Tag "sztuczna inteligencja"
Tworzenie przyszłości Twojej marki w Polsce dzięki Web3 i AI
W erze cyfrowej ekspansji rozwój technologii takich jak Web3 i sztuczna inteligencja (AI) otwiera przed markami nieskończone możliwości. Dla firm planujących rozwój na dynamicznym polskim rynku, wykorzystanie tych innowacji może być kluczem do sukcesu. Dowiedz
VI Edycja Our Future Forum – 25 listopada
JUŻ 25 LISTOPADA RUSZA VI EDYCJA OUR FUTURE FORUM – NAJWIĘKSZEJ KONFERENCJI EDUKACYJNEJ W POLSCE W poniedziałek, 25 listopada w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie ponad 1000 studentów i licealistów weźmie udział w VI edycji Our
Sztuczna inteligencja nie boi się autorytetów
Stopniowo tracimy autonomię i podmiotowość na rzecz rosnącej roli AI w codziennym życiu
Dr Berenika Dyczek – doktor nauk społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Naukowo zajmuje się socjologią kultury i sztuki, a przede wszystkim socjologią cyberprzestrzeni i socjoinformatyką. Prowadzi badania nad wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo. Autorka dwóch monografii i licznych artykułów publikowanych w czasopismach międzynarodowych.
W jak dużym stopniu sztuczna inteligencja oddziałuje dziś na społeczeństwo?
– Z moich badań wynika, że stopniowo tracimy autonomię i podmiotowość na rzecz rosnącej roli sztucznej inteligencji w codziennym życiu. Wpływa to na organizację naszego dnia, który coraz częściej kształtują technologie. „Pamięć ciała” wymusza na nas sprawdzanie telefonu, w którym czeka już gotowy scenariusz: zaplanowane zadania, artykuły do przeczytania czy treści, które będziemy oglądać. Wielu już się nie zastanawia, co będą dzisiaj robić, czytać i myśleć.
Zdecydowanie coraz mniej osób odwiedza strony konkretnych redakcji, żeby czegoś się dowiedzieć. I sprawdza kilka, aby zobiektywizować sobie przekaz.
– Przegląd codziennej prasy staje się reliktem przeszłości. To media społecznościowe – za pomocą precyzyjnie zaprogramowanych algorytmów – decydują, co zostanie nam „podane na tacy”. Inaczej mówiąc, to one dyktują, czym dziś nasycimy umysły. Obecnie mamy do czynienia z zaawansowanymi systemami manipulacji – zwanymi systemami rekomendacyjnymi – które w rzeczywistości sprawują nad nami kontrolę. Jednak utrzymuje się nas w iluzji, że to my mamy władzę. Bo decydujemy, w który artykuł klikniemy. Tymczasem nasze cyfrowe „ja” jest już nakarmione. Moje badania pokazują, że ludzie rzadko analizują ten wpływ sztucznej inteligencji na swoje życie.
Coraz więcej osób korzysta również z czatów GPT. Wydaje się jednak, że mamy małą świadomość tego, jak one działają. Ta technologia wcale nie jest neutralna i bezstronna.
– Przede wszystkim czat GPT wciąż się zmienia, ponieważ ciągle się uczy. Na początku model ten był trenowany na ogromnych ilościach danych pochodzących z różnorodnych źródeł, takich jak teksty z internetu, artykuły czy książki. W pewnym momencie do poprawy jego działania zaczęto wykorzystywać również crowdsourcing. To proces, w którym grupy ludzi oceniają i poprawiają odpowiedzi AI.
Poglądy ludzi z tych grup wpływają więc na „światopogląd” AI?
– Z naukowego punktu widzenia w crowdsourcingu
Inteligencja może sztuczna, zwolnienia prawdziwe
Od czasu udostępnienia usługi ChatGPT i kolejnych wcieleń zabawkowej „sztucznej inteligencji dla początkujących” dyskusja o rozwoju tej technologii, tego instrumentu czy narzędzia jest jedną z najczęściej podejmowanych publicznie. Czy AI jest groźna, czy zapanuje nad światem, kiedy zacznie zagrażać ludziom, jak szybko osiągnie samoświadomość, do czego jest zdolna, czy jest błogosławieństwem, czy przekleństwem. Ta debata musi się toczyć, na wiele pytań już znamy odpowiedzi. Wiemy, że Izrael w Gazie wykorzystał narzędzie AI o nazwie Gospel (Ewangelia). Wyznaczało ono cele bombardowań, szacując liczbę potencjalnych zabitych i – jak to sztuczna inteligencja – nie przejmując się tym w ogóle. Wszak spust czy enter naciskał już oficer albo żołnierz IDF.
