Tag "rusofobia"
Tryptyk rosyjski III. Russlandversteher
„Rozumiejący Rosję”… Tym mianem określano w Niemczech zwolenników dobrych stosunków z Moskwą, przymykających oko na jej agresywną politykę. Termin ten zupełnie niepotrzebnie nabrał zabarwienia ideologicznego. Wszak rozumienie – to obowiązek myślącego człowieka. Ja też jestem Russlandversteher! Chociaż (ponieważ?) o Rosji piszę źle.
Emocje, choćby najsłuszniejsze, odłóżmy jednak na bok. Zawsze uważałem, że Rosja od czasów Piotra Wielkiego jest w Europie czynnikiem stałym. Czynnikiem często destrukcyjnym, lecz przede wszystkim stałym, a to znaczy takim, z którym trzeba żyć dobrze, choćby ze względu na dysproporcję przestrzeni, demografii i sił. Polacy lubią tłumaczyć światu, że z racji historii i sąsiedztwa znają Rosję lepiej niż ktokolwiek. Nieprawda, nie znają jej wcale. Czy np. są w stanie przyjąć do wiadomości, że bywała też ona „natchnieniem ludów”? Rosja – odpowie na to jeden z mych przyjaciół – jest zawsze gotowa poświęcać się za wolność ludów, pod warunkiem że nie są to jej ludy. I to oczywiście prawda. Tyle że nie tłumaczy rosyjskich (słowiańskich) sympatii trwających przez lata u Bułgarów, Serbów, nawet u Czechów.
„Mnie przeraża polski prowincjonalizm. Rzekłbym nawet: zaściankowość”.
Tryptyk rosyjski II. O fanatyzmie
Czy poparcie dla Ukrainy musi się łączyć z rusofobią? Wydawnictwo Filtry postanowiło opublikować przekład powieści „Ziemia” Michaiła Jelizarowa, ale okazało się, że autor, „dociskany pytaniami przez polskich dziennikarzy”, odpowiedział mejlowo, „że popiera Rosję”. Rzeczywiście niesłychane: rosyjski pisarz popiera Rosję! No to wydawnictwo musiało oświadczyć: „Nie pozostaje nam nic innego, jak wycofać się z publikacji jego powieści, niezależnie od tego, co sądzimy o jej wymowie, wartości literackiej i niezależnie od olbrzymich finansowych strat”.
„Niezależnie od wartości literackiej”… A jednak wybitny rusycysta, prof. Grzegorz Przebinda, zgodził się z decyzją Filtrów, a na jej poparcie przywołał inne jeszcze antyukraińskie sądy Jelizarowa. Tymczasem są to poglądy typowe dla Rosjan, dla których emancypacja Ukrainy jest czymś nie tylko nieakceptowalnym, lecz także niepojętym i niewyobrażalnym. Ale przede wszystkim: te poglądy nie pochodzą z „Ziemi”! Przebinda jest jednak radykalny – proponuje zapis na nazwisko: „Ja bym też dzisiaj Jelizarowa zdecydowanie nie wydawał, (…) jest bowiem za tę wojnę naprawdę bezpośrednio odpowiedzialny, podobnie jak grupa innych pisarzy putinowskiej Rosji – z Prilepinem, Łukianienką i Prochanowem na czele” („Gazeta Wyborcza” z 17 sierpnia). O „Ziemi” nadal nie mówi ani słowa.
A oto Szczepan Twardoch. Na „bardzo uprzejmą” prośbę jakiegoś Rosjanina o zgodę na przekład jego „Króla” odpyskowuje: „O tłumaczeniach porozmawiamy, kiedy już Rosja nie będzie strzelać do moich przyjaciółek Iskanderami, a wszyscy rosyjscy żołnierze opuszczą Ukrainę, czy to żywi, czy to jako gruz 200” (cytuję za „Gazetą Wyborczą” z 26 sierpnia). Obrażanie Rosjan – to, widać, polski (śląski?) patriotyczny obowiązek.
