Tag "polskość"
Powstanie Warszawskie – prawdziwy koniec II Rzeczypospolitej
Warszawa rzuciła się do walki w momencie, gdy było już oczywiste, że III Rzesza wojnę przegra. Powstanie nie mogło istotnie przyśpieszyć klęski niemieckiej.
Stefan Kisielewski w książce „Abecadło Kisiela” postać gen. Tadeusza Pełczyńskiego opisał tak: „Właściwy dowódca i inicjator powstania, bo Bór tam wiele nie dowodził. Poznałem go dopiero w Londynie w 1957. Zadzwonił do mnie, że chce się spotkać. Spotkaliśmy się, a on był w ogóle oficerem z »dwójki«, z wywiadu. I zaczął mnie tak wywiadowczo traktować, bo mówi: »Czy pan służył w wojsku?«. Ja mówię: »Służyłem«. »A w którym pułku?«. »W takim i takim«. »Hm, a kto to jest Turowicz?«. Ja mówię: »No, redaktor«. »A czy on służył w wojsku?«. Ja mówię: »O ile wiem, to nie«. »A dlaczego nie?«. »Nie wiem, dlaczego«. »A Stomma służył w wojsku?«. W końcu mnie to zdenerwowało i mówię: »Panie generale, a teraz ja panu chcę zadać pytanie«. A on: »Proszę bardzo«. Więc ja: »Wie pan, fortepian, smoking, biblioteka po ojcu…«. On mówi: »Co?«. »Przepadła mi w Powstaniu i chcę wiedzieć dlaczego«. On się wściekł wtedy: »Bo pan jest demagog« itd. Rozstaliśmy się niedobrze. Był to porządny człowiek, ale Warszawę zburzył jednak, co tu mówić”.
Bardzo wymowne było to spotkanie dwóch wybitnych Polaków: jednego z najważniejszych generałów w naszej XX-wiecznej historii oraz znakomitego kompozytora i pisarza, i publicysty zarazem. Dzieliła ich niemała różnica wieku – Kisiel był całe 19 lat młodszy od Pełczyńskiego – ale łączyła przynależność do elit II Rzeczypospolitej. Pełczyński był legionistą, a potem zawodowym oficerem, Kisielewski pochodził z rodziny młodopolskich literatów związanych z niepodległościowym nurtem PPS, a jako młody człowiek w latach 30. publikował na łamach prosanacyjnych czasopism. Dla ludzi takich jak oni wrzesień 1939 r. był katastrofą nieporównanie większą niż dla większości mieszkańców Polski, bo nie tylko stracili źródło utrzymania i wysoką pozycję społeczną, ale też musieli mieć poczucie, że największe osiągnięcie ich życia – niepodległe państwo polskie – okazało się nietrwałe i nie było pewności, że kiedykolwiek się odrodzi.
Po powstaniu warszawskim, w którym gen. Pełczyński pełnił funkcję szefa Sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej i zastępcy dowódcy AK, Kisielewski zaś pracował w powstańczym radiu, ich drogi się rozeszły. Obaj zostali ranni, ale przeżyli, tyle że generał trafił do niemieckiej niewoli, a potem do Londynu, a kompozytor został wywieziony z Warszawy w transporcie ludności cywilnej, z którego zbiegł, by się przedostać do Krakowa. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że co prawda Kisiel utracił w powstańczej stolicy mieszkanie wraz z fortepianem i większością dorobku muzycznego, ale Pełczyńscy (Tadeusz i jego żona Wanda, również zasłużona działaczka niepodległościowa z czasów I wojny światowej, potem redaktorka pism kobiecych i posłanka na Sejm II RP, po wojnie w Londynie) stracili jedynego syna Krzysztofa, 20-letniego studenta architektury na tajnej Politechnice Warszawskiej, żołnierza pułku „Baszta”, który zginął w 17. dniu powstania.
Odwaga czy męstwo?
A jednak warszawski zryw poróżnił takich ludzi jak gen. Pełczyński i Stefan Kisielewski. Ten drugi należał po wojnie do najostrzejszych krytyków decyzji o rozpoczęciu walki 1 sierpnia 1944 r., czemu dawał wyraz w swojej publicystyce. Już we wrześniu 1945 r. pisał na łamach „Tygodnika Powszechnego”:
„Powstanie Warszawskie nie było aktem dojrzałej męskości: było aktem zniecierpliwienia, młodzieńczej niepowściągliwości. I dlatego przyniosło szkodę podstawowemu aksjomatowi patriotyzmu, jakim jest istnienie narodu ponad wszystko. Walka o honor kosztem 30% polskiego potencjału kulturalnego i gospodarczego była poniekąd aktem psychicznego egoizmu, krótkowzroczności, nieopanowania i – nieprzemyślenia.