Bez tej dyskusji możemy utknąć w dawnym złudzeniu o dobrodziejstwie internetu jako takiego. Nauczka z tamtej przygody: stworzenie zmonopolizowanego potwora władzy i mnożenia majątku przez nielicznych, poddanego absolutnej kontroli i mocy wykluczania, wygenerowanie systemu globalnego uzależnienia, zarówno na poziomie ogólnym, jak i osobistym – wszystko to powinno nam świecić na alarm w kwestiach AI. Bajki o szansach powszechnej edukacji i rozwoju medycyny to cyfrowo-algorytmowa zasłona dymna.
Tymczasem mamy kamyczek, polski, do globalnego koszyczka tej dyskusji. Otóż istnieje w Krakowie OFF Radio Kraków, które jest odgałęzieniem publicznego Radia Kraków
Profesorowie bez dyplomów
Poldi włada biegle językami krajów, w których robił karierę
Ekscentryczna promocja radia-którego-nikt-nie słuchał udała się w stu procentach. Deepfake’owy wywiad bota dziennikarskiego z botem noblowskim, czyli niejakiej Emi z Wisławą Szymborską, nieżyjącą od 12 lat, pokazał, co już może sztuczna inteligencja w służbie mediów i jakie wynikają z tego niebezpieczeństwa. Otóż AI może manipulować perfekcyjnie i bezkonkurencyjnie – wskrzeszona poetka komentowała własnym głosem twórczość tegorocznej laureatki z Korei tak zmyślnie, że przyklasnął temu sam najjaśniejszy sekretarz Fundacji Wisławy Szymborskiej, Michał Rusinek.
Ta kuriozalna „rozmowa” dowiodła, że w świecie symulakrów nikt nie może się czuć bezpiecznie – nie tylko szeregowi pracownicy (jak dziennikarze rzeczonego radia, którym rozwiązano umowy, bo AI może wybierać listę utworów do grania za darmo), lecz także pracownicy zasłużeni i legendarni (jak lektor Jarosław Juszkiewicz, którego po wielu latach Google Maps właśnie zastąpiło głosem bota), a nawet zmarli wieszcze. Groza i lament, do których nie mogę się nie przyłączyć, chociaż z czystej przekory dodam, że lepsza sztuczna inteligencja niż jej naturalny brak, którym grzeszy cała armia dostarczycieli kontentu, uważających się za aktywnych dziennikarzy.
Dla przykładu przeanalizujmy przypadek pana Pipsztyckiego z pewnego tabloidu, który w ubiegłym tygodniu postanowił zarobić na życie tekstem o wybitnym sportowcu. Owóż ten nieborak zechciał przyciągnąć uwagę „sensacyjną” wiadomością o wykształceniu Lukasa Podolskiego; najwyraźniej algorytm podsunął Poldiego jako gorącą postać po hucznym benefisie w Kolonii. Kilkanaście dni temu dziesiątki tysięcy fanów przyszło zobaczyć mecz, w którym Górnik Zabrze zasilony jednorazowo gwiazdami Bundesligi (m.in. Manuelem Neuerem w bramce i Matthiasem Ginterem w obronie) wygrał z FC Köln – macierzystym klubem Poldiego, który zagrał po połowie w obu drużynach. To był hołd dla mistrza świata, najlepszej lewej nogi w historii niemieckiej piłki, człowieka, który doskonale pojął gramatykę futbolu, ale włada też biegle językami krajów, w których robił karierę – mówi po niemiecku, angielsku, polsku, śląsku, a i po turecku zagadać potrafi.
Rolnictwo 4.0
Na naszych oczach dokonuje się rewolucja w polskim rolnictwie. Sztuczna inteligencja oraz nowoczesne formy upraw roślin to początek
Stan rolnictwa i poziom produkcji żywności od czasów biblijnych był przedmiotem szczególnej troski rządzących. Klęski głodu niemal zawsze prowadziły do buntów, a co najmniej do poważnych problemów politycznych. W czasie wojen wyżywienie wojska i ludności cywilnej decydowało o zwycięstwie lub klęsce.
