Tag "Ludwik Stomma"
Poprawianie Piotra
W „Gazecie Wyborczej” artykuł o Piotrze Skrzyneckim. Autorka: pani (panna?) Małgorzata I. Niemczyńska. Nie znam pani (panny?) Niemczyńskiej. Z jej tekstu wynika jednak, że musi być bardzo młoda (zazdroszczę), nie znała Piotra ani czasów, w których żył. Nie jest to żaden zarzut. Dziwnie wszelako i smutno człowiekowi się robi, że nie minęło jeszcze 20 lat, a nowa optyka tak już wypacza i fałszuje nieodległe w końcu czasy. Piotr opowiadał tysiące zmyślonych anegdot. Były to perełki paradoksu i filozoficznej ironii.
Straszno
Australijska minister spraw zagranicznych Julie Bishop alarmuje, że fanatycy z Państwa Islamskiego będą już w najbliższym czasie dysponować bronią chemiczną, co może ostatecznie przechylić na ich stronę szalę wojny, na razie w Syrii, Iraku i Kurdystanie, a gdzie dalej – zobaczymy. Stary rosyjski dowcip funkcjonujący w wielu wersjach (osobiście najbardziej lubię tę o przechwałkach dwóch myśliwych) kończy się pytaniem: A tigra ty jebał? – Oczywiście – odpowiada nagabnięty. – I czto? – Kak skazat? Smieszno
Głos niepożądany
W 1943 r. niemiecki lekarz w Białymstoku z braku chęci i czasu, by zajmować się rannym podczłowiekiem, dokonuje „operacji”, która skazuje 10-letnią białoruską dziewczynkę na dożywotnie kalectwo. Potem… Ledwie dwa lata później, wspomina ona, „2 maja 1945 r. oddział »Łupaszki« wtargnął do domu taty i w obecności żony Felicji, synka Zdzisia i babci Marii strzałem w czoło zabito mojego ojca. Miał zaledwie 35 lat”. Był prostym szewcem. Ani aktywistą, ani donosicielem, niestety prawosławnym. Nie chodzi jednak
Prawdziwi Francuzi
Kolejny, a niestety nie wiem, czy nie trzeba będzie jeszcze bez końca trwonić czcionek, przyczynek do kwestii „dziadka z Wehrmachtu”, polskiej narodowej rusofobii, pogardy dla Pepików, źle skrywanej niechęci do Niemców, poczucia nieskończonej wyższości wobec rumuńskich złodziei i bułgarskich pastuchów. Rzecz niby wstydliwa, aliści w prawicowych (i niestety nie tylko) mediach wynurza się regularnie, niczym potwór z Loch Ness, przy każdej domniemanej okazji. „Le Parisien Magazine” (dodatek do nr. 21931) opublikował specjalne dossier, do którego zresztą nie będę
Krauze w Smoleńsku
Reżyser Antoni Krauze kręci film o tragedii smoleńskiej. W jego wersji jest to rosyjski zamach stanu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tuszowany później i zakłamywany na równi przez Kreml, jak i „platformerskie” władze polskie. Nic oryginalnego. W porównaniu z Antonim Macierewiczem, który informował o przetrzymywanych na Syberii ocalałych z katastrofy, to jeszcze dotąd małe piwo. Nie warto byłoby o tym pisać, gdyby nie wywiad, którego Antoni Krauze udzielił „Kurierowi Wnet” (numer z kwietnia 2015 r.), będący tak podręcznikowym przykładem swoistej interpretacji faktów, że musiał mnie
Nie z każdym robi się wywiady
Fakt, że piszę felietony do PRZEGLĄDU, niech będzie – a znajdźcie lepszy – dowodem, że zgadzam się z linią pisma, popieram, podpisuję się. Bywają oczywiście momenty, kiedy się nie zgadzam z jakimiś artykułami, coś bym dodał, coś ujął, ale to przeważnie subiektywizmy i duperele. Tym razem stanąłem jednak przed rzeczywistym problemem, na brzegu tej czerwonej linii, za którą jest już nie rozdarcie czy odejście, ale kategoryczny sprzeciw. Oto w numerze 17. (20-26.04) zamieszcza redakcja wywiad Pawła Dybicza z Andrzejem Milczanowskim. Ach,
Na zielonej Ukrainie
W gruzińskim, a więc ex definitione raczej nie prorosyjskim tygodniku „Sakartvelo da Msoplio”, kreśli Tamar Davituliani portret przywódcy Ukrainy Petra Poroszenki: „Ci sami Ukraińcy, którzy potępili mętne interesy obalonego prezydenta Janukowycza, przymykają dziwnie oczy na sprawki swojego nowego lidera. Jest on synem króla ukraińskiego czarnego rynku, skazanego z 12 antykorupcyjnych paragrafów i wydalonego z partii w 1986 r. (czyli już w okresie rządów Gorbaczowa – L.S.). Po wejściu do elit władzy za czasów Juszczenki, w 2009 r. kupuje
Zakwitły bzy
Kiedy uczęszczałem jeszcze (zanim mnie wyrzucono) do Liceum nr 15 im. Narcyzy Żmichowskiej w Warszawie, na wagary z wybranymi koleżankami uciekaliśmy najczęściej do ogrodu botanicznego. Nie był to wybór przypadkowy. W tych zamierzchłych czasach (lata 1964-1967) panowała bowiem w Polsce zła gomułkowska komuna, prześladująca wszystkich na lewo i prawo, w tym także Bogu ducha winnych wagarowiczów. Polegało to na tym, że milicjanci, z pogwałceniem wszelkich praw obywatelskich i ludzkich, legitymowali przedstawicieli przyszłości narodu, którzy podług ich totalitarnego widzimisię powinni byli
Powrót masonów
Powtarzalne i nudne są dzieje. Czytam polską prawicową prasę, chociaż właściwie mógłbym nie czytać, bo i tak wiadomo, że zza węgła wychyną tu zaraz Ruscy i Żydzi (ewentualnie okrutni Germanie lub zdeprawowani Francuzi), chcący za wszelką cenę szkodzić Rzeczypospolitej i przekrzywić jej zdrowy, siermiężny i katolicki pion moralny. Jakby tego nie starczało i przywoływać trzeba było wszelkie matryce stereotypów i nienawiści, pojawiają się nagle na ustach biskupich i czcionkach gazetoprawicowych również masoni. Jak mawiają Rosjanie: wspomniała babuszka
Polska, dzianina czy cytryna
Pisał bezlitosny Boy-Żeleński: „Bo paraliż postępowy / Najzacniejsze trafia głowy”. Wspomniałem te prorocze słowa, dowiadując się, że hasłem tegorocznej kampanii wyborczej PiS jest: „Przyszłość ma na imię Polska”. Co to znaczy? Paraliż postępowy. To po prostu nic nie znaczy, gdyż przyszłość nie ma metryki urodzin, a w związku z tym imienia. Owszem, we wzlotach poetyckich przyszłość urastać może do mirażu i snu o wielkości. Pisał Władysław Bełza: „Żyjmy przyszłością, a stare dzieje / Niańkom zostawmy lub mnichom!”. Albo Adam Asnyk: „Przyszłości