Tag "Zbigniew Ziobro"
Minister przestępczości
Zbigniew Ziobro miał czuwać nad przestrzeganiem porządku i sprawiedliwości, a zamiast tego stał się symbolem złodziejstwa, tuszowania przestępstw i nadużywania władzy
Ciemne chmury zbierają się nad Zbigniewem Ziobrą, który prawdopodobnie zostanie przez policję doprowadzony siłą przed sejmową komisję śledczą ds. Pegasusa. Będzie to widowisko, jakiego Wiejska jeszcze nie widziała. Najpierw jednak Sejm musi przegłosować wniosek o odebranie immunitetu byłemu ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu, co wydaje się formalnością. Z drugiej strony Ziobro, skoro – jak twierdzi – nie ma nic do ukrycia, powinien się stawić dobrowolnie, ale cwani posłowie PiS skierowali do upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z ustawą zasadniczą uchwały powołującej komisję śledczą. Trybunał Julii Przyłębskiej, z prokuratorem PRL i byłym posłem PiS Stanisławem Piotrowiczem w składzie, podzielił mętne wywody polityków partii Jarosława Kaczyńskiego, że zakres działania komisji śledczej został „skonstruowany niepoprawnie z punktu widzenia logiki”. Ziobro z kolei najpierw twierdził, że jest ciężko chory i nie może przybyć do Sejmu. Gdy się okazało, że jego stan zdrowia pozwala na udział w pracach komisji, zmienił front, argumentując, że wedle wyroku TK komisja nie istnieje, ale jak zostanie powołana zgodnie z prawem, chętnie się stawi, by złożyć zeznania, „bo pokażą one, jak wiele zrobiłem, by Polacy mogli czuć się bezpieczniej”.
Nielegalna inwigilacja
W sprawie Pegasusa działa też prokuratura. W lutym br. Adam Bodnar powołał zespół doświadczonych śledczych w Mazowieckim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie. Już samo przydzielenie tej wyspecjalizowanej jednostce do zwalczania najpoważniejszej przestępczości kryminalnej prowadzenia śledztwa w sprawie zakupu i nielegalnego wykorzystywania cyberbroni świadczy o powadze sytuacji. A poszkodowanych może być nawet kilkaset osób. Są wśród nich m.in. europoseł Krzysztof Brejza, poseł i adwokat Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek, były prezydent Sopotu, obecnie poseł, wiceminister funduszy i polityki regionalnej Jacek Karnowski, cieszący się powszechnym szacunkiem były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak, posłanka Magdalena Łośko, lider Agrounii, a teraz wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, jedna z liderek Strajku Kobiet Klementyna Suchanow, dziennikarz Tomasz Szwejgiert, który napisał książkę o Mariuszu Kamińskim.
Za pomocą Pegasusa szpiegowano również ludzi związanych z obozem PiS: byłego posła Mariusza Antoniego Kamińskiego, byłego wpływowego rzecznika partii Adama Hofmana, byłego ministra skarbu Dawida Jackiewicza oraz Katarzynę Kaczmarek, żonę słynnego „agenta Tomka”, który stał się wrogiem PiS.
Pegasus to zabójcza broń.
Pierwsza dama PiS
Czy Patrycja Kotecka-Ziobro zawalczy o schedę po Jarosławie Kaczyńskim?
„Ufam, że to środowisko, które jest pełne znakomitych polityków, przetrwa. Zachęcam do tego szczególnie, aby pojawił się prawdziwy przywódca tej formacji. Myślę, że taką osobą jest Patrycja Kotecka-Ziobro, która w mojej ocenie ma predyspozycje do bycia najtwardszym politykiem w Polsce, jeśli chodzi o obronę przeciwko temu bezprawiu”, stwierdził kilka miesięcy temu poseł Janusz Kowalski, odpowiadając na pytanie, kto powinien zastąpić schorowanego Zbigniewa Ziobrę w roli lidera Suwerennej Polski.
