Tag "Janusz Palikot"

Powrót na stronę główną
Felietony Tomasz Jastrun

Wolność wyboru

Znowu widowiskowe zatrzymanie, tym razem Janusza Palikota. Poznałem go już dosyć dawno temu, kilka godzin rozmawialiśmy w jego mieszkaniu, bodaj w alei Przyjaciół. Robił dobre wrażenie, interesuje się filozofią, poezją, w ogóle sztuką, co zawsze mnie ujmuje. I ma sporo wdzięku. Dlatego ludzie, szczególnie z naszego środowiska, chętnie inwestowali w jego interesy. Ma być w sumie 5 tys. pokrzywdzonych, to się w głowie nie mieści. Jeżeli finansowo nadużył zaufania tylu osób, to okropne. Ale czy konieczny był

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Palikot, czyli kto?

PRZYPOMINAMY fragmenty tekstu z 31 grudnia 2012 r.

Rok temu był furkot, partia Palikota zdobyła w wyborach ponad 10% głosów, wydawało się, że świat stoi przed nią otworem. Sam Palikot mówił, że poparcie mu rośnie, że sięga 18% i to nie koniec. Od razu chciał jednoczyć lewicę; on miał być kandydatem na prezydenta, Kwaśniewski – na premiera, a SLD miał organizować kampanię. Lider Ruchu Palikota zapowiadał też, że do polityki wprowadzi nowe treści i nowe twarze. Że będzie nowa jakość.

Minął rok.

Sondaże dają partii Palikota 5% poparcia (część – 8%, ale są i takie, w których jest pod progiem, na poziomie 4%). O żadnym jednoczeniu lewicy pod jego przywództwem nie ma mowy, już wiadomo, że kto zaczyna się z nim zadawać, traci. Nowych twarzy, które miał wprowadzić do polityki, nie ma; jego sukcesy to ściąganie SLD-owskich outsiderów. Nowość i świeżość to żadna. (…)

Cóż takiego się zdarzyło w ciągu ostatnich 12 miesięcy, że nowa formacja straciła niemal połowę poparcia? Że częściej wywołuje zażenowanie niż entuzjazm?

Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto przez chwilę zastanowić się, na czym polegał sukces Palikota w roku 2011. Co się stało, że ugrupowanie budowane na antyklerykalnej partii Racja i wokół samego Palikota zdobyło głos co dziesiątego wyborcy? Nagle Polacy stali się wrogami Kościoła? Nagle zaimponowały im palikotowe eventy?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jerzy Domański

Koalicja trzeźwości

Co łączy Palikota oraz filmiki z celebrytami z kasą, która wartko płynie do wielu mediów? Alkohole. Produkt dla producentów, sprzedawców i państwa niewyobrażalnie dochodowy. Bijemy więc światowe rekordy w liczbie punktów sprzedaży alkoholu. Najlepiej całodobowych. Jak mocna jest branża monopolowa, widać po tym, ile podmiotów, które powinny to szaleństwo zatrzymać albo mocno ograniczyć, niewiele robi. W procesie rozpijania narodu bierze udział świadomie lub nie większość społeczeństwa. To samobójcza degradacja. Na szczycie są wielkie koncerny z ogromnymi środkami na promocję i reklamę. Byle tylko skusić kolejnego konsumenta. Widzimy więc popularnych celebrytów, którzy zachwalają piwo, wino i cięższe alkohole. Przekonują, że to wielkie szczęście dołączyć do tej alkoholowej rodziny. Bardzo rzadko słyszę, że ktoś odmawia udziału w reklamie i twardo mówi nie. Argumenty, czyli wysokość honorariów od branży monopolowej, poruszają serduszka i napychają portfele. Gdyby producenci innych towarów byli tak pomysłowi jak ci od alkoholi, bylibyśmy światowym liderem w eksporcie. Afera z saszetkami wypełnionymi likierem i wódką, które latem wypuściła spółka OLV z Morszkowa koło Sokołowa Podlaskiego, pokazuje, jak można być bezczelnym. Trudno uwierzyć, że ten prostacki skok na kasę można tak reklamować: „Voodoo Monkey to prawdziwy buntownik w świecie alkoholi, ma misję i cel i szczyptę magii”. Piją więc miliony Polaków i coraz więcej Polek. Pije prawie połowa dzieci w wieku 15-16 lat i trzy czwarte tych w wieku 17-18 lat. Jeśli radykalnie tego nie zatrzymamy, będzie jeszcze gorzej. Warunki dla alkoholowej fali już są. Ultraliberalne zasady pozwalają na promocyjną sprzedaż w Biedronce pół litra wódki za 9,99 zł czy wina po 1,63 zł w Lidlu.

