Tag "życie codzienne"

Powrót na stronę główną
Kultura Wywiady

Kamperem przed siebie

Każdy potrzebuje być szczęśliwy na własnych warunkach.


Agnieszka Kokowska – autorka zdjęć filmowych, reżyserka, edukatorka. Absolwentka Szkoły Filmowej w Katowicach na kierunku realizacja obrazu filmowego. Jej pełnometrażowy film dokumentalny „W stronę słońca” (2024) uczestniczył właśnie w 43. Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film.

W kinach od 19 lipca.


Bohaterowie twojego filmu dokumentalnego „W stronę słońca” – Kasia i Robert z trójką dzieci – zapragnęli zmiany. Porzucili dostatnie życie w Warszawie, sprzedali dom, kupili kamper i wyruszyli w świat. W czasie seansu nie dawało mi spokoju, czy zamienili wygodę na niewygodę, czy odwrotnie.
– Jak chcesz coś zmienić w swoim życiu na lepsze, to dosyć kontrowersyjnym pomysłem może być zamknięcie się w bardzo małej przestrzeni kampera z całą rodziną. Człowiek zostaje bez bieżącej wody w kranie i bez regularnego, comiesięcznego dochodu. Ale jak się głębiej zastanowić, to ta przestrzeń jest teraz nieograniczona, bo ich salon otwiera się na plażę, las, ocean, wszystko, co dookoła. Oni żyją przecież nie tylko w środku kampera, ale także na zewnątrz. Mają ogródek, o którym wielu z nas marzy, mieszkając w zatłoczonym mieście.

Marzyliśmy o nim w czasie pandemii!
– Zwłaszcza gdy pojawiły się absurdalne przepisy zakazujące wchodzić do lasów i parków. Myślę, że pandemia zmieniła życie wielu osób, którym zaczęło ono płynąć trochę spokojniej, co wywołało refleksje. We mnie pandemia wyzwoliła ogromną kreatywność. Możliwe, że bez niej bym się twórczo nie obudziła. 

Mam ADHD i gdy miałam dużo obowiązków, nie potrafiłam sobie poukładać pewnych rzeczy. Byłam przebodźcowana, więc gdy nie można było pracować, bo branża filmowa się zamknęła podczas pierwszego lockdownu, to dało mi przestrzeń, żeby troszeczkę bardziej zagłębić się w to, co mnie dziecięco pasjonuje, czyli obserwowanie kamerą rzeczywistości. Uświadomiłam sobie wtedy, że też mam coś do powiedzenia i chcę reżyserować.

Moich bohaterów poznałam miesiąc przed ich wyjazdem. Od początku wiedziałam, że to będzie długi projekt, bo to, co mnie najbardziej interesuje w ich historii, to pierwsze dwa-trzy lata podróży. Po swoich doświadczeniach emigracyjnych wiedziałam, że kiedy jesteś nowicjuszem i wymyślasz sobie, że teraz będziesz w życiu robić coś innego, kierują tobą jakieś wyobrażenia. A mnie interesowało, jak weryfikuje to rzeczywistość.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Uwikłany w życie

Czułość. 

Ileż ja pisałem o czułości, jeszcze zanim Olga Tokarczuk wplotła czułość w swoją mowę noblowską. W roku 2002 ukazał się w Iskrach mój tomik wierszy pt. „Tylko czułość idzie do nieba”. Uważam czułość za najcenniejsze uczucie, nie miłość, która płonie wysoko, ale szybko się spala. I cienka jest granica między miłością a nienawiścią. Czułość rzadko zmienia się w nienawiść. Można być czułym wobec dzieci, ale też wobec przedmiotów czy zjawisk. Najwięcej jednak czułości ma się wobec swoich dzieci. I to najbardziej czysta forma czułości. Napisałem kilka wierszy o czułości. Ten dał tytuł tomikowi. 