Po wchłonięciu partii Ziobry przez PiS temat jest już nieaktualny, ale – jak usłyszałem od dobrze zorientowanych osób – żona byłego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, która dotychczas pozostawała w cieniu, ma ambicje polityczne. Czy zawalczy o przewodzenie polskiej prawicy, nie wiadomo, ale taki scenariusz wcale nie byłby z gatunku political fiction.
Mroczna przeszłość
Historia znajomości Patrycji Koteckiej i Zbigniewa Ziobry ma dwie wersje. W tej serwowanej w prasie bulwarowej i na portalach plotkarskich poznali się w 2003 r. w czasie obrad sejmowej komisji śledczej badającej tzw. aferę Rywina. Ona – dociekliwa i ambitna dziennikarka śledcza, on – polityk walczący z bezprawiem.
„Szczególną uwagę zwróciłem na Patrycję, kiedy przesłuchiwaliśmy Leszka Millera. Tamtego dnia miałem już tak wszystkiego dosyć i… spojrzałem w kierunku stołu, przy którym siedzieli dziennikarze. Patrycja miała na sobie jakiś niebieski żakiet. Po siedmiu godzinach słuchania i patrzenia na Leszka Millera zobaczyłem, w końcu, piękną kobietę, która się uśmiechała”, wspominał Ziobro w jednym z wywiadów.
Według drugiej wersji Kotecka została „podstawiona” Ziobrze przez gangsterów. „Gazeta Wyborcza” ujawniła sensacyjne zeznania jednego z bossów mafijnych, Piotra K. „Brody”, który poszedł na współpracę z prokuraturą. Przesłuchiwany w 2009 r. „Broda” opowiedział śledczym o związkach Koteckiej ze środowiskiem przestępczym, a trwały one do połowy 2006 r. „Kotecka (…) wykonywała dla nas wiele działań, a w szczególności z uwagi na jej charakterystyczną urodę podrzucaliśmy ją różnym osobom, także z kręgu polityki, biznesu, ale także funkcjonariuszom policji”, zeznał gangster. Kotecka miała też być zamieszana w spalenie pizzerii i zlecenie porwania.
Jak było naprawdę, nie wiadomo, ale dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski potwierdził, że Kotecka obracała się wśród przestępców.
Coś musiało być na rzeczy, bo z kolei „Newsweek” napisał, że w 2006 r. Ziobro, bojąc się prowokacji ze strony mafii, udał się do ówczesnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Bogdana Święczkowskiego (teraz ulokowanego w Trybunale Konstytucyjnym Julii Przyłębskiej) z prośbą, aby podległe mu służby sprawdziły Kotecką, którą przedstawił jako swoją narzeczoną. Podjęto inwigilację, a w archiwum ABW pozostały dwie opasłe teczki z materiałami.
Ziobro i Kotecka długo ukrywali swój związek, choć huczało od plotek. Latem 2007 r. Kotecka została zastępcą szefa Agencji Informacji TVP – nadzorowała wszystkie programy informacyjne, ze sztandarowymi „Wiadomościami” włącznie. Zdaniem Janusza Kaczmarka, prokuratora krajowego i szefa MSWiA w pierwszym rządzie PiS
Czekanie na Brutusa
Jak pamiętacie, na okładce poprzedniego numeru było zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego. Z tytułem „Robił, co chciał. Państwo Kaczyńskiego”. Tekst szykowany był na kongres PiS, który miał się odbyć w minioną sobotę. Miał się odbyć i aż do środy prezes potwierdzał, że się odbędzie. Zapowiadała się ogromna wpadka, bo kto w czasie powodzi robi takie imprezy? Tylko ktoś oderwany od realnego życia. Na szczęście dla tej formacji jacyś przytomniejsi politycy wybili prezesowi ten pomysł z głowy. Media i widzowie stracili okazję przyjrzenia się, jak ubożuchne programowo i skromne myślowo jest najbliższe otoczenie Kaczyńskiego. To, które sam sobie dobrał. Eliminując wszystkich, którzy wyrastali powyżej pisowskiej murawy.
