Tag "kampania wrześniowa"
Wojna światowa, wojna polska
Wypowiedzenie wojny Hitlerowi przez Brytyjczyków i Francuzów jest zbywane krótkimi wzmiankami. A przecież ten dzień zmienił sytuację nie tylko w Europie, ale i na świecie.
3 września 1939 r. Zofia Nałkowska zapisała w dzienniku: „Obiektywnie biorąc, dzień był pełen zdarzeń: Anglia o 11 rano, a Francja o 5 wypowiedziały wojnę. Radio transmituje manifestacje tłumu przed obu ambasadami. Jest to już więc nie sama bolesna wojna Polski i Niemiec, ale nowa wojna światowa”.
To, co było wówczas oczywiste dla znakomitej pisarki, nie jest oczywiste dla dzisiejszych Polaków, zwłaszcza dla tych, którzy prowadzą politykę historyczną III RP. Bo dla nich kluczowe są dwie daty: 23 sierpnia i 17 września 1939 r. Obie układają się w logiczną całość, której sednem jest niemiecko-radziecki „pakt dwóch diabłów” przeciwko Polsce. Po tylu latach antykomunistycznej polityki historycznej nie trzeba już tu dopowiadać, że nie byłoby wybuchu II wojny światowej, gdyby nie pakt Ribbentrop-Mołotow, i nie byłoby klęski Polski w 1939 r., gdyby nie wejście Armii Czerwonej 17 września.
Do tej układanki w żaden sposób nie pasuje data 3 września. Wypowiedzenie wojny Hitlerowi przez Brytyjczyków i Francuzów zwykle jest zbywane nawet przez naszych zawodowych historyków krótkimi wzmiankami, jakby chodziło o wydarzenie bez znaczenia. A przecież ten dzień zupełnie zmienił sytuację polityczną nie tylko w Europie, ale wręcz na świecie! Wojnę III Rzeszy wypowiedziały dwa największe imperia kolonialne, lecz także – o czym w Polsce zupełnie się nie pamięta – Kanada, Indie, Australia i Nowa Zelandia. Hitlerowska napaść na Polskę zamieniła się wtedy w wojnę światową, w której przeciwko Niemcom wystąpiły kraje ze wszystkich kontynentów.
Znając dalszy bieg dziejów, można stwierdzić, że 3 września 1939 r. był „początkiem końca” niemieckich snów o potędze. Wypowiedzenie wojny przez Londyn i Paryż niweczyło dotychczasową taktykę Hitlera, polegającą na osiąganiu kolejnych sukcesów przy bierności zachodnich demokracji. Odrzucenie traktatu wersalskiego, remilitaryzacja Nadrenii, zajęcie Austrii i czeskich Sudetów, wreszcie likwidacja Czechosłowacji – to wszystko przychodziło Berlinowi bezkarnie. Również wojna z Polską miała być wyłącznie wojną lokalną, zakończoną szybkim zwycięstwem lub przynajmniej zgodą zachodnich sojuszników na zmuszenie Warszawy do ustępstw terytorialnych, jak w przypadku Pragi rok wcześniej podczas konferencji monachijskiej.
Konsekwentni Brytyjczycy.
Jednak wiarołomstwo Hitlera, który w Monachium zadeklarował wobec premierów największych państw europejskich koniec roszczeń, a już w marcu 1939 r. zajął Czechy i podporządkował sobie Słowację, sprawiło, że dla Londynu i Paryża stało się oczywistością, iż Niemców można zatrzymać tylko zbrojnie. Pół roku, które minęło od zajęcia przez Wehrmacht Pragi do uderzenia na Polskę, to czas, gdy zaczyna się tworzyć koalicja antyhitlerowska. Przewodzą jej Brytyjczycy, którzy zawsze mieli najbardziej globalne spojrzenie na rzeczywistość polityczną i zdawali sobie sprawę, jakim zagrożeniem byłaby niemiecka hegemonia w Europie. Zagrożeniem nie dla samego ich imperium kolonialnego i dominacji na oceanach – choć i to było dla nich istotne – ale też dla równowagi na kontynencie, której polityka brytyjska od kilku wieków konsekwentnie strzegła.
Od marca do końca sierpnia 1939 r. Londyn i Paryż robiły więc wszystko, by zbudować w Europie skuteczną zaporę przed zakusami Hitlera. Dlatego tak ważna stała się dla nich Polska – choć jeszcze jesienią 1938 r. nie była uważana za partnera na konferencji w Monachium, a samowolne zajęcie przez nią czeskiego Zaolzia zrobiło fatalne wrażenie i wywołało podejrzenia o cichą współpracę z Niemcami. Jednak przywódcy mocarstw zachodnich szli dalej, chcąc pozyskać do współpracy także Związek Radziecki. Mimo wielomiesięcznych rozmów na ten temat, trwających aż do 21 sierpnia 1939 r., do tego sojuszu wówczas nie doszło, a stało się tak za sprawą Polski i Rumunii, które stanowczo odrzuciły warunek Stalina, by Armia Czerwona do walki z Niemcami mogła przejść przez terytoria tych państw.