 

Przytul się do mnie 

Jesteśmy tacy delikatni 

Aż strach 

Oczy z niebem i łąką 

Chroni powieka z bibułki 

Nóż wchodzi w brzuch 

Łatwiej niż w chleb 

A krew 

Przy nieostrożnym ruchu kierownicy 

Wyfruwa jak spłoszony ptak 

Nasza płeć 

Meduza wyrzucona na brzeg 

Tylko przez chwilę wilgotna 

Wszystko w nas 

Jest bardziej kwestią czasu 

Niż w przypadku cegieł 

A nawet kruchego szkła 

Kamień posiada nad nami 

Druzgocącą przewagę 

Więc przytul się do mnie 

Tylko czułość idzie do nieba 

 

Depresja.

Udręka mojego życia, odziedziczyłem ją po matce, ona po kimś z rodziny, na naszym drzewie genealogicznym tu i tam wiszą jej gorzkie owoce. Ale choroba mojej mamy miała bardziej dramatyczną wersję niż moja. Cierpiała na chorobę dwubiegunową, czyli depresja przeplatała się z manią, koszmar. W manii mama robiła rzeczy straszne, bo była pewna, że jest bogiem, czasami tragikomiczne, ale mnie nie było do śmiechu. Potem zapadała się w czarną otchłań. Zmiana następowała niemal z dnia na dzień, ze zniszczonej, skulonej w nieszczęściu kobiety zmieniała się nagle w płonący życiem, kolorowy kwiat.

Są ludzie, w których zawsze wyczuwa się nutę smutku, nawet w uśmiechu. Już jako dziecko miałem skłonność do poważnej refleksji; kiedy byłem młody, pytano mnie często, dlaczego jestem taki smutny? I piszę takie mroczne wiersze? Dziwiły mnie te pytania. Własnego smutku, jeśli jest płytki, zwykle się nie czuje. Teraz, kiedy czytam swoją dawną poezję, widzę depresyjną nutę.

A prawdziwa ciężka depresja to obóz zagłady. Bywałem w nim. Wolałbym siedzieć w więzieniu o zaostrzonym rygorze, niż mieć taką depresję. Ratowałem się, robiąc temat z nieszczęścia. Gdy robi się temat z cierpienia, zaczyna ono mieć jakiś sens i ból jest do zniesienia. Napisałem o depresji dwie książki, powieść „Rzeka podziemna”, o człowieku torturowanym przez depresję, i poradnik „Osobisty przewodnik po depresji”. Ta książka może być ważna dla zmagających się z depresją, sporo w niej rad i opisów tej strasznej krainy.

Teraz jestem na lekach, które działają, więc moja „rzeka podziemna” wychyla się na powierzchnię tylko z rzadka i zwykle jedynie na kilka dni. Ale jestem naznaczony jak blizną, wielką ciemną smugą. I jest lęk, by nie przekazać tego dzieciom.

Fragmenty książki Tomasza Jastruna Alfabet polifoniczny, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Obserwacje

Dziewuchy

Nie są przebojowe, ale czasem wstępuje w nie energia. Jedne dla odwagi muszą się napić, drugie stać na przebojowość tylko w snach Ilona, Danusia i Mariola mieszkają na wsi, 40 km na południe od Krakowa. We wsi są trzy sklepy spożywcze, szkoła, kościół, dwór i remiza. O jej mieszkańcach ludzie z sąsiednich wiosek mówią pogardliwie: dworusy. Dworusy to ci, którzy nie mieli swojej ziemi i pracowali dla dworu. Nie mieli ziemi, więc też żadnych ambicji ani potrzeby posiadania czegokolwiek. Część dworusów już wymarła.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Żabsy

Miasto też potrafi pokazać się od dupy strony. Jakby nas chciało przestraszyć, wypchnąć na zewnątrz. Wyjeżdżasz w poniedziałek: słoneczne bulwary, uśmiechnięci ludzie, kwiaty w oknach pstrzą się i zielenią. Przyjeżdżasz we wtorek: mrok i mgła, pusto. Śmierdzi kurą, a droga tak się zawija, jakby chciała ciebie w siebie zawinąć. W taki właśnie wtorek przyjechałam do Gdyni: w powietrzu czuć było azot, mgła skracała ulice i chyba mewy zderzały się w powietrzu, bo kilka razy przylepiło mi się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Wybrałem życie nad fikcję