Sytuacja w PiS jest mało klarowna. Możliwe są nawet najbardziej zaskakujące rozwiązania. Prezes kolejnymi publicznymi występami potwierdza, że żyje w świecie, który ma coraz mniej wspólnego z tym rzeczywistym. A jego najbliższe otoczenie udaje, że tego nie widzi. Wszystko jednak ma swój koniec. Zwłaszcza w polityce, gdzie lojalność jest na końcu przestrzeganych zasad. Mając w ręku wszystkie instrumenty władzy, można ją utracić. Historia pełna jest nazwisk satrapów, dyktatorów i dożywotnich władców, którzy władzę stracili.
To na szczęście nie jest nasz problem. Zobaczymy, kto w tym gronie okaże się Brutusem. Czas nagli, w szeregach PiS widać coraz więcej kandydatów do rozmowy z prokuratorem. A to przecież skromny początek rozliczeń, które nieuchronnie czekają najbliższe otoczenie Kaczyńskiego. I jego samego. Osobista odpowiedzialność prezesa za wiele afer jest tak oczywista, że do odbudowy praworządności w Polsce taki proces jest niezbędny. Bo prawdziwe prawo i prawdziwa sprawiedliwość zatriumfują dopiero wtedy, gdy ukarani zostaną organizatorzy i przywódcy przestępczego systemu.
Dotyczy to również Zbigniewa Ziobry. Jeśli jest na tyle zdrowy, że może udzielać długich wywiadów mediom dojnej zmiany, to nie ma powodów, by unikał sejmowej komisji śledczej. Przykładów aresztowań ludzi starych i chorych za rządów Ziobry było wiele. Choćby opisany przez nas przypadek 78-letniej adwokat Aliny Dłużewskiej, którą dwa lata trzymano w areszcie i torturowano. Nie mam wątpliwości, że tacy bezwzględni wobec swoich przeciwników politycy jak Zbigniew Ziobro zrobią wszystko, by uniknąć odpowiedzialności. Boją się kar i więzienia.
W życiu jednak za wszystko trzeba płacić. Choroba nie gwarantuje bezkarności.
Prokurator do tuszowania przestępstw
Europoseł PiS, pierwsza prezes Sądu Najwyższego, wiceszef więziennictwa, brat komendanta głównego policji – oto kogo chronił prokurator Jerzy Ziarkiewicz
Prokuratura Krajowa poinformowała o wszczęciu śledztwa i postępowania dyscyplinarnego w sprawie „niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez byłego prokuratora regionalnego w Lublinie”. Chodzi o zaufanego człowieka Zbigniewa Ziobry, Jerzego Ziarkiewicza, który chronił związane z PiS osoby podejrzane o popełnianie przestępstw, a jednocześnie nadzorował śledztwa wymierzone w tych, których PiS uważało za swoich przeciwników.
Ta sprawa jest bezprecedensowa. W historii polskiej prokuratury zdarzali się nieuczciwi prokuratorzy, ale nie było jeszcze śledczego, który, wykonując dyspozycje polityczne, na tak masową skalę sprzeniewierzyłby się prokuratorskiemu ślubowaniu. Według moich informacji Ziarkiewicz może usłyszeć nawet kilkadziesiąt zarzutów. A jeśli podpadnięty prokurator „pęknie” w czasie śledztwa i zacznie mówić, być może pociągnie za sobą Zbigniewa Ziobrę. Jest bowiem mało prawdopodobne, by działał bez wiedzy i akceptacji przełożonego.
