Tag "liberalizm"

Powrót na stronę główną
Opinie

Czy Tusk jest liberałem?

Elastyczność personalna Donalda Tuska doskonale łączy się z elastycznością programową, dzięki której Platforma wciąż zajmuje czołowe miejsce w polskiej polityce

Donald Tusk już jest ważną postacią w naszej historii najnowszej. Choćby dlatego, że tylko dwóch premierów od 1918 r. urzędowało dłużej niż on: Józef Cyrankiewicz i Piotr Jaroszewicz. Przy czym o ile Tusk zapewne przebije wynik Jaroszewicza, kierującego rządem PRL nieco ponad dziewięć lat, o tyle rekordu Cyrankiewicza – prawie 22 lata na stanowisku premiera – z pewnością nie pobije ani on, ani żaden inny polityk w III RP. W przeciwieństwie jednak do Cyrankiewicza i Jaroszewicza obecny szef rządu jest nie tylko administratorem państwa, ale też twórcą i niekwestionowanym liderem (by nie powiedzieć wodzem) swojego obozu politycznego, a także jedynym czynnym polskim politykiem, który przez dłuższy czas sprawował istotną funkcję w skali międzynarodowej.

Można Tuska nie lubić, można – a nieraz wręcz należy – go krytykować, lecz nie sposób mu odmówić na tle całej polskiej „klasy politycznej” największego doświadczenia. Jest to doświadczenie człowieka, który wie, jak funkcjonuje państwo oraz jak działa polityka europejska i światowa. Z pewnością nie da się z tym porównać doświadczenia innych liderów partyjnych, nawet tak długoletnich jak Jarosław Kaczyński, których główną umiejętnością jest gra w sejmowe szachy i wewnątrzpartyjne warcaby.

Jest jednak coś, co powoduje, że Tusk w polskiej polityce czuje się niepewnie. Coś, co sprawiało, że przez lata mało kto wierzył w możliwość ponownego odsunięcia przez niego PiS od władzy, a dziś np. wygrania wyborów prezydenckich – chyba nawet on sam nie bardzo w to wierzy. Przyczyną tej niepewnej pozycji Tuska na scenie politycznej jest określenie liberał, którego używają wobec niego przeciwnicy zarówno z prawej, jak i z lewej strony. A ktoś, kto uchodzi za liberała, żadnych wyborów w Polsce nie wygra – takie przekonanie dominuje od lat. Najwyraźniej i on w to uwierzył, bo właściwie nigdy nie określa się jako liberał. Ale czy to oznacza, że przestał być liberałem? A może tylko zręcznie unika tego słowa, które szczęścia w polityce mu nie przyniosło?

Trzeba wszak pamiętać, że Donald Tusk zaczął karierę jako jeden z twórców środowiska gdańskich liberałów w latach 80. Na początku następnej dekady weszło ono na scenę polityczną III RP jako Kongres Liberalno-Demokratyczny, a było to wejście bardzo nietypowe. Oto zaraz po wygraniu wyborów prezydenckich w grudniu 1990 r. Lech Wałęsa powołał na stanowisko premiera mało znanego posła Jana Krzysztofa Bieleckiego z niewielkiej wówczas partyjki KLD. Wraz z Bieleckim weszło do rządu kilku innych gdańskich liberałów, m.in. Janusz Lewandowski, który został ministrem przekształceń własnościowych. Na czele ugrupowania stanął wówczas młodszy od nich o kilka lat Donald Tusk i to on w październiku 1991 r. poprowadził Kongres do wyborów parlamentarnych, w których liberałowie zdobyli 7,5% głosów i 37 mandatów poselskich. Niestety, duża część tych mandatów przypadła nowobogackim biznesmenom, którzy związali się z KLD jako partią rządzącą, a wkrótce okazało się, że nie brakuje wśród nich pospolitych aferzystów.