Człowiek boi się samotności, a z drugiej strony bardzo często się na nią sam skazuje Rozmowa z Markiem Kondratem Rzadko się zdarza, że osoba, która jest aktorem całe życie i przede wszystkim aktorem z wykształcenia,  oficjalnie kończy karierę. Na dodatek tak wcześnie, bo mając zaledwie 57 lat. Skąd ten radykalny krok? Nie tęskni pan za zawodem? – Nie tęsknię, to na pewno. A skąd ten krok? Próbowałem parę razy sam dla siebie znaleźć jakąś jedną konkretną i sensowną

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura

Kino niepokoju wigilijnego

Jak my ze sobą wytrzymujemy? Na Wigilię i tę wieczerzę, do której siadamy, pracujemy przez cały rok. Żeby tylko jeden! Tu podział jest jasny: święta sielskie anielskie mamy w filmach klasy C, w reklamach i w galeriach handlowych. W realu przez cały rok mamy hardkor, dlaczego więc pod choinką miałoby być inaczej? I film mierzy się, jak umie, z tym, co zastał wokół polskiego stołu. „Sami swoi, polska szopa…”. Weźmy relacje stosunkowo świeże. Film „Cicha noc” Piotra Domalewskiego (Złote Lwy i Nagroda

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Rozrusznik

Zima nas rozjechała i teraz, na drżących nogach, stoimy, wkładając sobie ostrożnie do brzucha żołądek, jelita, wątrobę. Zbieramy włosy z poduszki, poruszamy palcami u stóp. Robimy koci grzbiet. Bilans zysków i strat. W każdym razie żyjemy! Nawet ci, którzy jak katedry gotyckie godzą się na ponure dźwięki we własnych wnętrzach – strzyknięcia, trzaśnięcia, zgrzyty – czekają na zmiany. W sklepie prężą się uwodzicielskie nowalijki i jak zwykle więcej obiecują, niż dają. Mają w sobie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

To, czego nie wybaczymy Susan

Mówiono, że ukradła kontrkulturze jej najcenniejszą wartość i oddała za darmo mieszczanom z klasy średniej. Podobno nawet po śmierci jej ciało pozowało do zdjęć na lotnisku. I zawsze grała na siebie, za nic mając roszczenia środowisk LGBT czy nierówności klasowe w ówczesnej Ameryce. Kilka dni temu obchodziliśmy 90. urodziny nieżyjącej już myślicielki Susan Sontag. Po przejrzeniu polskiej prasy i portali społecznościowych z ostatnich dni czytelnik może łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie, za co lubimy Susan Sontag (do jej sukcesów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Magia samotnych świąt

Potrzeba czasu rytualnego drzemie w każdym z nas, ale nie jest dobrze, kiedy się człowiek od niej uzależnia. Tak bardzo, że perspektywa spędzenia samotnie Wigilii doprowadza go do rozpaczy, stanów depresyjnych czy wręcz przekracza możliwości wyobraźni. Samotna Wigilia może być dla człowieka wierzącego jednym z progów dojrzewania do samotności, ale też okazją do religijnego przeżycia niezmąconego harmidrem przybyłych gości i telekolęd na cały regulator. Dla apostaty to okazja do sprawdzenia swojej wolności od Kościoła – jeśli kto wystąpił z jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Dziękuję za ślepotę

Choć stracił wzrok, nie poddał się. Stworzył kawiarenkę muzyczną, uczy, jak postępować z niewidomymi, prowadzi telefon zaufania – No, może tak do trzydziestki będzie pan widział, obcesowo rzuciła okulistka. Informując jednocześnie, że choruję na jaskrę. Wyszedłem z gabinetu wściekły – wspomina Grzegorz Dudziński, 56-latek spod Bydgoszczy. – Miałem wtedy dwadzieścia parę lat. Świetnie się czułem. Studiowałem dziennikarstwo na warszawskim uniwerku. Pracowałem jako reporter lokalnego wydania „Gazety Wyborczej”. Widziałem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.