Prokurator o słusznych poglądach
Jerzy Ziarkiewicz pewnie nie zrobiłby tak spektakularnej kariery, gdyby PiS nie doszło do władzy. To dzięki Zbigniewowi Ziobrze został prokuratorem regionalnym w Lublinie, choć według plotek swój udział miał w tym również kościelny biznesmen o politycznych zapędach – o. Tadeusz Rydzyk. Ziarkiewicz nigdy nie krył się z poglądami. W swoim gabinecie na ścianie miał portret Marii i Lecha Kaczyńskich, bywał też często na miesięcznicach smoleńskich w Warszawie, choć nie afiszował się z tym. Gdy pod koniec listopada 2023 r. po przegranych przez PiS wyborach powstał marionetkowy rząd Mateusza Morawieckiego, dwutygodniowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny Marcin Warchoł wręczył Ziarkiewiczowi odznakę Za Zasługi dla Wymiaru Sprawiedliwości, co w środowisku prawniczym odebrano jako ponury żart. Odznaka przyznawana jest bowiem „za zasługi na rzecz umacniania zasad demokratycznego państwa prawnego, kształtowania kultury prawnej oraz właściwego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości”.
Pod specjalną ochroną
Do nadzorowanej przez Ziarkiewicza prokuratury (i prokuratur podległych) kierowane były „najgorętsze” politycznie śledztwa. W zależności od zapotrzebowania część była prowadzona z przesadnym zaangażowaniem, inne zaś trafiały do tzw. zamrażarki, a właściwie do garażu prokuratury, gdzie ukrywano akta, co było niezgodne z prawem. W śledztwach, które rzekomo miały być prowadzone, nic się nie działo, a Ziarkiewicz tylko przedłużał ich bieg. Wyszło to na jaw przypadkiem, gdy jeden z kierowców prokuratury zaczał psioczyć na przełożonych, że musi parkować służbowy samochód pod chmurką, a w zimie dodatkowo odśnieżać pojazd i zdrapywać z niego lód, bo służbowy garaż zawalony jest pod sam sufit aktami.
Do tzw. zamrażarki trafiła np. sprawa ks. Mariusza W., wykładowcy akademickiego i dyrektora Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 r., który zgwałcił kilka kobiet. Choć śledczy mieli zeznania pokrzywdzonych, duchowny przez kilka lat cieszył się wolnością. Został aresztowany dopiero w lipcu br., po tym jak nowe kierownictwo prokuratury nadało bieg „zamrożonym” śledztwom.
To Ziarkiewicz chronił przez lata europosła PiS Ryszarda Czarneckiego. Już w 2019 r. prokuratura dysponowała dokumentami z kontroli tzw. kilometrówek, którą przeprowadził Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Wynikało z nich, że polityk wyłudzał na gigantyczną skalę pieniądze z Parlamentu Europejskiego. Sprawa trafiła do podległej Ziarkiewiczowi Prokuratury Okręgowej w Zamościu i kisiła się tam przez pięć lat. Pewnie zakończyłaby się umorzeniem, ale PiS straciło władzę i nie dało się już dłużej tuszować nadużyć.
Prokurator Ziarkiewicz rozpiął także parasol ochronny nad bratem komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka, Łukaszem S., który działał w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej miliony złotych ze skarbu państwa na tzw. karuzeli vatowskiej. Łukasz S. został zatrzymany wraz z dwoma innymi przestępcami. Oprócz zarzutu udziału w zorganizowanej grupie przestępczej usłyszał kolejne: prania brudnych pieniędzy, fałszowania faktur i oszustwa dotyczącego mienia znacznej wartości. Prowadzący śledztwo prokurator domagał się aresztu dla wszystkich podejrzanych, ale sąd rejonowy na to się nie zgodził, więc śledczy postanowił odwołać się od tej decyzji do sądu okręgowego. Wtedy interweniował Ziarkiewicz, który polecił wycofać wniosek o aresztowanie, ale tylko wobec Łukasza S. Prowadzący śledztwo prokurator nie zgodził się i zażądał polecenia na piśmie. Ziarkiewicz mu je wydał, dzięki czemu brat komendanta głównego policji uniknął aresztu, za to dwaj jego kompani trafili za kratki.