Na początku XX w. na świecie żyło ok. 1,7 mld ludzi. Dziś naszą planetę zamieszkuje ponad 8 mld. Eksperci ONZ szacują, że w roku 2086 będzie nas 10,4 mld. Wszystkich trzeba będzie wyżywić. To zadanie ludzi związanych z rolnictwem i przemysłem rolno-spożywczym.
W XX w. dokonały się rewolucyjne zmiany, które w efekcie ograniczyły występowanie klęsk głodu na świecie. W pierwszej połowie ubiegłego stulecia była to mechanizacja rolnictwa. Pozwoliła ona na znaczące zwiększenie areału upraw i wzrost produkcji, głównie zbóż. Kolejnym krokiem stało się upowszechnienie w latach 60. nawozów sztucznych oraz środków ochrony roślin, co zaowocowało zwiększeniem wysokości plonów. I znów dotyczyło to szczególnie zbóż. W latach 70. i 80. w instytutach naukowo-badawczych i laboratoriach wielkich firm powstały zmodyfikowane genetycznie odmiany roślin. Były odporne na choroby, wymagały mniej wody i zapewniały jeszcze wyższe plony. Dziś najbardziej znane i najczęściej uprawiane, oznaczone jako GMO, są: soja, kukurydza, rzepak i bawełna. Dla jednych ich pojawienie się było symbolem postępu w rolnictwie. Dla drugich dowodem, że świat zmierza w przepaść.
W Europie, Australii i Ameryce Północnej w pierwszej połowie XX w. udało się wyeliminować klęskę głodu. W Azji sporadycznie zdarzały się one jeszcze w latach 60., a w Afryce, na terenach objętych działaniami wojennymi, dzieje się tak nawet dziś.
Unia Europejska, dzięki Wspólnej Polityce Rolnej, zapewniła mieszkańcom naszego kontynentu pełne bezpieczeństwo żywnościowe. Francja, Niemcy, Polska, Hiszpania czy Włochy są od lat poważnymi eksporterami produktów rolnych.
Nawet Rosja, która w czasach Związku Radzieckiego nie była w stanie zapewnić odpowiednio wysokiego poziomu produkcji zbóż i zmuszona była importować pszenicę, głównie ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, jest dziś największym eksporterem zbóż na świecie. Wystarczyło odejść od gospodarki nakazowo-rozdzielczej i pozwolić ludziom działać.
Dziś stoimy na progu kolejnej rewolucji w rolnictwie, której celem będzie zwiększenie produkcji, ograniczenie wpływu zmian klimatycznych na uprawę roślin, wykorzystanie najnowszych technologii informatycznych, w tym sztucznej inteligencji, w produkcji rolnej. I oczywiście obniżka kosztów produkcji. Nazywa się ją „Rolnictwem 4.0” albo „Rolnictwem czwartej generacji” i dzieje się ona także w Polsce.
Mniej może znaczyć więcej
Impas z Intelem
Intel wycofuje się z inwestycji w Polsce, a wicepremier Gawkowski dziwi się tak samo jak wtedy, gdy sprzedali mu kradzione auto
Jeszcze w piątek 13 września wicepremier, minister cyfryzacji chwalił się, że już niebawem pod Wrocławiem zacznie się budowa fabryki amerykańskiego producenta procesorów, Intela. Miał to być jeden z wielkich sukcesów nowego rządu. W fabryce półprzewodników w Miękini zatrudnienie miało znaleźć ok. 2 tys. osób. Jednak w poniedziałek Krzysztof Gawkowski musiał ogłosić, że Intel wycofuje się z inwestycji. W komunikatach medialnych Ministerstwo Cyfryzacji kładło bardzo mocny nacisk na fakt, że producent procesorów wycofuje się nie z winy rządzących, ale z powodu sytuacji finansowej w samym Intelu. Firma zawiesiła na dwa lata swoje inwestycje w całej Europie. Tylko czy ta sytuacja rzeczywiście jest takim zaskoczeniem? A może wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę Google hasło „Intel” i przeczytać kilka artykułów o tym producencie mikroprocesorów?