Nie wszyscy są jak Putin
Rosjanie w Czechach masowo wspierają Ukraińców, ale sami bywają ofiarami czeskiej rusofobii Według najnowszych danych Czeskiego Urzędu Statystycznego (ČSÚ) w niespełna 11-milionowych Czechach żyje ok. 46 tys. Rosjan. Jak podaje internetowy serwis TV Nova, wielu obawia się teraz przejawów rusofobii czeskiego społeczeństwa. Ogromne poruszenie wywołała opinia, którą na Facebooku opublikował prof. Martin Dlouhý, wykładowca Uniwersytetu Ekonomicznego w Pradze, czyli popularnej Vejški (VŠE). „Wszyscy możemy wesprzeć indywidualne
Samobójstwo
Nie wiemy, ile trupów jest jeszcze potrzebnych tyranowi, nie wiemy, jak się zakończy wojna rosyjsko-ukraińska, ale jedno wiemy na pewno: już nie ma Rosji. To znaczy: Rosja istnieje jako państwo, nadal ma broń jądrową, nadal też jest globalnym graczem, ale nie ma Rosji z jej entelechią, z jej wielowiekową misją, z jej uniwersalizmem. Razem z pociskami, które spadły na Kijów, umarła ruskość Rosji. Ruskość Rosji! W Polsce często sobie z niej dworowaliśmy: jaka ruskość? Wszak to „potomek Czyngis-chana”! Ale takie
NIE dla odpowiedzialności zbiorowej
Pokój w naszej części świata był czymś tak trwałym, że tylko niewielu bało się wojny. Był. Bo nagle skończyły się dobre czasy. Teraz pokój będzie na czele marzeń i życzeń, jakie będziemy sobie składać. Niewiele wiemy. Nie wiemy nawet, jak na ten kataklizm, który od wielu dni bombarduje nasze głowy, zareagują te pokolenia, dla których jest to doświadczenie kompletnie nowe. Wojna znana im była do tej pory tylko z gier komputerowych. A teraz zderzają się z realną śmiercią, zniszczeniami i poniewierką ludzi
Na marne czasy trylogia Walickiego
Jesienne wieczory są coraz dłuższe. Mam więc pewną propozycję. Jeśli brzydzą Was kolejne komunikaty, kto z dojnej zmiany nas okradł i na jaką skalę. Jeśli kolejne słowo zostaje pozbawione sensu i potocznego znaczenia, tak jak się stało z Polskim Ładem, który coraz bardziej przypomina polnische Wirtschaft. Jeśli nie podzielacie zachwytów polityków prawie wszystkich opcji nad dobrodziejstwami, jakie niesie budowa muru na granicy z Białorusią – muru wielkiego, potężnego, naszpikowanego elektroniką – bo dobrze wiecie,
Od Marca ‘68 do „Katynia”
Z „Dziennika” prof. Andrzeja Walickiego Dlaczego nie zauważono nacjonalizmu w „bogoojczyźnianej” ideologii Solidarności? Od dziś rozpoczynamy sprzedaż ostatniego tomu trylogii prof. Andrzeja Walickiego „PRL i skok do neoliberalizmu. Fałszowanie historii. Nacjonalizm. Niegodziwości III RP” pod redakcją Joanny Schiller-Walickiej i Pawła Dybicza. Poniższy tekst jest niewielkim wyimkiem z niepublikowanych „Dzienników” prof. Walickiego, które stanowią znaczącą część III tomu. 8 IV 1998 Refleksje z okazji rocznicy „Marca 1968” Jeszcze słowo o nacjonalizmie. Andrzej Szczypiorski, Marcin Król
Czy ekspert może być rusofobem?
Ludzi, których wiedza na temat Rosji jest dostatecznie głęboka, próżno szukać w gremiach służących klasie politycznej Chcąc zobiektywizować przyczyny jednoznacznej i wyjątkowo konsekwentnej wrogości naszej klasy politycznej w stosunku do Rosji, podaje się dwie główne okoliczności: emocjonalną i intelektualną. Ta pierwsza wynika (jakoby) z konieczności „odreagowania”. Przez długie bowiem dziesięciolecia strach nakazywał skrywać zapiekłe niechęci, które eksplodowały, gdy odwaga przyszła wraz z parasolem rozpiętym nad nami przez naszego „strategicznego sojusznika”, ponoć równie opętanego rusofobią.
Rusofobia to (wielki) biznes robiony na Polakach
Nikt przy zdrowych zmysłach nie rozumie, dlaczego istotna część naszej klasy politycznej oraz mediów z uporem godnym lepszej sprawy głosi polski obowiązek nienawiści do Rosji i wszystkiego, co rosyjskie. Stanowi to unikatowy przypadek nie tylko we współczesnym świecie, lecz również w naszej, polskiej przeszłości. To prawda, że u zarania II RP, gdy wychodziliśmy z dziedzictwa zaborów, istniał silny nurt publicystyki politycznej posługujący się podobną narracją, ale, po pierwsze, istniał również konsekwentny nurt antyniemiecki, uzasadniający niechęć m.in. doświadczeniami grabieży okupacyjnej lat
Ja – kacapski idiota
W noworocznym numerze „Gazety Polskiej” pisze Piotr Lisiewicz: „Kto znając Rosję, nie jest rusofobem, jest albo kacapskim agentem, albo idiotą”. Najprościej byłoby oczywiście odpowiedzieć, że kto czyta „Gazetę Polską”, jest albo całkowicie ogłupiałym fanatykiem, albo samozakłamanym ciemniakiem. Znalazłoby się zresztą w pisemku Tomasza Sakiewicza nader wiele materiałów potwierdzających tę tezę. Żeby jednak nie być oskarżonym o „wyrywanie zdań z kontekstu”, na co skarżą się wciąż miłościwie nam panujący, gdy tylko coś nakłamią, wygłupią się lub nawiążą