Już dawno powinien zostać osądzony płk Artur Dziadosz, były zastępca dyrektora generalnego Służby Więziennej, który w listopadzie 2019 r. w Kozienicach na przejściu dla pieszych śmiertelnie potrącił samochodem kobietę. W ciągu pół roku miejscowa prokuratura zebrała kompletny materiał dowodowy, dzięki któremu można było postawić Dziadoszowi zarzuty i skierować akt oskarżenia do sądu (oficerowi grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia). Jednak śledztwo zostało najpierw przejęte przez Prokuraturę Okręgową w Radomiu, a następnie przekazane do Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Zdecydował o tym prokurator Ziarkiewicz, który objął je „zwierzchnim nadzorem”. Postępowanie ugrzęzło, bo prokuratorzy zaczęli na nowo analizować zebrany materiał dowodowy i zamawiać dodatkowe opinie biegłych. Płk Dziadosz nie tylko nie został osądzony, ale nadal był wiceszefem polskiego więziennictwa, a gdy sprawa stała się głośna, uciekł na emeryturę, by wkrótce znaleźć – dzięki Zbigniewowi Ziobrze – zatrudnienie na dyrektorskim stanowisku w Mazowieckiej Instytucji Gospodarki Budżetowej Mazovia w Warszawie, która podlega Ministerstwu Sprawiedliwości (o płk. Arturze Dziadoszu pisaliśmy w tekście „Ponad prawem” w PRZEGLĄDZIE nr 50/2023).
Wyboiste drogi Marzeny Kowalskiej
Czy zaufana prokuratorka Lecha Kaczyńskiego pogrąży Zbigniewa Ziobrę i jego środowisko polityczne?
Kierowanie w Prokuraturze Krajowej zespołem prokuratorskim, mającym za zadanie wyjaśnić aferę Funduszu Sprawiedliwości, Adam Bodnar powierzył Marzenie Kowalskiej. To na jej polecenie funkcjonariusze ABW przeszukali mieszkania i domy m.in. Zbigniewa Ziobry oraz jego zastępców, Michała Wosia i Marcina Romanowskiego. Kowalska stoi przed nie lada wyzwaniem. Skala nadużyć finansowych w resortowym funduszu, liczona w setkach milionów złotych, jest tak ogromna, a zaangażowanie w przestępczy proceder wpływowych polityków Suwerennej Polski (wcześniej Solidarnej Polski) tak ewidentne, że sprawa musi się zakończyć niejednym aktem oskarżenia.
Z ujawnionych taśm Tomasza Mraza, byłego urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości, wynika, że pod patronatem Zbigniewa Ziobry działała zorganizowana grupa przestępcza. (Pisaliśmy o tym w artykule „Przestępczy układ Zbigniewa Ziobry”, PRZEGLĄD nr 15/2024, ujawniając jako pierwsi, że środki z Funduszu Sprawiedliwości kierowane były do okręgów wyborczych polityków Suwerennej Polski).
Śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, który miał pomagać ofiarom przestępstw, a służył do rozkradania pieniędzy, obejmuje okres ośmiu lat rządów PiS i podzielone jest na kilkanaście wątków. To chociażby zakup nielegalnego programu szpiegowskiego Pegasus, dotacja 100 mln zł dla fundacji Profeto księdza egzorcysty Michała O. (który przebywa w areszcie m.in. pod zarzutem prania pieniędzy), wytransferowanie kilkudziesięciu milionów złotych do organizacji związanych z europosłem Patrykiem Jakim oraz posłami Dariuszem Mateckim, Edwardem Siarką i Tadeuszem Woźniakiem. W areszcie przebywają byłe dyrektorki Departamentu Funduszu Sprawiedliwości – Urszula D. i Karolina K. Wraz z postępem śledztwa i gromadzeniem materiału dowodowego (zebrano ponad 100 tomów akt) będą zapewne wypływać kolejne szwindle, o których opinia publiczna nie miała pojęcia. Według moich informacji śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości będzie największym dochodzeniem w historii polskiej prokuratury.
