Tag "sporty ekstremalne"

Powrót na stronę główną
Obserwacje

Szybowcem nad K2

Pokazaliśmy z kolegami, że latanie nad Karakorum jest możliwe, i to właściwie codziennie

Sebastian Kawa – wielokrotny mistrz świata w szybownictwie, entuzjasta gór i latania eksploracyjnego. W tym roku zrezygnował z walki o kolejny złoty medal. Zebrał ekipę, zapakował pożyczony szybowiec do pożyczonego samochodu i wyruszył w liczącą 9 tys. km drogę do Pakistanu.

Jak zaczęła się fascynacja szybownictwem?
– Wychowywałem się na lotnisku, bo mój tata latał na szybowcach, uprawiał akrobacje samolotowe, a także zrzucał skoczków spadochronowych. Letni czas z mamą spędzałem najczęściej tam. Pamiętam wielkie hangary w Gliwicach, w których układano szybowce niczym puzzle. Można było pod nimi się przeciskać i chować. Ten klimat od zawsze mi się podobał. Gdy tata był w powietrzu, całe popołudnia słuchałem opowieści lotników czekających na swoją kolejkę lotów. Chciałem robić to samo, co tata.

Zaczynał pan jednak od żeglarstwa.
– Przeszedłem drogę juniora od klasy Optimist, potem Cadet i 420. A zaczęło się od tego, że pływaliśmy na omedze z tatą na Jeziorze Żywieckim, jak miałem kilka lat. Gdy byłem mały, przeprowadziliśmy się z Zabrza do Międzybrodzia Żywieckiego, więc jezioro było pod nosem. Później zapisałem się do klubu Neptun FSM Bielsko-Biała.

Żeglowanie pomogło w karierze pilota?
– Technicznie niewiele, ale jeśli chodzi o kwestie psychologiczne w sporcie, to jasne, że tak. Nieważne, jaki sport się uprawia, zasady wszędzie są podobne: walka ze stresem, wyznaczanie sobie celów i ich realizacja. Obowiązuje zasada: chcę wygrać i do tego dążę, co nie zawsze jest oczywiste, szczególnie gdy jest się dzieckiem. Zawodnika zrobili ze mnie właśnie w klubie żeglarskim Neptun FSM Bielsko-Biała. To zasługa naszego trenera Zygmunta Leśniaka.

Odnosił pan sukcesy?
– Pierwszy sukces to mistrzostwa Polski na jeziorku w Przeczycach w Zawodach Ligi Obrony Kraju. Było to wielkie zaskoczenie, bo nasz klub pojechał tam zobaczyć, jak jest na takich zawodach, tymczasem ja wygrałem w optymistach. Trochę przechytrzyłem zawodnika, z którym ostatecznie walczyłem o pierwsze miejsce. Udawałem, że płyniemy razem, a potem odbiłem dookoła zakotwiczonego jachtu i kolega został na zawietrznej. Dzięki temu wygrałem. Mówimy tu o dzieciach z drugiej klasy podstawówki.

Co sprawia, że jest się dobrym pilotem? Cechy osobowości, doświadczenie, a może główną rolę gra intuicja i przewidywanie warunków?
– Myślę, że potrzeba wszystkiego po trochu: woli walki, umiejętności kalkulowania, doświadczenia, odporności psychicznej. Jesteśmy w powietrzu przez wiele godzin, a na zawodach przez dwa-trzy tygodnie. W locie trzeba podejmować wiele kluczowych decyzji, na które nie ma dużo czasu, więc trzeba to robić niejako automatycznie. Niektórzy zawodnicy latają za innymi, inni próbują znaleźć własną drogę w powietrzu. Wcale nie jest powiedziane, kto wygra. Szczególnie przy współczesnej technice, dzięki której widzimy wszystkich na ekranie komputera i wiemy, jakie mają warunki. Przez to ta dyscyplina trochę traci sens. Zamiast odczytywać chmury, latamy za innymi.

Jak wygląda trening w tym sporcie i przygotowywanie się do zawodów? Przecież nie jest to sport kondycyjny.
– Trochę jednak jest. Trzeba być w odpowiedniej formie, aby sobie poradzić z długotrwałymi lotami, z wysiłkiem w wysokich temperaturach w odległych miejscach i ze stresem. Na treningu przede wszystkim trzeba dobrze poznać rejon i zachodzące tam zjawiska meteorologiczne. Im więcej tej wiedzy jesteśmy w stanie sobie przyswoić syntetycznie, śledząc wcześniejsze zapisy lotów, tym lepiej, ale nic nie zastąpi latania na miejscu. Trzeba też trenować współpracę, mieć zgrany zespół, bo latanie we dwójkę jest dużo skuteczniejsze. Często musimy szybować na granicy przeciągnięcia i doskonałe zgranie z szybowcem, czucie tego, co się z nim dzieje, oraz automatyczne reakcje są bardzo ważne. Przeciągnięcie można porównać do poślizgu w zakręcie – jeszcze trochę i już się wyleci.