Ten fakt, jak również liczne afery gospodarcze z okresu rządu Bieleckiego i polityka prywatyzacyjna ministra Lewandowskiego (wyprzedaż najlepszych polskich przedsiębiorstw zagranicznemu kapitałowi) spowodowały, że partia Tuska szybko dorobiła się opinii „liberałów-aferałów”.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Szahaj Felietony

Taczeryzm mieszkaniowy

Słynne jest powiedzenie pierwszego ministra przemysłu po przemianach 1989 r., Tadeusza Syryjczyka, że „najlepsza polityka przemysłowa to brak polityki przemysłowej”. Kryje się za nim główny przekaz ideowy polskiej transformacji: dajmy rynkowi decydować. Każda ingerencja w jego działanie zaburzy bowiem proces powstawania samorzutnego ładu ekonomicznego, który najlepiej zaspokoi ludzkie potrzeby. W tym sensie jakakolwiek polityka w jakiejkolwiek dziedzinie życia jako wyraz odgórnego (państwowego) planowania czy regulowania jest z definicji szkodliwa. Takie podejście to efekt wpływu, jaki wywarł na polskich liberałów (głównie gdańskich, ale i krakowskich) realizujących naszą transformację austriacki ekonomista Friedrich August von Hayek (noblista z 1974 r.). Wielbiciel spontaniczności działania sił rynkowych i zażarty wróg wszelkiego planowania czy wpływania na rynek kapitalistyczny przez państwo, a także krytyk państwa socjalnego jako wstępu do totalitaryzmu (sic!). Jego poglądy spopularyzowała w Polsce niewielka książeczka Janusza Lewandowskiego „Neoliberałowie wobec współczesności” (pierwsze wydanie w 1989 r.), a dalej już poszło.

Konsekwencją przyjęcia za dobrą monetę filozoficznych tez Hayeka przez polskie elity transformacyjne było uznanie, że nie tylko najlepszą polityką przemysłową jest brak polityki przemysłowej, ale również najlepszą polityką mieszkaniową jest brak polityki mieszkaniowej. No i teraz zbieramy owoce tego braku polityki jako najlepszej polityki. To bowiem rynek kapitalistyczny miał nam załatwić problem mieszkaniowy, tak jak miał załatwić wiele innych problemów. Nie załatwił. I nic w tym dziwnego, bo nigdzie na świecie to mu się nie udało. Nawet w krajach, w których jest najwięcej kapitalizmu w kapitalizmie, czyli w Wielkiej Brytanii i USA. Wiadomo o tym było od dawna. Przed polską transformacją. Dlaczego zatem nie wyciągnęliśmy wniosków z historii społecznej i politycznej Zachodu i brnęliśmy w rozwiązania, które nigdzie się nie sprawdziły? Żarliwość neofity. Chcieliśmy stworzyć najbardziej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Ciaśniej, drożej, gorzej

W systemie nazywanym polskim rynkiem mieszkaniowym najważniejsza jest maksymalizacja zysku, a nie wygodna przestrzeń do życia. Grają na nim wszyscy deweloperzy.

Bartosz Józefiak – dziennikarz, reporter specjalizujący się w reportażu wcieleniowym. Autor książki „Patodeweloperka. To nie jest kraj do mieszkania”.

Nie bałeś się, że ktoś z branży deweloperskiej zaskarży cię za sam tytuł „Patodeweloperka”? To mogą być dzisiaj najpotężniejsi ludzie w Polsce.
– Na szczęście wydawnictwo Znak ma dobrych prawników, więc czytaliśmy tę książkę z prawnikami wnikliwie. Ale przy jej pisaniu chodziło mi też o to, żeby nie piętnować jednej konkretnej firmy, tylko pisać o zjawisku, a dokładniej o pewnych mechanizmach, które działają na rynku i powodują, że mieszkamy, tak jak mieszkamy.