Naród naprawdę męski nie walczy do ostatniej kropli krwi. Prawdziwy patriotyzm to patriotyzm obciążony instynktem życia. Instynkt życia nakazujący cierpliwość, ostrożność, powściągliwość, subtelność taktyczną w dążeniu do celu zasadniczego posiadają oprócz państw wielkich i takie narody, jak: Czesi, Szwedzi, Szwajcarzy. My natomiast mamy przedziwny instynkt życia à rebours, który w praktyce staje się instynktem śmierci. Polska zawsze jest żebrakiem i płaczką Europy, sprawa polska zawsze jest kłopotliwa, dwuznaczna, siejąca ferment, niecierpliwiąca. Historia Warszawy nie ma precedensów w dziejach Europy. Dlaczego? Jeśli odrzucimy koncepcje mesjanistyczne, że Polska cierpi za wszystkich i jest upostaciowanym »wyrzutem sumienia«, to pozostaje jedna tylko odpowiedź – obok walorów, jak: odwaga, poświęcenie, bohaterstwo, brak nam – męskiego, opanowanego realizmu”.
Nasze chłopskie korzenie
Uznana filmoznawczyni Jadwiga Hučková opublikowała niedawno pracę „Od Wiertowa do Skoniecznego. »Chłopski los« według kronikarzy, pamiętnikarzy i dokumentalistów”. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest to kolejna pozycja potwierdzająca renesans zafascynowania tematyką chłopską w Polsce. W przypadku książki Hučkovej sprawy mają się jednak inaczej. Jest ona pokłosiem długotrwałych badań, wieloletnich zainteresowań autorki tą problematyką. Jej prace nad zagadnieniami wsi prezentowanymi w filmie dokumentalnym w XX w. w ZSRR i w Polsce trwały na tyle długo, że zbiegły się z obecną wzmożoną falą zaintrygowania, być może modą, na rolę chłopstwa i wsi w kulturowym rozwoju Polski. Wspomnę na marginesie, że już Michał Bobrzyński – pragnący usilnie włączyć chłopów w obręb narodu polskiego (o rzeczywistym włączeniu możemy mówić dopiero od momentu wybuchu wojny polsko-bolszewickiej) – wygłosił odczyt zatytułowany „Karta z dziejów ludu wiejskiego w Polsce”. Rozważał w nim, co chłopi wnieśli do politycznej historii Polski. Udowodnił, z mocnym oparciem się na źródłach historycznych, że niewątpliwym wkładem chłopów w historię było zbiegostwo.
Można odnieść wrażenie, że współczesnych Polaków powoli przestaje niepokoić myśl, że jesteśmy chłopskim społeczeństwem. Czyli zdecydowana większość ludzi żyjących nad Wisłą ma chłopskie korzenie. Rzecz oczywista, nie oznacza to, że wielowiekowa dominacja szlachty – tego 10-procentowego w skali całej populacji „narodu politycznego” – nie odcisnęła piętna na chłopskiej, a więc naszej umysłowości. Szlachetczyzna wciąż na nas oddziałuje za sprawą opisanego przez socjologów prawa, które mówi, że klasy niższe zawsze naśladują zachowania klas wyższych. Starają się w ten sposób do nich upodobnić, choć nieraz – głównie przez niedobory materialne i kulturowe – przybierało to formę karykatury i parodii. Zresztą naśladowcy-parodyści niespecjalnie musieli się tym przejmować, bo rzadko towarzyszyła im świadomość, że nimi byli.
Podam trzy przykłady ciągłego oddziaływania szlacheckiej obyczajowości na teraźniejszość. Pierwszy – szlachecko-ułańska fantazja Polaków na drogach niewiele ma wspólnego z chłopską ostrożnością, a jednak stała się naszą codziennością, tak że siadanie za kierownicą samochodu niezmiennie pozostaje w naszym kraju aktem odwagi. Drugi przykład to absolutyzowanie honoru, doprowadzone do skrajności wyczulenie wśród ludzi o chłopskich korzeniach na najlżejsze uchybienie w tym względzie. Pisałem już kiedyś w PRZEGLĄDZIE (22 sierpnia 2022 r.), że odróżnia nas to od zachodnich społeczeństw, w których źródłem poważania, respectability, nie jest sprawa honoru, ale nade wszystko fachowo wykonywana praca w określonej dziedzinie. I trzecia kwestia – uważam, że szlacheckie dziedzictwo odpowiada w dużym stopniu, choć nie wyłącznie, za mierną jakość serwisu w Polsce. W jaki sposób w społeczeństwie postszlacheckim czerpać satysfakcję z usługiwania komukolwiek? Obrażeni na cały świat kelnerzy, konsultanci, sprzedawcy byli, są i, zdaje się, pozostaną naszym chlebem powszednim. Chlebem, który przyzwyczailiśmy się spożywać bez szemrania, chociaż nieraz słono za niego płacimy.