Tu już nie ma czasu na debaty. Pora na budowę koalicji trzeźwości. Lekko nie będzie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Wesoło do katastrofy

Lament, że kiepskie były występy naszych sportowców na olimpiadzie, więcej złotych medali zdobyły Algieria, Indonezja czy mały Izrael. Ostatecznie Polska zajęła 42. miejsce w klasyfikacji medalowej. To stanowi najgorszy wynik w historii naszych startów na igrzyskach od 1924 r. Jak kiedyś wszystkiemu winny był Tusk, teraz winne jest PiS, a PiS to prezes. Mieli pchać na sportowe synekury swoich ludzi, namnożyło się działaczy bez pojęcia, potem całe towarzystwo rekreacyjnie pojechało sobie do Paryża. Może więc rzeczywiście to wina PiS. Sportowców teraz produkuje się jak luksusowe samochody w nowoczesnej fabryce, a u nas te fabryki były zarządzane po amatorsku. Musimy tylko uważać, by nie winić PiS za zmiany klimatyczne. Niby absurd, ale coś w tym jest, skrajna prawica nigdzie na świecie nie wierzy w globalne ocieplenie, więc ludzkość lekceważy dramat, chociaż już wyją syreny na alarm – zmierzamy sobie wesoło do katastrofy.

Pojeździliśmy trochę po Polsce, wszędzie wrażenie zamożności, wszędzie kręci się interes, lepsza estetyka stawianych obecnie domów, masa kwiatów przy posesjach. Wrażenie dostatku i rozwoju, więc duży postęp, choć to słowo jest zawsze podejrzane. W Lanckoronie, pewnie najładniejszej polskiej wsi, na rynku i przy rynku piękny wystrój kawiarni i restauracji. Budowanie dobrego smaku i poczucia estetyki to proces powolny, ale on trwa. PRL to była też katastrofa estetyczna, w kraju, gdzie wszystkie tradycje były rwane, oprócz tradycji niechlujstwa.

Mieszkamy w zabytkowym, drewnianym domku, drzwi obdarzone wielkim, antycznym kluczem otwierają się na rynek, z drugiej strony domu kwitnący ogród i cisza, gdy na rynku w weekendy gwarno. Tubylców zostało już we wsi nie tak wielu, domy wykupują mieszkańcy pobliskiego Krakowa, ten, w którym mieszkamy, ma londyńczyk Bogdan Frymorgen, który w średnim wieku odkrył, że jest utalentowany literacko. Też fotograf, dziennikarz i muzyk.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Chemiczna proteza Polaków

Na jednego Polaka przypada rocznie 11,7 litra czystego alkoholu. Od 12 litrów rozpoczyna się proces degradacji społecznej Polskie miasta jarzą się neonami „Alkohole 24h”. Weekendowe „odpinki” w klubach czy barach mają zwieńczenie dopiero dzięki kupowanym w całodobowych budach i na stacjach benzynowych butelkom „na dopicie”. Hasło „Ze mną się nie napijesz?” na stałe wpisało się w obraz świetnej imprezy, a żeby w towarzystwie odmówić alkoholu, trzeba mieć naprawdę dobry powód. Wspólne picie daje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.