Czego się dowiemy, gdy zwolnieni oficerowie WSI zaczną pisać wspomnienia Wśród liderów Prawa i Sprawiedliwości od lat ugruntowany był pogląd, że za wszystkimi ich nieszczęściami „stoją agenci”, a budowa IV RP kuleje, bo sypią oni piasek w tryby. Dlatego sztandarowym hasłem PiS było rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych. Po objęciu władzy przez premiera Marcinkiewicza rozpoczął się proces wymiany kadr. Powołano też nową instytucję – Centralne Biuro Antykorupcyjne. Kulminacyjnym punktem procesu przekształceń służb specjalnych było rozwiązanie WSI. Jeśli wierzyć rządzącym politykom i wspierającym ich dziennikarzom, głównym zajęciem „służb” po 1989 r. były: inwigilacja legalnie działających partii, handel bronią z gangsterami i terrorystami, prowadzenie niejasnej działalności gospodarczej oraz gra teczkami – czyli wszystko to, czym na co dzień parają się najszacowniejsze instytucje wywiadowcze świata: izraelski Mosad, amerykańska CIA, brytyjskie MI5 i rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa. Pikantne przykłady ich praktyk regularnie trafiają na pierwsze strony gazet. Najczęściej przy okazji promocji książki któregoś z weteranów płaszcza i szpady. Nie budzą większej sensacji, ponieważ wiadomo, że szpiclowanie bliźnich jest zajęciem brudnym, by nie rzec odrażającym, którym ktoś musi się parać. Do rzadkości jednak należą sytuacje, w których opinia publiczna poznaje prawdziwe nazwiska agentów, szczegółowe opisy akcji, dokumenty. Nie jest to ciekawa lektura. Wymaga przy tym od czytelnika sporej wiedzy. „Spalone” archiwa W lipcu 1941 r. zdobywający Smoleńsk żołnierze Wehrmachtu byli zaskoczeni, gdy w siedzibie lokalnego NKWD wpadły w ich ręce potężne archiwa. Niemcy wywieźli je do Rzeszy, a w 1945 r. zostały one przejęte przez Amerykanów, którzy w latach 50. i 60. udostępnili je naukowcom. Archiwa smoleńskie stały się w tamtych latach jednym z głównych źródeł informacji o formach i metodach działania radzieckich służb specjalnych oraz o „wielkiej czystce” przeprowadzonej przez Stalina w 1937 r. 4 listopada 1979 r. zrewoltowani Irańczycy zajęli ambasadę amerykańską w Teheranie, biorąc jako zakładników jej 52-osobowy personel, m.in. oficerów CIA, którym nie udało się zniszczyć dokumentów placówki. Zostały one następnie opublikowane w kilku tomach. I podobnie jak w przypadku archiwów smoleńskich dostarczyły sporej wiedzy o metodach pracy agencji. W 1990 r., gdy upadał mur, Amerykanie przeprowadzili w Berlinie, pod nosem Rosjan, brawurową operację przejęcia najbardziej wartościowej części archiwów Stasi. Pikanterii sprawie dodał fakt, że wywiad zachodnioniemiecki, Bundesnachrichtendienst (BND), nie został o tym poinformowany, co przez lata było powodem zgrzytów między Berlinem a Waszyngtonem. Mniej znanym przykładem ujawnienia archiwów wywiadu jest sprawa zasobów przedwojennego II Oddziału Sztabu Generalnego. W 1939 r. Niemcy przechwycili tę dokumentację, wywieźli do Sopotu i poddali wnikliwej analizie. W jej wyniku udało się im schwytać ponad stu współpracowników polskiego wywiadu, z których większość zginęła. W 1945 r. archiwa Dwójki przejęli Rosjanie i wywieźli do Moskwy. Oficjalna wersja głosiła, że dokumenty zginęły w wyniku działań wojennych. Tymczasem w latach 40. i 50. NKWD, a następnie KGB poszukiwała w nich osób działających przeciw Kremlowi. Z wiadomym skutkiem. Archiwa II Oddziału Sztabu Generalnego przekazano w tajemnicy Polsce, bodajże w latach 70. Obecnie znajdują się one w Rembertowie i są dostępne dla badaczy. Ta historia uczy, że ochrona aktywów wywiadu jest sprawą racji stanu i że nie umiemy tego robić. Zdrajcy Pod koniec lat 60. Philip Agee, agent CIA działający w Ameryce Południowej, zaczął postrzegać swą pracę jako coraz bardziej odrażającą. Czuł się zmęczony spiskami i konspiracją. Doszedł do wniosku, że amerykańska polityka wspiera najbardziej represyjne i niepopularne rządy, celem agencji jest zaś ochrona amerykańskich interesów ekonomicznych, a nie pomoc biednym. Agee odszedł z CIA i rozpoczął pięcioletnią pracę nad liczącą 639 stron książką pt. „Inside The Company: A CIA Diary” („Wewnątrz firmy: pamiętnik z CIA”), opisującą politykę dezinformacyjną, propagandę i kampanie destabilizujące prowadzone na rozkaz rządu amerykańskiego. Wymienił w niej nazwiska kilkudziesięciu pracowników CIA – od szeregowych oficerów po szefów oddziałów. Dla CIA był to szok równie wielki jak dla brytyjskich służb specjalnych ucieczka Kima Philby’ego do Moskwy. Trzeba było w trybie nadzwyczajnym wycofywać ludzi z placówek na całym świecie.
Tagi:
Marek Czarkowski