Trzy małpy
Japońskie przysłowie: mizaru, kikazaru, iwazaru oznacza: nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić nic złego. Jego przedstawieniem jest rzeźba lub rysunek trzech siedzących obok siebie małp, z których jedna zasłania sobie uszy, druga oczy, trzecia pysk. Działanie decydentów w sprawie inwestycji w fabrykę Intela przypomina trochę taką konformistyczną postawę wobec przeciwności losu.
Ale zacznijmy od początku. Dla niezorientowanych – Intel to jeden z największych producentów mikroprocesorów na świecie. W ostatnich latach pozycja firmy z Santa Clara w Kalifornii zaczęła jednak słabnąć na rzecz konkurencji.
Ludzie z Ministerstwa Cyfryzacji powinni być doskonale zorientowani, z kim robią interesy i w jakiej kondycji jest firma potencjalnego partnera. To nawet nie zdrowy rozsądek, lecz podstawowa zasada w biznesie.
Czy zatem kłopoty z Intelem były do przewidzenia? Nawet jeśli ktoś nie chce stawiać się w roli wszechwiedzącej wyroczni, może stwierdzić, że tak. Zła passa kalifornijskiej firmy trwa już od kilku lat, ale ostatnie miesiące są wręcz spektakularną klapą. Na początku sierpnia 2024 r., czyli zaledwie miesiąc temu, Intel zwolnił 15 tys. pracowników, obcinając przy tym koszty w samych Stanach Zjednoczonych o 40 mld dol. Działania firmy w ostatnim czasie ogólnie raczej nie odpowiadają inwestorom, co odzwierciedlają ceny jej akcji, które z 70 dol. spadły do zaledwie 20 dol. (tak nisko akcje Intela nie stały od 11 lat). Tylko od początku tego roku cena akcji zmalała o 58%.
Gigant w kłopocie
Rada nadzorcza Intela już zeszłej wiosny sugerowała prezesowi Patowi Gelsingerowi, aby ten zwrócił większą uwagę na strategię dotyczącą sztucznej inteligencji. Obawiano się, że koncern straci rynek produkcji chipów dla generatywnej sztucznej inteligencji, która pojawiła się wraz z uruchomieniem ChatGPT przez OpenAI. Nie trzeba wspominać, że ten nowy rynek jest dziś wart setki milionów dolarów. Jak widać po sytuacji na rynku mikroprocesorów, Gelsinger albo nie posłuchał, albo coś mu nie wyszło, Intel bowiem jest w ogonie sprzedaży procesorów AI. Być może dlatego, że właściwie nie ma ich w ofercie. Pozostaje w tyle zarówno za Nvidią (producentem kart graficznych), jak i za swoim wieloletnim konkurentem AMD. Aby zobrazować skalę problemu, dość powiedzieć, że Nvidia w ostatnim roku zbliżyła się do wartości 3 bln dol., podczas gdy wartość Intela w tym samym czasie spadła ze 150 mld dol. do zaledwie 80 mld dol.
Jak wybrać najlepsze szkolenie AI dla marketerów i przedsiębiorców?
Sztuczna inteligencja staje się nieodłącznym elementem współczesnych strategii biznesowych. Niezależnie od tego, czy jesteś marketerem, czy przedsiębiorcą, warto inwestować w odpowiednie szkolenie AI, aby efektywnie wykorzystać nowoczesne technologie w swojej działalności. W tym artykule dowiesz się,
Cierpienia młodego wynalazcy
Jak Polska jest (nie)przygotowana do wyzwań innowacyjnej gospodarki.
W ciągu ostatnich kilku lat Polska, zajęta dumnym wstawaniem z kolan, snuciem marzeń o wielkich projektach infrastrukturalnych i wdrażaniu przez państwo przełomowych technologii, nie miała głowy do tak prozaicznej sprawy jak wynalazczość. Postawa rządzących była o tyle racjonalna politycznie, że innowacyjność w każdym społeczeństwie jest domeną bardzo wąskich grup społecznych, a jej wpływ na tempo rozwoju i poziom dobrobytu kraju uwidacznia się dopiero w długim terminie. Pomijanie innowacyjności w polityce gospodarczej nie jest grzechem jedynie poprzedniego rządu, czego efekty widać w statystykach.