Teraz los Zbigniewa Ziobry i spółki jest w rękach pani prokurator, która na pewno nie zawaha się orzec długich lat więzienia. Ale zanim do tego dojdzie, Marzenę Kowalską czeka niejedno starcie z politykami Suwerennej Polski.
Do pierwszego doszło w kwietniu br., podczas posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, na którym Kowalska tłumaczyła się z przeszukań przeprowadzonych przez ABW w domach polityków. Współpracownicy Ziobry bezpardonowo zaatakowali panią prokurator, zarzucając jej, że działa na polityczne zlecenie, a przeszukania były „bezprawne, brutalne, bezczelne, nieludzkie i naruszały fundamentalne godności człowieka, zaginęły kosztowności, biżuteria i pieniądze”. Padały insynuacyjne pytania, czy Marzena Kowalska spotykała się w sprawie przeszukań z Romanem Giertychem i Ewą Wrzosek, czy o działaniach prokuratury był na bieżąco informowany Donald Tusk, jak często nakazywała rozkręcanie drzwi posłom, jak trafiła do Prokuratury Krajowej i czy podlega bezpośrednio Adamowi Bodnarowi.
Prokurator starała się rzeczowo odpowiedzieć, ale posłowie Suwerennej Polski nie byli zainteresowani. Doszło do karczemnej awantury, a przewodnicząca komisji Kamila Gasiuk-Pihowicz zamknęła posiedzenie.
Ruch oporu PiS
Barykady i pułapki.
Jest nagranie, na którym prezes Orlenu Daniel Obajtek rozmawia z „dziennikarzem” Piotrem Nisztorem. Mówią o posadach dla żony i ojca Nisztora, o pieniądzach. W pewnym momencie Obajtek rzuca, że mogą nadejść ciężkie czasy i trzeba się przygotować.
No to już wiemy – PiS spodziewało się, że mogą nadejść „ciężkie” czasy, więc się zabetonowało i pozabezpieczało. Na wypadek przegranej pobudowało całą sieć „fortyfikacji”, które pozwoliłyby przetrwać rządy PO. I w takim kraju żyjemy. Mówił o tym niedawno w PRZEGLĄDZIE prof. Mirosław Karwat – że polska polityka jest w pętli, którą założyło nam PiS.
Część tych „fortyfikacji” udało się nowej ekipie rozmontować, część obejść, ale tylko część. Większość istnieje.
Głównym elementem sieci jest prezydent Andrzej Duda, który może wetować ustawy albo wysyłać je do Trybunału Konstytucyjnego. I staje się coraz bardziej agresywny. Trybunał to oczywisty pisowski bastion. Kolejnym jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczący Maciej Świrski (sam nazywa się talibem PiS) zablokował pieniądze pochodzące z abonamentu dla TVP i Polskiego Radia. Inne bastiony to NSZZ Solidarność, pisowskie media oraz – trzeba to powiedzieć – prokuratorzy, urzędnicy i funkcjonariusze wciąż związani z poprzednią władzą. Poza tym rzeczy, których nie widzimy, ale których istnienie przeczuwamy: zasoby finansowe polokowane przez PiS w różnych miejscach.
Oto mamy polityczną mapę Polski – odbijanie państwa z rąk PiS nie skończyło się 15 października, można rzec, że dopiero tego dnia się zaczęło. I idzie jak po grudzie.
Duda.
To żadne odkrycie – Andrzej Duda jest najważniejszym elementem obrony pisowskiego świata. Ma konstytucyjne uprawnienia i z nich korzysta. Może wetować ustawy, a obecna władza nie ma w Sejmie wystarczającego poparcia, by weto odrzucać. Innymi słowy, prezydent może zatrzymać każdą ustawę. Już to zresztą robi. Dzień przed świętami Bożego Narodzenia zawetował ustawę okołobudżetową, m.in. zapewniającą środki na wypłaty podwyżek dla nauczycieli, policjantów, żołnierzy, budżetówki, no i – to był powód weta – 3 mld zł na media publiczne. Prezydent chciał w ten sposób obronić TVP i Polskie Radio dla PiS.
