektur, zadań, podstaw programowych. Obserwujemy powolny proces wycieku katechezy katolickiej (zwanej dla zamydlenia oczu od dekad lekcjami religii) ze szkół. Niech znika, opuszcza szkolne mury, już wystarczy. Nie pochylę się nad biadoleniem katechetów, że wraz z ich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jan Widacki

Nauka i szkolnictwo wyższe pod rządami Lewicy

Niby wszyscy wiedzą, że inwestowanie w naukę to inwestowanie w przyszłość. Mądrość ta jest nawet często powtarzana. Można więc przyjąć, że to niemal oczywiste. Z drugiej strony niestety jest też oczywiste, że nauka polska i polskie szkolnictwo wyższe są nie tylko w kiepskiej, ale wręcz z roku na rok coraz gorszej kondycji. Jeśli zsumować te dwie oczywistości, wychodzi, że przyszłość Polski już z tego choćby względu nie maluje się w jasnych barwach. Gdy zwycięska Koalicja 15 Października dzieliła resorty, Lewica dostała właśnie Ministerstwo Nauki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Romanowski Felietony

Prawak – mój uczeń

„Sumienie miał czyste. Nieużywane”, pisał przed laty Stanisław Jerzy Lec. Używam jednak od czasu do czasu sumienia i nie sądzę, bym miał je czyste. Czy ponoszę odpowiedzialność za prawaka, o którym tu pisałem przed dwoma tygodniami? Dawno temu, w latach 80. minionego stulecia, walczyłem z „zatrutą humanistyką”. Bo humanistyka PRL była rzeczywiście zatruta. Młodym ludziom trudno dziś uwierzyć, że w programie szkolnym nie było nawet wzmianki o Gombrowiczu czy Miłoszu. W mojej klasie maturalnej lekturą obowiązkową były (obok pierwszego tomu „Nocy i dni” Dąbrowskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.