W rankingu Global Innovation Index 2023 przygotowanym przez WIPO (Światową Organizację Własności Intelektualnej, www.wipo.int/global_innovation_index/en) znaleźliśmy się na 41. miejscu wśród 132 gospodarek i na 26. wśród 39 gospodarek europejskich! Pod względem liczby zgłoszeń do Europejskiego Urzędu Patentowego (EPO) aktywność Polski jest znacząco mniejsza niż pozostałych państw. W 2021 r. liczba zgłoszeń z Polski do EPO wyniosła 539, czyli 48 razy mniej niż zgłoszeń z Niemiec, przyznanych praw patentowych mieliśmy zaś 240, czyli 69 razy mniej niż Niemcy.
Powody zapaści polskiej nauki można streścić w jednym stwierdzeniu – zbyt niskie nakłady finansowe. Można też przeprowadzić głębszą analizę, ale przekraczałaby ona ramy tego artykułu. Zapaść naszej wynalazczości nie jest jednak spowodowana wyłącznie przedkładaniem przez kolejne ekipy rządowe korzyści z promowania bieżącej konsumpcji nad cele długoterminowe. Na przeszkodzie stają również kwestie bardziej kuriozalne.
W ostatnich kilku latach najgorętszym tematem na rynku inwestorów venture capital jest oczywiście AI – sztuczna inteligencja. Sukcesy dużych modeli językowych (LLM), takich jak ChatGPT, czy generatywnej AI tworzącej realistyczne obrazy i wizualizacje, jak Stable Diffusion, przyciągnęły ogromne kapitały i w błyskawicznym tempie pozyskały setki milionów użytkowników. W rozwój AI zaangażowali się najlepsi informatycy na całym globie. W latach 2014-2023 udzielono tysiące patentów w tej dziedzinie. Z 10 firm wiodących w rozwoju AI połowa jest z Chin. Najwięcej patentów – 2074 – zarejestrował Tencent, a ostatni w tej dziesiątce jest Microsoft, z „tylko” 377 patentami.
Gdzie w tym wyścigu plasuje się Polska? Choć co trzeci start-up pytany w corocznej ankiecie przez Start-up Poland uznaje za słowa kluczowe AI, deep tech i IoT (internet rzeczy), w dziedzinie AI mamy okrągłe zero krajowych patentów. Jak to możliwe w państwie, w którym uczniowie i studenci regularnie wygrywają światowe olimpiady informatyczne i matematyczne lub przynajmniej są ich laureatami? To proste. Polska w odróżnieniu od USA czy regulacji Unii Europejskiej nie uznaje kodu komputerowego za wynalazek. Dlaczego? Bo takie mamy prawo. Bo świat się zmienił, a my nie i do zmiany postawy nie przekonuje nas nawet malejąca z roku na rok liczba krajowych patentów utrzymywanych w mocy (z 18 336 w 2019 r. do 14 022 w roku ubiegłym).
Chciałbym się skupić jednak na innym wycinku problemu – wynalazcach indywidualnych. Mierzony liczbą zgłaszanych patentów może się wydawać nie tak ważny, to 10-15% patentów przyznawanych w Polsce, ale przecież wynalazki takich innowatorów jak Louis Pasteur, Alfred Nobel czy Nikola Tesla dokonywały przełomów gospodarczych i społecznych.
Sieć w silosie
Rewolucja związana ze sztuczną inteligencją może niedługo przynieść koniec otwartego internetu.
Żeby dobrze zrozumieć, o co chodzi, trzeba zrobić kilka kroków wstecz i zyskać perspektywę na sposób, w jaki wszyscy korzystamy z sieci internetowej. Intuicyjnie każdy z nas odpowiedziałby, że spędzamy tam czas w sposób zindywidualizowany, ale wciąż jest to ten sam internet. Można oczywiście niuansować, mówić o darknetach, przestrzeniach niedostępnych z powodu bezpieczeństwa, cyfrowych cenzorach w Rosji, Chinach czy Korei Północnej. To wszystko mniejsze lub większe, ale jednak didaskalia, jeśli chodzi o powszechny odbiór cyfrowej sfery naszego życia.