Pokazujesz historie ludzi, którzy włożyli oszczędności życia w nowiutkie mieszkanie od dewelopera, ale zamieszkać w nim nie mogą, bo wszystko się sypie.
– Takich historii jest w Polsce niestety bardzo dużo, dlatego nie miałem problemów ze znalezieniem bohaterów do książki. Wielu ludzi zna przynajmniej jedną osobę, która ma lub miała przygody z odbiorem mieszkania. Oczywiście przy budowie bloku mogą się zdarzać i zdarzają drobne opóźnienia. Tyle że często takie historie ciągną się latami, a firmy niechętnie wypłacają kary umowne. O ile kary w ogóle są zapisane w umowie. A nawet jeśli mieszkanie już jest gotowe, bardzo dużo kwiatków wychodzi podczas odbioru. Mieszkańcy zwracają się więc do firmy o poprawki, bo niby dlaczego mieliby dopłacać kolejne 100 tys. zł do kredytu. Ale wracamy do punktu wyjścia, bo tu deweloperzy znów biorą się do pracy bardzo niechętnie. No i stajesz przed wyborem: albo czekasz, aż firma poprawi, ale nie masz gdzie mieszkać, albo poprawiasz to na własną rękę i topisz kolejne dziesiątki tysięcy. Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji.

Z lektury twojej książki wynika, że kupując teraz mieszkanie, najlepiej być pod stałą opieką prawnika i mieć pod ręką eksperta od odbiorów.
– Powiedziałbym wręcz, że aby kupić mieszkanie, trzeba zacząć od zabawy w detektywa. A jeśli chodzi o specjalistów, należy wynająć rzeszę ludzi, którzy staną w twoim narożniku w starciu z deweloperem. W pierwszej kolejności potrzebny jest architekt – on obejrzy rzuty mieszkania i sprawdzi, czy nie oszukano cię, chociażby pomniejszając na nich o 60% meble, które w rzeczywistości w ogóle się nie zmieszczą. Następnie prawnik, który przejrzy umowę i znajdzie wszelkie kruczki. Dalej ekspert inżynier odbiorów, który wyszuka wszystkie wady w lokalu, zanim odbierzesz klucze. Myślę, że bardzo często wskazany byłby również psycholog.

To naprawdę ciężki bój.
– Nie zazdroszczę ludziom, którzy kupują dziś mieszkanie na rynku pierwotnym. Odbiory ze specjalistą stały się normą, szczególnie w każdym dużym mieście. I coraz częściej w mniejszych ośrodkach. A to oznacza, że do świadomości społecznej przebija się wiedza, że klient nie może mieć pewności co do jakości wykonania obecnie budowanych mieszkań. Wręcz wydaje się, że mieszkania budowane lata temu są wykonane lepiej.

Fuszerka stała się ostatnio synonimem nowego budownictwa.
– Można się zgodzić z tym stwierdzeniem. Oczywiście są uczciwi deweloperzy, którzy na te słowa się oburzą. Dlatego wolę mówić o systemie, w którym najważniejsza jest maksymalizacja zysku, a nie wygodna przestrzeń do życia. Ten system jest właśnie nazywany polskim rynkiem mieszkaniowym i grają na nim wszyscy deweloperzy bez wyjątku. Czy chcą, czy nie. Firmy będą więc robiły wszystko, aby oszczędzać. Podmiotom, które chcą być uczciwe, nie pozostawia to większego wyboru. Żeby zachować konkurencyjność na rynku, są zmuszone do grania znaczonymi kartami.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Szahaj Felietony

Quo vadis, lewico?

Piszę ten felieton kilka dni po klęsce lewicy w pierwszej turze wyborów samorządowych. Inaczej wszak tego, co się stało, nie można nazwać. Co poszło nie tak? Odpowiedź na to pytanie musi wykroczyć poza kontekst bieżących spraw, a że miejsca jest mało, będzie nader zdawkowa. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przesunięte na prawo jest polskie społeczeństwo. To, co u nas uchodzi za centrum, jest de facto prawicowe, to, co uchodzi za lewicowe, jest centrowe, a to, co uchodzi za prawicowe –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Internet? Co to takiego?

