Im więcej wiemy o okolicznościach śmierci Barbary Blidy, tym więcej pojawia się pytań Ryszard Kalisz, przewodniczący sejmowej komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy, nie ukrywa emocji. „Wkraczamy w decydujący etap prac – mówi. – Teraz przesłuchiwany jest były szef ABW, Bogdan Święczkowski, spotkamy się z nim jeszcze raz, 11 marca. Dzień później przesłuchiwani będą kierujący prokuraturą za czasów Zbigniewa Ziobry prokuratorzy Jerzy Engelking i Dariusz Barski, potem Janusz Kaczmarek, a po nich Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński”. Komisja, po przesłuchaniu mniej lub bardziej ważnych, ale w większości anonimowych oficerów ABW i prokuratorów, dotarła w końcu do grubych ryb. Czy możemy więc mieć nadzieję, że na trzecią rocznicę śmierci Blidy zacznie być pisany raport z jej prac? Czy komisja ujawni wszystkie tajemnice? Na te pytania Kalisz odpowiada niespodziewanie w sposób bardzo zdecydowany: „Zgromadziliśmy gigantyczny materiał. Wiemy już bardzo dużo, mamy obciążające dowody. Naszym rozmówcom coraz trudniej jest sprzedawać swą własną wersję wydarzeń”. Czy tak jest naprawdę? W ostatnich tygodniach do opinii publicznej przedostały się kolejne informacje – „Gazeta Wyborcza” ujawniła obszerne fragmenty raportu eksperta, kryminologa, dr. Michała Gramatyki, dotyczącego tego, co działo się w domu Blidów 25 kwietnia 2007 r., mogliśmy też wysłuchać zeznań byłego szefa ABW, Bogdana Święczkowskiego, który – mimo że bardzo starał się trzymać swojej wersji – powiedział kilka interesujących rzeczy. Te nowe elementy – z jednej strony – wzbogaciły naszą wiedzę o całej sprawie, z drugiej zaś zmuszają do postawienia kolejnych pytań. Czy otrzymamy na nie odpowiedź? 6.00-6.15: tajemnicza Barbara P. Wciąż największą zagadką jest to, co działo się w łazience Blidów między godziną 6.00 a 6.15, czyli między momentem wkroczenia funkcjonariuszy ABW do domu byłej posłanki a chwilą, kiedy padł strzał i wezwano pogotowie. W tym czasie w łazience przebywały Barbara Blida oraz funkcjonariuszka ABW Barbara P. Ona sama zeznała, że stała od Blidy niedaleko, o dwa-trzy kroki. Tymczasem Henryk Blida zeznał, że jak usłyszał strzał, pobiegł do żony i wówczas minął funkcjonariuszkę, która siedziała na poręczy fotela, przy drzwiach łazienki. Jak to wszystko wytłumaczyć? Czy może tak, że Barbara P. odskoczyła od śmiertelnie rannej Blidy i usiadła na poręczy fotela? To jedna z możliwych wersji. Barbara P. to jedna z najważniejszych osób zamieszanych w śmierć byłej posłanki. Przed komisją śledczą najpierw udawała załamaną i przestraszoną, przypadkowo wciągniętą w sprawę. Potem okazało się, że raczej była to gra – funkcjonariuszka była przeszkolonym psychologiem, od lat specjalizującym się w „rozmiękczaniu” zatrzymywanych osób. Zachowaniem, półsłówkami, komentarzem. Trudno przypuszczać, by inna była jej rola i tym razem. Niestety, szanse na to, że dowiemy się, co mówiła funkcjonariuszka podczas krytycznego kwadransa, są minimalne. Obie panie w łazience były same. Nikt ich nie słyszał. Barbara Blida już nigdy się nie odezwie, a Barbara P. ma prawo milczeć w swojej obronie. Kodeks karny jest bowiem jednoznaczny. W art. 151 kk czytamy: „Kto namową (…) doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5”. Odłóżmy na bok spekulację, czy Blida sięgnęła po rewolwer pod wpływem słów i gestów funkcjonariuszki, czy też kierując się jedynie własnymi emocjami. Otóż wciąż nie wiemy, jak doszło do strzału. A to dlatego, że – jak już pisaliśmy – kula weszła w ciało byłej posłanki pod bardzo dziwnym kątem. Z lewej strony, z dołu do góry. Blida była praworęczna, pod takim kątem oddać strzału nie mogła. Więc? Eksperci mają dwie odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza zakłada, że wystrzał padł w wyniku szamotaniny. W tej wersji Blida miała wyciągnąć rewolwer, funkcjonariuszka próbowała go wyrwać i wówczas padł śmiertelny strzał. Ekspert komisji dr Gramatyka uważa, że ta wersja jest wprawdzie możliwa, ale raczej mało prawdopodobna. I skłania się do opinii, że Barbara Blida strzeliła do siebie sama, trzymając broń w lewej ręce, a spust naciskając prawym kciukiem. To wersja bardzo prawdopodobna. Ale kłóci się z nią ciąg dziwnych wydarzeń, który miał miejsce po strzale. 6.15-10.10:
Tagi:
Robert Walenciak