Po 24 latach od zaginięcia odnaleziono szczątki Joanny Gibner Było późne popołudnie 26 maja. Danuta Januszewska siedziała na brzegu Jeziora Dywickiego z nadzieją, że szczątki jej córki zostaną odnalezione akurat w Dzień Matki. To byłoby zadośćuczynienie za lata oczekiwania na powrót Joanny. Nie miała złudzeń, że córka wróci żywa, ale chciała chociaż pochować przynajmniej jedną jej kosteczkę na cmentarzu, gdzie – przy grobie ojca Joanny – urządziła symboliczny nagrobek jedynaczki. A drugi, z portretem dziewczyny, ma w dawnym pokoju córki. Spędzała przy nim każde święta i każde urodziny… Jak kamień w wodę Tę mroczną historię opisaliśmy w tekście „Jak kamień w wodę” (PRZEGLĄD 26/2019), gdy Fundacja Na Tropie po raz pierwszy podjęła próbę odnalezienia zwłok Joanny. Przypomnijmy: po krótkiej znajomości 23-latka z Olsztyna wyszła za mąż za nieco młodszego Marka W. z pobliskich Dywit. Jakby na złość poprzedniemu partnerowi, Andrzejowi, który nie chciał z nią się ożenić. Joanna skończyła liceum ekonomiczne, pracowała w agencji detektywistycznej, pisywała artykuły ekonomiczne do prasy, świat stał przed nią otworem. Ale 1 maja 1996 r. na dyskotece w Dywitach poznała Marka, który mógł jej zaimponować najwyżej używanym mercedesem. Nie miał ani wykształcenia, ani stałej pracy. Mieszkał z rodzicami i bratem w domu jednorodzinnym, do którego jeszcze przed ślubem przeprowadziła się Joanna. Już wtedy doszło tam do awantury z przyszłą teściową, gdy Joanna odkryła, że rodzina W. jest zadłużona. Dlatego Danuta Januszewska wynajęła młodym kawalerkę w Olsztynie. W noc poślubną Marek uderzył żonę i próbował ją dusić, potem głównym jego zajęciem było siedzenie w domu i picie z kumplem. Joanna stwierdziła, że ich związek to wielka pomyłka. Była zdecydowana na rozwód i chyba przekonała do tego męża. Po raz ostatni pani Danuta widziała córkę 13 września 1996 r., gdy Joanna odwiedziła ją w szpitalu i przekazała jej resztę pieniędzy, by mąż ich nie znalazł i nie przepił. Przez kilka następnych dni córka nie pojawiała się, a że nie miała jeszcze telefonu komórkowego, matka nie mogła się z nią skontaktować. Pani Danuta zaniepokoiła się na poważnie, gdy zięć przyszedł i oświadczył, że Joanna zniknęła. Było to trzy tygodnie po ślubie. Po wyjściu ze szpitala Danuta Januszewska odwiedziła Marka. Zięć leżał na wersalce, a jej do głowy nie przyszło, że w skrzyni na pościel znajduje się ciało zamordowanej córki. W mieszkaniu pojawili się też policjanci, ale i oni nie przeszukali kawalerki. Wyznania konkubiny Poszukiwania nie przyniosły rezultatu, choć jeden z jasnowidzów zasugerował, że „zobaczył” ciało kobiety w wodzie. Nie pomógł też program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, w którym Marek W. wzywał Joannę do powrotu, deklarując, że godzi się na rozwód. Jednocześnie jego rodzina rozpowiadała wśród znajomych, jakoby młoda żona samotnie wychodziła na dyskoteki i czasami nie wracała na noc. Niektórzy dawali wiarę, że uciekła z kochankiem za granicę albo pracuje w niemieckim burdelu. Dopiero po siedmiu latach, w 2003 r., rozmiękczony kilkoma piwami Marek wyznał nowej partnerce, Emilii, z którą miał już dwójkę dzieci, że to on udusił Joannę, a jej zwłoki utopił w jeziorze. Konkubina poczuła się zagrożona, tym bardziej że i nad nią Marek W. się znęcał, a nawet zmuszał ją do prostytucji. Poszła więc na komendę i złożyła doniesienie. Marek W. przyznał się do winy. Opowiedział, jak to żona 16 września wróciła do domu i wyznała, że spędziła upojną noc z wcześniejszym chłopakiem. Rozgniewany mąż uderzył ją pięścią w głowę, a kiedy upadła, zaczął dusić. Nie dawała znaku życia, więc wsadził ciało do wersalki, a po kilku dniach zapakował do torby turystycznej. W tym czasie w ich mieszkaniu przebywał jego przyjaciel, Tomasz H., z którego pomocą zawiózł zwłoki do Dywit, obciążył torbę cegłami i złomem. Wieczorem załadował ją na ponton i wypłynął na jezioro. Do pontonu przyczepiona była linka, której drugi koniec trzymał brat Marka, by ściągnąć go później do brzegu. Skuteczna determinacja Tak w 2003 r. opowiadał policjantom i prokuratorowi podejrzany, który nawet naszkicował mapkę z miejscem zatopienia ciała Joanny. Potwierdził to również podczas wizji lokalnej. Pomimo tego ani miejscowym płetwonurkom, ani nurkom z Marynarki Wojennej nie udało się znaleźć wrzuconej do wody torby. Zlokalizowano jedynie na dnie „obiekt podwodny”, wyglądający na zatopiony przez człowieka. Jednak – według opinii biegłego – muliste dno uniemożliwiało dotarcie