Nie wiemy oczywiście – i już się nie dowiemy – na ile szczerze radziecki przywódca brał pod uwagę scenariusz „wielkiej koalicji” w tamtym okresie. Nie ulega jednak wątpliwości, że pakt Ribbentrop-Mołotow nie był wynikiem długofalowej, wieloletniej strategii Stalina, lecz sytuacji, jaka nastąpiła w Europie wiosną i latem 1939 r., czyli nieskrywanych przygotowań niemieckich do napaści na Polskę i antyniemieckich działań dyplomatycznych Zachodu. Wszyscy, którzy dziś twierdzą, że porozumienie Hitlera ze Stalinem było „nieuchronne” czy wręcz „naturalne”, nie biorą pod uwagę autentycznego antykomunizmu nazistów i równie autentycznego antyfaszyzmu komunistów przez całe lata 30. Tych dwóch totalitaryzmów nic nie łączyło – poza wzajemną nienawiścią i chęcią zniszczenia, co dobitnie potwierdziła wojna domowa w Hiszpanii z lat 1936-1939, którą słusznie uważa się za pierwszy poligon przyszłego starcia Wehrmachtu z Armią Czerwoną. Przywoływanie w tym kontekście niemiecko-radzieckiego układu z Rapallo z 1922 r. jest ahistoryczne: to demokratyczna Republika Weimarska podjęła współpracę z leninowską Rosją, natomiast Hitler po przejęciu władzy w 1933 r. zdecydowanie tę współpracę zerwał.
Jeżeli więc doszło do układu niemiecko-radzieckiego z 23 sierpnia 1939 r., to stało się tak wskutek ryzykownej polityki Hitlera, który, wyznaczając datę agresji na Polskę trzy dni później, nie mógł być pewny, jak się zachowa wschodni sąsiad II Rzeczypospolitej. Za to uspokojenie niemieckiego dyktatora Stalin kazał sobie słono zapłacić (obietnicą połowy Polski, całej Łotwy, Estonii i rumuńskiej Besarabii) i trzeba przyznać, że zrobił to w najbardziej odpowiednim dla siebie momencie, bo już 25 sierpnia Berlin został zaskoczony wiadomością o formalnym zawarciu brytyjsko-polskiego sojuszu wojskowego, co skłoniło Hitlera do odwołania pierwszego terminu napaści na Polskę. Oczywiście nie mamy żadnej pewności, jak by się zachował przywódca III Rzeszy, gdyby nie zawarł tajnego porozumienia z Moskwą, ale biorąc pod uwagę jego skłonność do ryzyka, zapewne i tak napadłby na Polskę jeszcze przed końcem lata 1939 r. Tym bardziej że „lato było piękne tego roku” – jak odnotował Gałczyński – co umożliwiło Hitlerowi dokonanie skutecznego Blitzkriegu bez obawy, że czołgi ugrzęzną w polskim błocie. Przede wszystkim jednak zdawał on sobie sprawę, że czas pracuje na jego niekorzyść, gdyż Wielka Brytania i Związek Radziecki podjęły zbrojenia, przy których te niemieckie wkrótce okazałyby się niewystarczające.
Lenino – symbol przyszłego zwycięstwa
Bez kościuszkowców Stalin wojnę by wygrał, za to Polska wcale nie musiała się odrodzić jako samodzielne państwo Są w historii bitwy, które zmieniają losy poszczególnych krajów, kontynentów, a nawet całego świata. O nich się pamięta, uczy w szkołach, pisze książki, kręci filmy itd. Polacy takich bitew w swoich dziejach nie stoczyli. Naszą przeszłość kształtowali raczej inni, więksi i silniejsi od nas – czasem przy udziale naszych przodków, czasem poza nimi lub wbrew nim. A jednak
Tragiczna niepodległość
Wrzesień 1939 r. widziany z perspektywy roku 2023 Rocznica Września 1939 r. to jedna z okazji, by utrwalać w umysłach rodaków mit o wyjątkowej roli Polski w najnowszych dziejach świata. Fakt, że pierwszym starciem zbrojnym II wojny światowej w Europie był najazd niemiecki na Polskę, podkreślany jest w naszej edukacji i propagandzie historycznej tak mocno, jakby stanowił powód do dumy i chwały, a nie jeden z najsmutniejszych momentów polskich dziejów. Dumni mamy być z tego, że „jako pierwsi stawiliśmy opór Hitlerowi”, co oczywiście jest
Odrobiona lekcja z Września ’39?
