Tag "wybory prezydenckie"
Lis o wilczych oczach
„Oni jedzą psy, należące do ludzi, którzy tam mieszkają. Jedzą koty”, postraszył podczas debaty prezydenckiej Donald Trump, oskarżając w ten sposób imigrantów z Haiti, że zjadą Amerykanom zwierzęta domowe. Bardzo cenne słowa, kolejny dowód, że to osioł i paranoik. Ale przecież to zupełnie w stylu banialuk prezesa, że imigranci roznoszą zarazki i gwałcą kobiety. Kamala Harris dobrze wypadła w tej debacie, rośnie nadzieja, że zostanie prezydentem – jakoś mi jednak trudno napisać: prezydentką.
Tego samego dnia kolejna dobra wiadomość: Ryszard Czarnecki zatrzymany na lotnisku przez CBA. Naczelny lizus Rzeczypospolitej, pieczeniarz, pączek w pisowskim maśle. A wracając do prezesa, martwię się o niego, taki ważny człowiek, a bierze udział w chuligańskich przepychankach pod pomnikiem smoleńskim; siłowanie się, duszenie, przypominało to starożytną rzeźbę Grupa Laokoona. Ów „spisek smoleński” jest czymś niesłychanym, przynajmniej w Europie, w Wenezueli by to uszło.
Casting na Pierwszego Pięknisia RP
Podczytuję, co tam tęgie pisowskie głowy na Nowogrodzkiej radzą, i oczy przecieram. Otóż w siedzibie PiS trwają przedwstępne „przesłuchania” kandydatów tej formacji do wyścigu prezydenckiego. Jak wiemy, czasy, w których ktoś w rodzaju lidera, przywódcy politycznego był kandydatem, należą do przeszłości. Rządzą badania. Czyli należy z wyprzedzeniem ustalić, kogo ewentualnie chce wybrać większość obywateli i obywatelek, i do niego dostosować wybór kadrowy. Mechanizm ten nakłada się na nieopadającą falę entuzjazmu po wyborach z 2015 r., kiedy kompletnie nierozpoznawalny czwartorzędowy Andrzej Duda wygrał z zadufanym, ale rozpoznawalnym Bronisławem Komorowskim, urzędującym prezydentem. Kogo więc chcą Polacy na tym niepotrzebnym do niczego urzędzie? Otóż politycy PiS mówią jednym głosem: przystojny mężczyzna ze znajomością języków obcych i obyciem międzynarodowym. Czyli ktoś wprost proporcjonalnie odmienny od obecnego przywódcy i innych znanych polityków PiS, wśród nich Jarosława Kaczyńskiego. Rodzi się pytanie, dlaczego jeśli kluczowy jest wygląd i znajomość języków obcych (których, na jakim poziomie?), trwają przesłuchania, a nie oglądanie nadesłanych zdjęć. Przegląd zaświadczeń o znajomości języka? Rosyjski i niemiecki też się liczą? Przecież tak określone oczekiwania to raczej na konkurs mistera?
Oprócz tych oczekiwań estetyczno-lingwistycznych dochodzą jednak jeszcze potężne oczekiwania kompetencyjne, które doprecyzował sam Jarosław Kaczyński (który równocześnie przegląda oferty i kandydatury), mówiąc: „Musimy znaleźć kogoś, kto będzie bardzo dobrze przyjęty przez społeczeństwo, a w przeszłości nie ma niczego, co można zaatakować, nawet niesprawiedliwie, ale nie ma”. Zdanie to, oprócz wątpliwej polszczyzny, wymaga wyjaśnienia, wymaga analizy, wymaga rozjaśnienia.
Samotny kiler
Ziemia nie zadrżała. Lud nie wyszedł na ulice. Rezygnację Tuska z kandydowania w wyborach prezydenckich opłakują głównie beneficjenci jego rządów. Czerpiący osobiste profity z dojść do ówczesnej władzy. Choć trzeba przyznać, że Tusk ma też ciągle apologetów potrafiących zachwycać się jego formatem intelektualnym i niezwykłymi talentami. Takie opinie pewno łechcą próżność przewodniczącego Rady Europejskiej, ale dla biegu wydarzeń w Polsce mają znaczenie epizodyczne. Bo szanse Tuska na prezydenturę od dawna były ledwie teoretyczne. Co przytomniejsi analitycy
Zmiana i wymiana
Prawicowe media rozgrywają polityków lewicy jak dzieci, grając na ich próżności i zachęcając do wzajemnego obrzucania się błotem Prof. Mirosław Karwat – kierownik Zakładu Filozofii i Teorii Polityki na Uniwersytecie Warszawskim Panie profesorze, jak pan zareagował na wynik wyborów prezydenckich? – Pomyślałem, że wyborcy wystawili rachunek Platformie Obywatelskiej. Nie dlatego, że rządzi za długo, lecz z powodu coraz większego rozmijania się z oczekiwaniami społecznymi. Mimo wszystko to fenomen, że samodzielny polityk z bogatym życiorysem i ogromnym bagażem doświadczeń
Polityka jako wyreżyserowany spektakl
Politycy powinni pamiętać, że zbyt duże skupienie na gadżetach może ich doprowadzić do upadku. Przykładem tego jest Janusz PalikotDr hab. Małgorzata Molęda-Zdziech wykłada w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i współpracuje z Collegium Civitas. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się wokół zagadnień lobbingu oraz socjologii komunikowania. Ostatnio opublikowała książkę „Czas celebrytów. Mediatyzacja życia publicznego”. Trwa kampania prezydencka. Mamy baloniki, konfetti, autobusy, jeden z kandydatów lata samolotem. Dlaczego tak prowadzi się w Polsce kampanie?
Musimy częściej ze sobą współdziałać, niż walczyć
Potrzebujemy głosu Polski lokalnej, o której na co dzień mało kto pamięta Adam Jarubas– kandydat Polskiego Stronnictwa Ludowego w wyborach prezydenckich, marszałek województwa świętokrzyskiego Jakie wydarzenie szczególnie poruszyło pana w trakcie kampanii prezydenckiej? – Z pewnością inauguracja w Nowym Korczynie. Zaprosiłem na nią przyjaciół, znajomych, ludzi, z którymi się wychowałem, i tych, którzy chcieli się ze mną spotkać. Była piękna pogoda, słońce… Na korczyński rynek przyszło ponad 2 tys. osób. Czułem wsparcie z ich strony.
Jak to na wojence ładnie…
Przykładów rozmaitych kabotyńskich okrzyków, manifestacji głupiej fanfaronady mamy w naszej historii dostatecznie dużo. Przykładów bezgranicznej głupoty też. W okresie pierwszego „karnawału Solidarności” w latach 1980-1981 też ich nie brakowało. Sprzyjała temu euforia masowego ruchu, który „ruszał z posad bryłę świata”, boć przecież wtedy sam Lech Wałęsa mówił – i to chyba szczerze – „Socjalizm – tak! Wypaczenia – nie!”. To z tego okresu znane są wypowiedzi niektórych liderów Solidarności, z których jeden chciał