Tag "Krzysztof Teodor Toeplitz"
Osmoza
„Za granicę raczej nikt już nas nie wyśle. Zostaniemy z przyjacielem tu, przy Wiśle. Ale z drugiej strony też się cieszy człek, Z geografii znając kilka gorszych rzek” śpiewają Przybora i Wasowski. Tym oto kupletem pragnę zamknąć moją kampanię do Parlamentu Europejskiego, z której na razie główną korzyścią publiczną jest to, że „Gazeta Wyborcza” zaliczyła mnie do kategorii „ciekawych przegranych”, obok Piotra Gadzinowskiego, Anny Sobeckiej z „Radia Maryja” i trenera Apoloniusza Tajnera, który okazał
Na przykład Mazowsze
Kiedy felieton ten trafi do rąk czytelników, będzie już po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Okaże się więc także, czy Wasz pokorny felietonista został europosłem, czy też raczej osłem, który niepotrzebnie wdał się w tę zabawę. Pozostaną jednak sprawy i pytania, jakie z rzadka, ale pojawiły się w trakcie tej kampanii. Podstawowym z nich jest pytanie, co się zmieni u nas w trakcie coraz głębszej integracji z Europą. W cytowanej już przeze mnie dyskusji w szóstym numerze „Problemów Polityki Społecznej”, którą
Zegarek
„G… chłopu nie zegarek” mówi potoczne, aczkolwiek wielce nieprzystojne powiedzonko, w dodatku bezzasadnie dyskwalifikujące ludność rolniczą. Tak czy owak jego sens jest taki, że nie wystarczy dostać do ręki skomplikowany i pożyteczny przyrząd, ale trzeba jeszcze umieć z niego korzystać. Powiedzonko to przypomina mi się coraz częściej, gdy śledzę nasze zrastanie się z Unią Europejską. To, że po wstąpieniu do Unii podniesie się fala złorzeczenia i narzekań, było do przewidzenia. Podnoszą ją partie antyunijne, które przegrały referendum i teraz przy każdej
Życie w niszy
Pamiętam, że kiedy Kisiel, Stefan Kisielewski, po październiku 1956 r. zdecydował się kandydować na posła, w jego felietonach pojawiać się poczęły coraz liczniejsze kalambury na temat różnicy między posłem a osłem, których różni tylko jedna litera. Tyle że Kisiel miał wówczas swoje posłowanie jak w banku, ponieważ z góry było wiadomo, ile miejsc w polskim Sejmie dostanie klub „Znak”, podczas gdy obecne kandydowanie do Parlamentu Europejskiego, na co się odważyłem, wymaga nieustannego jeżdżenia po kraju, a „mój” okręg wyborczy,
Głębokie gardło
W Warszawie odbył się kongres IPI, czyli International Press Institute, który – sądząc po liczbie uczestniczących w nim byłych ministrów i premierów z 46 krajów – uchodzi za instytucję prestiżową. Nie brałem udziału w tym kongresie, starałem się jednak śledzić jego obrady za pośrednictwem prasy, ponieważ większą część życia spędziłem w zawodzie dziennikarskim, cokolwiek to znaczy. Niestety jednak, z wiadomości docierających z kongresu nie wynika, aby jego uczestnicy zajęli się tą jedną właśnie kwestią: co znaczy
O nurkowaniu
Być może trochę zanudzam czytelników, zajmując się już od pewnego czasu kłopotami polskiej lewicy. Czynię to jednak dlatego, że dla mnie, jak i dla większości społeczeństwa, jeszcze nudniejsze jest przyglądanie się sejmowym konwulsjom, które towarzyszą formowaniu się rządu prof. Belki, nowym aferom albo też dowodom rozkładu aparatu władzy, jakim jest choćby strzelanie przez policję do całkiem przypadkowych osób. Sądzimy, że wybawi nas od tego Europa. Ale nie stanie się to automatycznie, a może nawet
Głowa mała
Niccolo Machiavelli, wielki myśliciel, którego nauki o naturze rządzących i rządzonych przypominają mi się teraz coraz częściej, pisał: „Organizm chory nie może żyć tak samo jak organizm zdrowy, a zmianie treści odpowiadać powinna zmiana formy”. W Polsce w ciągu minionych dni niewątpliwie zaczęła się zmiana treści. To prawda, że moment całkowicie już formalnego przystąpienia do Unii Europejskiej przysłoniły nam na razie parady, fanfary, defilady, pieśni i flagi, a więc gesty miłe, do których jednak nikt poważny nie przywiązuje
Euroskleroza?
„Orkiestra odprowadza wojsko tylko do rogatek”, mawiał jeden z moich wujów i miał rację. W okolicach 1 maja, historycznej daty naszego wejścia do Unii Europejskiej, nagromadziło się mnóstwo koncertów, zgromadzeń, akademii, parad, uroczystych sesji i odświętnych dyskusji, na które zaproszenia zalegają moje biurko. Ale tak będzie tylko do rogatek, to znaczy do momentu, w którym przyjdzie nam zagospodarować jakoś naszą unijną akcesję. Pierwszym krokiem do tego są oczywiście wybory do Parlamentu Europejskiego i mimo że niektóre partie rozpoczęły już swoją kampanię bądź
Jak żyć z konstytucją?
Nigdy nie czułem szczególnego pociągu do konstytucjonalizmu jako takiego, a więc do przymierzania każdego zdarzenia mogącego się pojawić w życiu publicznym do przepisów zawartych w ustawie zasadniczej. Tkwi we mnie po prostu wyrażone kiedyś przez Goethego przekonanie, że „teoria jest szara – zielone jest drzewo życia”, a więc żadna konstytucja nie jest w stanie naprawdę uregulować tego, co wydarzyć się może w rzeczywistości. Im bardziej jednak nasze państwo pogrąża się w stanie surrealistycznego chaosu, tym pożyteczniejsze wydaje mi się oparcie
Uboże
Przyszły historyk, za 100 albo więcej lat, będzie pisać o dniu 1 maja 2004 r. jako o wielkim dniu w historii Polski, w którym to rozchybotane państwo, wpadające raz po raz w zależność a to od wschodnich, a to od zachodnich sąsiadów znalazło sobie wreszcie stabilne miejsce w systemie państw europejskich. Tak przecież pisze się dzisiaj o chrzcie Polski, uważanym za moment naszego wejścia do cywilizacji zachodniej, a nawet za upoważnienie, aby obecnie chrystianizować i ewangelizować resztę Europejczyków, narzucając im odpowiednie zapisy w konstytucji. Warto jednak