Siedzę przy felietonie, niech mnie który przegoni. W tym samym czasie siedzą filmowcy u Sienkiewicza, by wyjaśnić tajemnicę, jak to możliwe, że jesteśmy jedynym krajem w Europie, który ustawę o prawie autorskim wciąż ma skonstruowaną wedle realiów z zeszłego stulecia? Czyjaż to ręka i jakim wiedziona motywem skreśliła z ustawy tantiemy za eksploatację dzieł w internecie? To jest tak niebywały i bezczelny ruch, że od morza do Tatr śmierdzi korupcją. Jestem filmoznawcą z wykształcenia i pasji, ale telewizora nie używam wcale, a do kina chodzę z rzadka, kiedy syn zaciągnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Szahaj Felietony

Demokracja liberalna w odwrocie

To będzie felieton ponury, jak ponure są czasy, w których żyjemy. A przecież jeszcze nie tak dawno byliśmy wręcz w euforii. Szczególnie Amerykanie. Wieszczyli koniec historii (Francis Fukuyama) i ostateczny triumf wolnorynkowego kapitalizmu stowarzyszonego z demokracją liberalną. Mówili o „trzeciej fali demokratyzacji” (Samuel Huntington). Dziś wszystko to brzmi jak ponury żart. Weźmy demokrację liberalną. W momencie rozpadu ZSRR dominowało przekonanie, że to początek nowej ery – powszechnego zwycięstwa demokracji, ostatecznego końca totalitaryzmu. Figa z makiem. Dziś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Rozmowa Walenciaka Wywiady

Świat i gra o Ukrainę

Z perspektywy światowego Południa wojna ukraińska to nic innego jak rywalizacja Rosji i Chin ze Stanami i Zachodem Prof. Bogdan Góralczyk – profesor zwyczajny w Centrum Europejskim UW, politolog, sinolog, dyplomata i publicysta, znawca spraw międzynarodowych. Mijają dwa lata wojny na Ukrainie. Czy Ukraina jeszcze liczy się w tej grze? – Jeszcze się trzyma. Natomiast widzimy wyraźnie, że jest to wojna pozycyjna. A wojna pozycyjna, jak uczy historia, jest zawsze korzystniejsza dla tego, kto ma większe

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Andrzej Szahaj Felietony

Patologiczny indywidualizm

Wynalazek jednostki to jeden z najcenniejszych wynalazków kultury zachodniej. Dokonany jedynie tutaj i nigdzie indziej. Nie stało się to od razu, trwało długo. Początki sięgają starożytnej Grecji, a w szczególności filozofii greckiej ze stoicyzmem i cynizmem na czele. Potem istotne były renesans, który przyczynił się np. do narodzin autora dzieła sztuki znanego z imienia i nazwiska, reformacja z jej zmianą akcentów religijnych – wierny nie potrzebował już pośrednictwa Kościoła, aby starać się o swoje zbawienie, no i wreszcie oświecenie z typową dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Stanisław Filipowicz

Wolność i splendor pustej kieszeni

Czy wiemy, jakie źródła ma wolność? Potoczny entuzjazm podpowiada, że wolność po prostu jest. Zgodnie z nawykami, które utrwaliła kultura konsumpcji, jest ona traktowana jako artykuł codziennego użytku. Nie zastanawiamy się na ogół nad tym, jaką ma cenę i czego od nas wymaga. W zamierzchłych czasach przekonywano wprawdzie, że wolność jest dramatem, trudem, staraniem, że ma swój aspekt tragiczny. Przypominano Antygonę, która postawiła prawdę własnego serca ponad prawami narzuconymi przez otoczenie, ale któż by o tym dziś myślał. Wolność stała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

W Polsce przespaliśmy dyskusję o migracji

Przeoczono ten moment, kiedy Polska z kraju emigracji stała się krajem masowej już imigracji Dr hab. Paweł Kaczmarczyk – profesor Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie pracuje na Wydziale Nauk Ekonomicznych i kieruje Ośrodkiem Badań nad Migracjami. Jego zainteresowania badawcze to przede wszystkim uwarunkowania i konsekwencje migracji zarobkowych, postawy wobec imigrantów, polityki migracyjne, metodologia badań migracyjnych, ekonomia rynku pracy oraz procesy ludnościowe. Co to znaczy, że w Polsce obserwujemy prywatyzację migracji? – Jeżeli spojrzy się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.