I zaczniemy spadać?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Sport Wywiady

Percie, granie i zerwy

O wspinaczce na czas i czasie na wspinaczkę

Andrzej Marcisz – taternik, zdobywca wszystkich wierzchołków Tatr Andrzej Marcisz – (ur. w 1961 r.) wielokrotny mistrz Polski we wspinaniu w konkurencjach szybkościowych i na trudność. Brązowy medalista Pucharu Świata (1989) i mistrzostw Europy (1992). Wytyczył kilkadziesiąt nowych, ekstremalnie trudnych dróg wspinaczkowych w Tatrach i skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. W 2015 r. dokonał samotnego przejścia głównej grani Tatr Wysokich. Dotknął każdego nazwanego wierzchołka tatrzańskiego (jest ich prawie 1,2 tys.!). Ostatnio wydał przewodnik „Żelazne percie Tatr” w wydawnictwie Bezdroża.

Mam ochotę cię przedstawić jako największego żyjącego znawcę Tatr. Chyba nie ma w tym przesady, jesteś jedyną osobą, która w tych górach była WSZĘDZIE?
– Powszechnie uważa się, że następcą Włodka Cywińskiego jest Grzesiek Folta, zna Tatry bardzo dobrze, jest młodszy i bardzo aktywny – jest duże prawdopodobieństwo, że też był wszędzie. Przeszedł również główną grań Tatr solo.

Ale w wielu miejscach to ty byłeś pierwszy. Rozmawiamy przy okazji twojej nowej książki, „Żelazne percie Tatr”, która jest w zasadzie pierwszym twoim przewodnikiem całkowicie turystycznym.
– Ta pozycja powstała rozpędem, była skutkiem moich przygotowań do większego przewodnikowego projektu. W ostatnich latach chodziłem po Tatrach bardzo intensywnie, zrobiłem dziesiątki tysięcy zdjęć, mogłem je spożytkować w książce skierowanej do szerszego grona miłośników Tatr. Przeszedłem kolejny raz te wszystkie szlaki tatrzańskie, na których są zainstalowane dodatkowe zabezpieczenia.

Dodajmy, że nie tylko na powierzchni, bo opisujesz także szlaki jaskiniowe. W Mylnej, Raptawickiej i Smoczej Jamie też są klamry lub łańcuchy.
– Przyjąłem zasadę, że jeśli na szlaku jest chociaż jeden krótki łańcuch, to już się załapuje do przewodnika – czasem to tylko jedno miejsce na długiej, łatwej drodze, jak w przypadku dojścia do Zbójnickiej Chaty. Oczywiście w Słowackich Tatrach jest tych zabezpieczonych dróg znacznie więcej, choćby na trasie na Gerlach czy Łomnicę, które opisałem w poprzednim przewodniku „Wielka Korona Tatr”. Teraz skupiłem się na drogach znakowanych, które każdy może przejść samodzielnie i legalnie.

Tytuł nawiązuje do przewodników ferratowych, ten rodzaj wykwalifikowanej turystyki staje się coraz popularniejszy, ale Tatry są pod tym względem górami szczególnymi – nie ma w nich stalowych lin, tylko łańcuchy, do których nie jest przystosowany sprzęt ferratowy.
– To prawda, nigdzie poza Tatrami nie spotkamy łańcuchów. Występuje w związku z tym problem z asekuracją. Przeprowadziłem długą rozmowę z ekspertami z firmy Petzl – niby nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby używać tych ferratowych karabińczyków i lonży, ale żaden producent nie daje gwarancji, że to zadziała przy takim łańcuchowym oporęczowaniu. Żadna firma nie robiła atestów lonży z absorberem na łańcuchy, bo w innych górach typu alpejskiego ich nie uświadczysz.

Kiedy jako dzieciaki śmigaliśmy po Orlej Perci, nie śniło nam się jeszcze, żeby zakładać w tym celu kaski i uprzęże, ale styl turystyki wysokogórskiej się zmienił, tymczasem w Tatrach zabezpieczenia w trudnych miejscach pozostały rodem z XX w.
– Liczba turystów na szlakach też wzrosła ogromnie, ale warto nadmienić, że po polskiej stronie w dużej mierze łańcuchy zostały wymienione na nowe, na Słowacji jest różnie, bywa wręcz fatalnie niebezpiecznie – wiele łańcuchów jest przerwanych…

…tylko że łańcuchy po polskiej stronie wciąż często są w fatalnych miejscach, jak choćby w Żlebie Honoratki, gdzie jeszcze w lipcu znajdują się częściowo pod stwardniałym śniegiem i nie da się z nich korzystać. To bodaj najbardziej feralny, wypadkowy punkt Orlej Perci.
– Honoratka, żleb z Granackiej i Buczynowej Przełęczy to rzeczywiście niebezpieczne miejsca, gdzie nawet w lipcu należałoby mieć raki. Ale kto o tym myśli, kiedy wychodzi w góry w 30-stopniowym upale? Tu można by próbować zasugerować Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu, żeby, podobnie jak to się robi w Alpach, wprowadził dodatkowy poziom zabezpieczeń, drugą linię łańcuchów, zamontowaną wyżej.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Czujemy się jak husky