Zbrojna napaść Rosji na Ukrainę zwiększyła zagrożenie wybuchem wojny z naszym udziałem. Ciągle słychać rozmowy Polaków zaniepokojonych rozwojem wydarzeń, a podnoszony jest w nich wątek Września 1939 r. Wraca pamięć o przegranej wojnie, jej przyczynach, sojusznikach, sanacyjnych władzach. Odniesienia do tego momentu w historii nie dziwią, bo można znaleźć wiele analogii. A raczej przestróg. Sanacyjni decydenci lubili parady, pokazywanie się na tle wojska. Mogli wtedy deklarować swoją siłę i stanowczość w działaniu. Wygłaszać patriotyczne
Deklaracje guzik warte
Rydz-Śmigły: Nie tylko nie damy całej Polski, ale nawet guzika Błaszczak: Nie dopuścimy do tego, żeby chociażby skrawek polskiej ziemi był okupowany przez Rosję Puszenie się i tromtadracja zawsze cechowały naszych polityków i dowódców, mówiących o potędze państwa polskiego i polskiej armii. Ufni w siłę wojska składali gołosłowne deklaracje, pod publiczkę, choć fachowcy wiedzieli, że prawda jest zgoła inna. Słabość i niedoinwestowanie polskiej armii, będące pochodną słabości gospodarki państwa, znane były tylko nielicznym. Marszałek Edward Rydz-Śmigły na zjeździe
Jak władze sanacyjne uciekały z Polski
Już dwa dni przed wojną Rydz-Śmigły wydał rozkaz wywiezienia jego mebli i antyków pod Nowy Sącz, skąd na początku września trafiły do Rumunii Opuszczenie terytorium Polski przez władze II RP we wrześniu 1939 r. było jednym z najdramatyczniejszych epizodów wojny obronnej. W oczach większości społeczeństwa była to haniebna ucieczka, a nawet zdrada. Ocena ta wynikała z szoku i zaskoczenia, jakim stała się klęska wrześniowa. Naród polski był psychicznie przygotowany na zwycięstwo, które obiecywała mu propaganda sanacyjna. W myśl hasła „silni,
„Silni, zwarci, gotowi” i „jakoś to będzie”
To pierwsze hasło już raz Polacy słyszeli. Nie baliśmy się Niemców. Bolszewików pogoniliśmy już w 1920 r., więc tym bardziej ich się nie baliśmy. Wedle rządowej propagandy byliśmy „silni, zwarci, gotowi!”. Nawet przez myśl nikomu, chyba łącznie z Rydzem-Śmigłym, nie przeszło, że jednak trzeba się bać i Niemców, i bolszewików równocześnie. Naród był przekonany, że „nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły, Śmigły, Śmigły-Rydz”. 1 września 1939 r. nawet poważni, mogłoby się zdawać, ludzie zakładali
Rząd klęski narodowej
Polska do wojny z Niemcami nie była przygotowana na żadnym odcinku Sprawozdanie mjr. Edmunda Galinata nt. Wojska Polskiego i wojny 1939 r. (…) Wojna z Niemcami była nieuniknioną koniecznością. Literalnie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę od wielu lat. A jednak nie miała żadnych realnych reperkusji w naszym życiu. „Klejenie” przyjaźni z Niemcami było oczywistym złem, ale złem, które wszyscy przyjęli z ulgą. Wreszcie łudzono się, że znajdzie się jakieś „cudowne” wyjście bez wojny, a byli i tacy, którzy zasugerowali się
Za klęskę wrześniową przed trybunał
Gen. Stefan Rowecki: Mamiono społeczeństwo mirażami zwycięstwa „Gdybyśmy byli lepiej przygotowani, a w toku kampanii lepiej dowodzeni, nie przyszłoby to Niemcom tak łatwo i tak szybko” [zwyciężyć w 1939 r.] – te słowa gen. Stefana Roweckiego są sprawiedliwą oceną rządów sanacji i naczelnego wodza Edwarda Rydza-Śmigłego. Napisane po klęsce wrześniowej w pełni oddają stan ducha Polaków, którzy oczekiwali odpowiedzi na pytanie: kto jest winny tak szybkiej przegranej. W szkicu „Czy wrzesień 1939 r. okrył niesławą naród polski?” przyszły dowódca
Lepszy Rydz niż nic
Wielokrotnie wyrażałem pogląd, że w czasach PRL żyliśmy mitem wyidealizowanej II Rzeczypospolitej. Tymczasem był to kraj biedny, zacofany pod niemal każdym względem (aby przypomnieć: z jednym z najwyższych w Europie procentem analfabetów, kraj, w którym 80% ludzi nawet po śmierci nie było oglądanych przez lekarza), rządzony najpierw demokratycznie, ale nieudolnie, później zaś autorytarnie. Sklejony z trzech prowincjonalnych części upadłych trzech monarchii, zniszczony przez wojnę światową i kilka lokalnych wojen toczonych w latach 1918-1921. II RP nie bardzo sobie radziła z mniejszościami narodowymi,