Rozdarcie
W maju 1794 r. w Warszawie wyrosły szubienice. Insurekcja wystawiła rachunek za nikczemność i zdradę. Naczelnik Kościuszko prowadził sprawy twardą ręką. Przyjmując najwyższą i niepodzielną władzę, stawał pomiędzy niebem i ziemią, w rzędzie postaci mitologicznych. Aż strach pomyśleć, jak wielu ludzi miernych zasług, o skłonnościach prowincjonalnych megalomanów, wprowadzono do naszego narodowego panteonu. Postać Kościuszki pozostaje często w ich cieniu. Tymczasem jest on bohaterem otwierającym przestrzeń wielkiej przemiany. W czasie insurekcji rodził się nowy mit
Jedno wesele niczego nie zmieni
Potrzeba wielu lat, zanim przepracujemy tematy trudne dla Polaków Grzegorz Niziołek – wykładowca, kurator, dramaturg, krytyk. Profesor w Katedrze Teatru i Dramatu UJ oraz na Wydziale Reżyserii i Dramaturgii AST im. Stanisława Wyspiańskiego. Współzałożyciel i wieloletni redaktor naczelny „Didaskaliów”. Dramaturg m.in. „Mein Kampf” w reżyserii Jakuba Skrzywanka (Teatr Powszechny w Warszawie, 2019) oraz „Wesela” Mai Kleczewskiej. Maja Kleczewska – reżyserka teatralna, wybitna interpretatorka twórczości Czechowa, Szekspira i Jelinek. Jej spektakle były pokazywane m.in. na festiwalach
PREMIUM Historyczna rola PZPR
Przez jej szeregi przewinęło się 4,5 mln Polaków Dzieje Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej nie cieszą się dziś zainteresowaniem historyków, a co za tym idzie – odbiorców literatury historycznej. To smutny paradoks, że na większą uwagę mogą liczyć wynoszeni do rangi superbohaterów „żołnierze wyklęci”, a także demonizowani bez umiaru ich przeciwnicy z Urzędu Bezpieczeństwa, natomiast losy najważniejszej organizacji politycznej w XX-wiecznej Polsce są wstydliwie przemilczane lub co najwyżej kwitowane sztampowymi opiniami o „rządach komunistów podległych Moskwie”. Wielki
Śląskość, polskość – do zmiany
Kwestia uznania języka śląskiego to nie tylko sprawa regionalna, ale też zachęta do przebudowy naszego myślenia o Polsce Polska krajem jednego narodu, Polak katolik – takie wizje polskości zakorzeniły się w świadomości publicznej. A właściwie zostały narzucone dzięki sojuszowi tronu i ołtarza, i to zarówno w okresie międzywojennym, jak i w czasach Polski Ludowej. Napływ uchodźców z Ukrainy, z których część chce związać swój los z Polską, oraz najnowsza sprawa uznania języka śląskiego zmuszają nas do i tak nieuniknionego przemodelowania naszego myślenia
Stulecia pogardy dla chłopów nadal pokutują
Jeśli chodzi o upokorzenie i wyzysk, to nie ma różnicy między tymi, którzy pracowali przy bawełnie i kukurydzy, a tymi, którzy pracowali tutaj przy zbożu Jacek Braciak – aktor teatralny, filmowy i dubbingowy Tadeusz Kościuszko należy do panteonu polskich postaci historycznych. Wielu osobom pewnie trudno sobie nawet wyobrazić, że można mówić o nim inaczej niż jako o bohaterze narodowym. Wy poszliście w stronę popkultury, bawicie się tą postacią i okolicznościami, w jakich przyszło jej działać. Nie bałeś się, że konserwatywni patrioci
Bańka pękła
Donald Tusk z mównicy sejmowej sugerował, że najistotniejszym i niskim motywem pisowskiej rewolucji były pieniądze. Jesteśmy dopiero na początku ujawniania, jak wzbogacili się ludzie tej partii. A to, co już wiemy, jednych oburza, drudzy natomiast zazdroszczą. Nie o to jednak chodziło prezesowi. Jego projekt nie był tylko interesem, miał wymiar ideologiczny. Pisałem już o tym nieraz, ale to kluczowy temat. Kaczyński i kapłani jego sekty uważali, że prawicowo-religijny konserwatyzm został zagnany przez liberałów i lewicę do ciemnego kąta, zamknięty w gettach.
Żart pisze się sam
Nasz humor ewoluuje, ale wciąż potrafimy śmiać się z siebie Olga Drenda – pisarka, dziennikarka i tłumaczka Potrafisz opowiedzieć żart nowo poznanej osobie? – Tak, zdarza mi się to dość często i zawsze zdaję sobie sprawę, że wiąże się to z pewnym ryzykiem. W końcu nie znam tego kogoś i nie wiem, czy nie trafię w czuły punkt lub nie wypowiem żartu w złą godzinę. Jestem jednak w stanie to zrobić, choćby po to, aby rozluźnić atmosferę, zwłaszcza na spotkaniu autorskim lub
Kino niepokoju wigilijnego
Jak my ze sobą wytrzymujemy? Na Wigilię i tę wieczerzę, do której siadamy, pracujemy przez cały rok. Żeby tylko jeden! Tu podział jest jasny: święta sielskie anielskie mamy w filmach klasy C, w reklamach i w galeriach handlowych. W realu przez cały rok mamy hardkor, dlaczego więc pod choinką miałoby być inaczej? I film mierzy się, jak umie, z tym, co zastał wokół polskiego stołu. „Sami swoi, polska szopa…”. Weźmy relacje stosunkowo świeże. Film „Cicha noc” Piotra Domalewskiego (Złote Lwy i Nagroda