Ideą założycielską samego internetu, ale też późniejszych jego wytworów, jak media społecznościowe, była pełna otwartość. Internet z definicji miał być jeden, globalny, powszechnie dostępny dla wszystkich. Tak myśleli o nim pierwsi twórcy, tak go rozumiał Mark Zuckerberg, opowiadając o Facebooku jako o „globalnej agorze” łączącej ludzi z najodleglejszych zakątków planety. Wystarczy sobie przypomnieć efekt, jaki wywołała arabska wiosna z 2011 r. Przez kraje Maghrebu przetoczyła się wówczas fala protestów przeciwko rządom autokratów, a ludzie, zwłaszcza młodzi, wychodzili na ulice napędzani mobilizacją w mediach społecznościowych. Facebook i Twitter stały się narzędziami obywatelskiego nieposłuszeństwa, bastionami – no właśnie – cyfrowej wolności w opresyjnym świecie analogowym.
Tamte lata to również początek tzw. dziennikarstwa obywatelskiego, koncepcji, którą dzisiaj trzeba wrzucić do worka zawierającego najbardziej naiwne pomysły w historii tej branży. Największe redakcje zaczęły dostrzegać wtedy potęgę internetu, przechodząc na wydawanie i tworzenie treści skalibrowanych pod media społecznościowe. Świat zachłysnął się pomysłem udostępnienia wszystkiego wszystkim, więc w gazetach i w portalach powstawały specjalne miejsca na publikacje czytelników. Bez zbędnego nadzoru redakcyjnego, bez cenzurowania poglądów, z prawem do nielimitowanego wyrażania własnych opinii. Nikt wtedy nie zastanawiał się, czy świat jest na to gotowy, nie mówiąc o samym sektorze dziennikarskim.
To tylko mit.
Tymczasem wolny i jednolity internet to mit, nic więcej. Sieć nigdy nie była jednakowa dla wszystkich użytkowników i nigdy nie była w pełni wolna, nawet na samym początku. Zaczynając od wysoko ustawionej bariery wejścia technologicznego, a skończywszy na tym, co szybko zajęło miejsce naiwności czasów dziennikarstwa obywatelskiego, czyli płatnych treści. Dzisiaj widać to dobitniej niż kiedykolwiek, internet można podzielić według kilku kryteriów. Najważniejsze, teraz nawet dla wielu wręcz egzystencjalne, jest kryterium finansowe, czyli to, czy dane treści otrzymujemy za opłatą, czy (pozornie) za darmo.
Złudzenia też odłóżmy na bok, nic na świecie nie jest w pełni darmowe, w internecie tym bardziej. Ale rozróżnienie na internet darmowy, zwany często otwartym, i internet płatny, zamknięty, jest mimo wszystko przydatne. Choć należy przyznać, że bywa zbyt dużym uproszczeniem.
I tak do internetu otwartego należeć będzie np. portal, na którego stronę można wejść bez zalogowania, tworzenia konta, podawania jakichkolwiek informacji, a przede wszystkim bez płacenia. Dawniej była to po prostu kwestia wpisania odpowiedniego adresu internetowego, jednak teraz coraz częściej strony wymagają wyłączenia oprogramowania blokującego wyskakiwanie tzw. pop-upów, czyli okienek z reklamami. Wiadomo, że użytkownicy tych stron płacili swoimi danymi i czasem spędzanym na stronie, także na oglądaniu reklam, ale bezpośredniej opłaty nie uiszczali.
Z kolei internet zamknięty to przestrzeń za paywallem – murem, do którego przejścia potrzeba wkładu finansowego. Tu znajdują się gazety, które żadnych treści nie udostępniają w internecie za darmo. Chcesz czytać – płać, jak w tradycyjnym kiosku. Pośrodku znajduje się jeszcze teoretycznie model freemium, powstały z połączenia angielskich słów free (wolny, darmowy) i premium (opłata). To rozwiązanie kompromisowe, polegające na udostępnianiu części (bardzo ograniczonej) treści i usług za darmo, po wykorzystaniu których za dalsze korzystanie z serwisu trzeba już zapłacić. Przykład? Cztery artykuły w miesiącu za darmo, reszta wymaga komercyjnej subskrypcji.
Dla dalszych rozważań o przyszłości internetu kluczowe jest też podkreślenie, że do otwartej jego części należą przede wszystkim media społecznościowe. Za Facebooka przecież się nie płaci, a Zuckerberg kilka lat temu w Kongresie USA powiedział nawet pod przysięgą, że płacić nie będzie się nigdy.