Koronny dystans na Łemkowyna Ultra-Trail to bieg na 150 km. Chciałem go ukończyć Łemkowyna Ultra-Trail to jeden z najdłuższych i najtrudniejszych biegów w naszym kraju. Koronny dystans to 150 km, ale i setka stanowi niemałe wyzwanie. Biegi ultra mają dystans ponad 50 km. Limit czasu na pokonanie 150 km wynosi 35 godz., a na 102 km – 22 godz. W wypadku załamania pogody ukończenie 150-kilometrowego biegu graniczy z niemożliwością. Po kilku, kilkunastu godzinach w takich warunkach większym wyzwaniem niż

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Broadaci mężczyźni

W 1988 r. Maciej Berbeka jako pierwszy człowiek na świecie przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum, co więcej – spędził w strefie śmierci kilkadziesiąt godzin zagrzebany w śnieżnej jamie i cudem wyszedł żywy z tego przedsięwzięcia, dzięki akcji ratunkowej towarzyszy wyprawy. Chwała zdobywcy szczytu Broad Peak trwała krótko, bo okazało się, że Berbeka wdrapał się zaledwie na przedwierzchołek, zwany Rocky Summit. Koledzy wiedzieli o tym od początku, ale celowo nie podali wspinaczowi prawdziwego położenia, aby uratować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Broadaci mężczyźni

W 1988 r. Maciej Berbeka jako pierwszy człowiek na świecie przekroczył 8000 m n.p.m. w Karakorum, co więcej – spędził w strefie śmierci kilkadziesiąt godzin zagrzebany w śnieżnej jamie i cudem wyszedł żywy z tego przedsięwzięcia, dzięki akcji ratunkowej towarzyszy wyprawy. Chwała zdobywcy szczytu Broad Peak trwała krótko, bo okazało się, że Berbeka wdrapał się zaledwie na przedwierzchołek, zwany Rocky Summit. Koledzy wiedzieli o tym od początku, ale celowo nie podali wspinaczowi prawdziwego położenia, aby uratować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Promocja

Niezapomniane 18. urodziny? Z tymi prezentami ten dzień na długo pozostanie w pamięci

18. urodziny to jedne z najważniejszych, jeśli nie najważniejsze urodziny w całym życiu. To właśnie tego dnia stajemy się dorośli i możemy korzystać ze wszystkich wcześniej nieosiągalnych rzeczy. Naszym zdaniem w dorosłość należy wejść z przytupem, dlatego poniżej przedstawiamy

Aktualne Przebłyski

Daj się zabić w klatce

Pod okiem szeryfa Ziobry kwitnie barbarzyńska nawalanka w klatkach. Za parę złotych tłuką się faceci. Do klatek, by zmasakrować rywalkę, pakują się również kobiety. Coraz brutalniejsze widowisko. Złamane szczęki, wybite zęby. Wszędzie krew. Kretyńskie pseudonimy. Publika wyje. Jest ekstra. Mordobicie nazywa się MMA. A fani to widownia żądna krwi. Dżentelmeni i smakosze. Biznes się kręci, dzięki agresywnej promocji i transmisjom rosną zarobki organizatorów. Są wśród nich ludzie powiązani z mediami. Wiedzą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Promocja

O jakich prezentach marzą Polacy?

Spełnianie marzeń czasami wymaga od nas podjęcia aktywności i opuszczenia swojej strefy komfortu. Marzenia przyjmują bowiem różne formy. Czasem są to przedmioty materialne, jak dom czy samochód, coraz częściej jednak marzymy o przeżyciach – podróżach, doświadczaniu

Obserwacje

Jak nie zwariować ze strachu

Czy łatwo być żoną sportowca ekstremalnego? Marcin: Oto opowieść mojej żony Alicji, bez której nie mógłbym zrealizować wyprawy po Amazonce. Mimo ciągłych napięć między nami nie poddajemy się i wciąż jesteśmy razem. Nie było wyprawy, na którą wyjeżdżałem spokojnie. Zawsze były nerwy z obu stron. Jesteśmy dwoma przeciwieństwami: ja biegunem północnym, ona południowym. Alicja jest wychowana w systemie korporacyjnym, a ja w systemie żołnierskim. To nas różni. W systemie korporacyjnym używa się stwierdzenia „zdzwonimy się”. Jest ono konkretne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Promocja

Rower, narty, surfing – sprawdź, kiedy przyda Ci się ubezpieczenie dla sportowców

Planujesz rodzinny urlop i musisz zadbać, by wyjazd nie był nudny? Nie ma nic lepszego od aktywności na świeżym powietrzu! Aby w pełni nacieszyć się wspólnym uprawianiem sportu powinieneś jednak pamiętać o bezpieczeństwie – jednym z jego elementów jest wybór