Innym spektakularnym wetem był sprzeciw wobec ustawy przywracającej pigułkę „dzień po”. Tym razem nastąpiło to w Wielki Piątek. A prezydent argumentował, że „wsłuchał się w głos rodziców” i „nie mógł zaakceptować rozwiązań prawnych umożliwiających dostęp dzieci poniżej 18. roku życia” do wspomnianej tabletki. Weta prezydenta, a przede wszystkim zapowiedź kolejnych, wywołały efekt mrożący – koalicja rządząca straciła serce do zapowiadanych ustaw, bo wie, że Duda i tak ich nie podpisze. A te ustawy, które przechodzą przez Sejm, prezydent kieruje do Trybunału Konstytucyjnego, w trybie następczym, więc już po podpisaniu, by sprawdził ich zgodność z konstytucją.
Pretekstem jest sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – prezydent uważa bowiem, że wciąż są posłami, w związku z tym ma wątpliwości, czy Sejm proceduje prawidłowo i nie narusza konstytucji. W ten sposób do trybunału pani Przyłębskiej regularnie kierowane są kolejne ustawy. Między innymi ustawa budżetowa, ustawa przywracająca nadzór ministra nauki nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy, ustawa dotycząca wakacji kredytowych w 2024 r. czy ustawa o Krajowej Sieci Onkologicznej.
Trafiają tam w trybie następczym, trybunał może ich zgodność z konstytucją rozpatrzyć, kiedy chce, i jest to raczej rodzaj straszenia. Ale ta nabita strzelba na ścianie wisi i ma wisieć! Bo prezydent już zapowiedział, że na żadne zmiany w Trybunale Konstytucyjnym się nie zgodzi.
Przestępczy układ Zbigniewa Ziobry
Oto jak z Funduszu Sprawiedliwości wyprowadzano setki milionów złotych Na polecenie prokuratury funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeszukali domy i mieszkania należące m.in. do Zbigniewa Ziobry, Michała Wosia, Marcina Romanowskiego i Dariusza Mateckiego. U polityków Suwerennej Polski wywołało to szok. Zbigniew Ziobro nazwał te działania „kompletnym absurdem” i „aberracją”, Michał Woś „nielegalnymi i bandyckimi”, a Marcin Romanowski „pokazem buty, arogancji i brutalnej siły uśmiechniętej koalicji 13 grudnia”. Urzędnicy i egzorcysta Co prawda, żaden polityk nie usłyszał zarzutów,
Portret osobisty
Rozumiemy gniew rolników, ale chyba zaczynamy tracić cierpliwość. Powinni pójść teraz na kompromis. To w większości ludzie bardzo zamożni, wiem, że bogaty też nie lubi tracić. Zdają się nie mieć żadnej wrażliwości na dramat Ukrainy, nie pojmują, czym jest Unia, jak ważna jest ta wspólnota i my w niej. Nie wierzą w zmiany klimatyczne, ślepi są na to, czym one grożą. Mają jednak mocne usprawiedliwienie. To nie ich wina, że są potomkami pańszczyźnianych niewolników, a jak pisał Norwid, gdyby dać niewolnikom skrzydła, zamiataliby
Uczciwość pod rządami Ziobry
Za rządów PiS prokuratura stała się partyjnym aparatem ochrony interesów obozu władzy Gdy wiosną 2016 r. PiS przejęło kontrolę nad niezależną prokuraturą, rzecznikom prasowym prokuratur w całej Polsce zadałem prowokacyjne pytanie: czy można być uczciwym prokuratorem pod rządami Zbigniewa Ziobry? Nie wszyscy mieli na tyle odwagi, żeby odpowiedzieć, ale ci, którzy się zdecydowali – a było ich 15 – stwierdzili, że tak! Łubu-dubu, niech nam żyje… Mariusz Marciniak, Prokuratura Regionalna w Gdańsku: „Standardy uczciwości wyznaczają indywidualne