Tag "Krzysztof Teodor Toeplitz"
Bez uników
Wiem, że czytelnicy są już piekielnie znudzeni dywagacjami dookoła traktatu lizbońskiego i jego ratyfikacją przez polski parlament, proszę jednak o chwilę cierpliwości. Podzielam te wszystkie uczucia, choć cieszy mnie, że nasza klasa polityczna nauczyła się niemal bezbłędnie rozwiązywać problemy, które sama sobie tworzy. Czyż nie jest bowiem imponujące, że ta sama ekipa, która wynegocjowała traktat lizboński, uznając go za swój triumf, nagle doszła do wniosku, że ów triumf jest śmiertelnym zagrożeniem dla Polski i potrzebne są nowe akty
Rząd dusz
Dosyć już dawno PiS przegrało wybory i straciło władzę, nadal jednak włada dialogiem politycznym i wyobraźnią Polaków, sprawuje rząd dusz. Przed wojną endecy zaledwie przez mgnienie oka sprawowali część władzy państwowej, ale przez całe dwudziestolecie międzywojenne, a – jak dzisiaj widzimy – także znacznie dłużej, do naszych dni, dostarczali podstawowych pojęć i tematów opinii publicznej, razem z ich nacjonalizmem, antysemityzmem, megalomanią narodową itd. Podobnie dzieje się obecnie. Wystarczy przejrzeć
Obyczajówka
Od wielu już dni żyjemy w klimacie szaleństwa, związanego z ratyfikacją traktatu lizbońskiego. Jest to szaleństwo tragikomiczne. Komiczne, bo śmiesznie jest słuchać braci Kaczyńskich grożących, że ratyfikacja traktatu spowoduje, iż Niemcy rzucą się na nasze ziemie zachodnie, a geje i lesbijki pobiegną do kościołów zawierać homoseksualne małżeństwa. Tragiczne zaś przez to, że w rezultacie tej zabawy jest całkiem możliwe, że Polska naprawdę powróci na swoje dawne miejsce „chorego człowieka Europy”, z którego mozolnie zaczęliśmy się wydobywać, i stanie się kłopotliwym
Co jest grane (II)
Przed tygodniem starałem się opisać, co jest grane w obecnym sporze wokół nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Starałem się pokazać, jakie prawdziwe interesy finansowe i polityczne kryją się pod spodem eleganckich frazesów, używanych przez uczestników tego sporu. Upierałem się także, że powodem, dla którego należy utrzymać telewizję publiczną i publiczne radio, jest obowiązek zachowania przyzwoitych standardów artystycznych i warsztatowych, których nie chronią telewizje ani radio komercyjne. Nie chronią, bo nie muszą, a widownia się o to nie upomina. Jeśli więc teraz
Co jest grane (I)
Publiczna dyskusja o nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji rozwija się i nabiera rumieńców. Równocześnie jednak przyjdzie zauważyć, że ta ważna debata – prócz nielicznych głosów, do których zaliczyłbym m.in. głos Andrzeja Kurza w „Przeglądzie” – toczy się wokół zgoła absurdalnych założeń, co nie rokuje nic dobrego. Głównym jej hasłem jest rzekomo dążenie do „odpartyjnienia” czy też „odpolitycznienia” publicznej telewizji i radia. Ale jej najgłośniejszymi uczestnikami są politycy, co jest podejrzane, trudno sobie bowiem wyobrazić, aby polityk chciał
Alternatywa dla krokodyli
Mamy więc za sobą sto dni rządu Tuska i Platformy Obywatelskiej. Data ta świętowana była zarówno przez prasę, jak i przez sam rząd bardzo uroczyście, a zarazem infantylnie, niczym szkolna studniówka. Gazety stawiały stopnie premierowi i ministrom, a ministrowie prześcigali się w samochwalstwie. Było to zgodne z ogólnym duchem naszej debaty politycznej, której zdziecinnienie zaczynają już na szczęście dostrzegać co bystrzejsi komentatorzy. Na przykład Magdalena Środa słusznie zauważyła prymitywizację nowej formuły programu Tomasza Lisa, który na powrót stał się
O czym marzy pani minister
Nasz rząd, kierujący się według słów premiera zasadami miłości, ma także sympatyczną skłonność do marzycielstwa. Tak więc minister szkolnictwa wyższego przedstawiła niedawno swoje marzenie, aby za pomocą zachęt finansowych stworzyć „polski Oksford”, czyli jedną z najstarszych, bo sięgających XI w., a także najlepszych uczelni na świecie. Jest to marzenie wygórowane, ale bez marzeń nie ma postępu i deklaracja pani minister obudziła dość żywą dyskusję wśród pracowników nauki, a nawet studentów. Oczywistością tej dyskusji jest kwestia pieniędzy, a więc pewnik,
Śmiech pokoleń
„Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”, pisał poeta w roku 1942. Na szczęście nie mamy powodu do tak czarnych wizji, ale śmiech pokoleń mamy jak w banku. Zostanie po nas bowiem nie tylko kraj zaśmiecony od Tatr aż do morza plastikowymi odpadami, ale w dodatku kraj pozbawiony jakiejkolwiek rozsądnej formy przestrzennej, wynikającej z planowego gospodarowania. Przypominają o tym od czasu do czasu architekci i urbaniści, zdając sobie sprawę, że czynią to już po raz nie wiadomo który, wobec każdego kolejnego rządu,
Alles vorbei
Przed niedawnym czasem mój ulubiony „Przegląd” ujawnił kłopotliwy fakt z mego życiorysu, jakim jest nieuchronny upływ czasu, który, zdaniem „Przeglądu”, uczynił mnie „jubilatem”. „Jubilat” to jest taki facet, któremu przyrasta liczba wykorzystanych lat życia, z drugiej jednak strony tych lat życia mu także ubywa, o czym mówi się mniej, zostawiając to na głowie „jubilata”. Oprócz „Przeglądu” moją metryką zainteresował się zresztą także ZUS i oficjalnym pismem przyznał mi „dodatek pielęgnacyjny” w wysokości 153
Hiobowe wieści
Nie tak dawno przez media przebiegła hiobowa wieść, że w sondażach opinii publicznej SLD czy LiD – już nie pamiętam, chodzi w każdym razie o instytucjonalną reprezentację lewicy – osiąga zaledwie 4% poparcia. Oczywiście przedstawiciele formacji lewicowej odwołali się do sprostowań, że agencja publikująca te wyniki jest niepoważna i myliła się już wielokrotnie – i faktycznie już kilka dni później czytaliśmy, że poparcie dla lewicy wynosi 11%. Myślę jednak, że ta hiobowa wieść jest okazją nie tylko do sprostowań, ale także