Tajemnice lekarza
Aferalne PZU Życie prezesa Wieczerzaka Wiedział, że go śledzą. Widział ich. Klucząc po warszawskich ulicach, gorączkowo układał plan wymknięcia się z sieci. Podjechał pod gmach, w którym mieści się hotel Marriott. Zostawił samochód, wszedł do środka. Gdy wydawało mu się, że na chwilę stracili go z oczu, szybkim krokiem podszedł do żony. Szczupła, krótko ostrzyżona, młoda brunetka niemalże ginęła za zasłoną z marynarki rozłożonej jak do miary po to, by mógł ją błyskawicznie włożyć. Liczył, że zanim się w tej przebierance połapią, zyska kilka chwil i roztopi się w tłumie. Połapali się od razu. Dostali też rozkaz – zatrzymać. Choć przez krótką chwilę próbował – nie miał szans. Tak został aresztowany jeden z najbardziej znanych biznesmenów młodego pokolenia. Kto wie zresztą, czy nie najzdolniejszy – przynajmniej jeśli chodzi o umiejętność agresywnego inwestowania na rynku kapitałowym. Biznesmen, choć medyk Grzegorz Wieczerzak skończył Akademię Medyczną w Lublinie, ale nie praktykował ani dnia. Jego żywiołem okazały się finanse. Oprócz medycyny skończył więc Wydział Zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim oraz Wydział Zarządzania i Marketingu Uniwersytetu w Illinois. Jako drugi człowiek w Polsce uzyskał licencję maklerską i jako makler przepracował siedem lat. Zaczynał u Dawida Bogatina w jego Pierwszym Komercyjnym Banku SA. Gdy Bogatin poszedł siedzieć, a prezes NBP, Hanna Gronkie-wicz-Waltz, wprowadziła do jego banku zarząd komisaryczny, Wieczerzak przeniósł się do banków warszawskich. Posadę życia – prezesa PZU Życie – objął w roku 1998. Przed nim był inny lekarz o biznesowym zacięciu – ściągnięty z uzdrowiska w Polanicy dr Władysław Jamroży. Bogatego w skutki transferu dokonał ówczesny prezes PZU – Roman Fulneczek, przyjaciel marszałka Sejmu, lidera PSL – Józefa Zycha. Fulneczek zdecydowanie ucina wszelkie spekulacje o PSL-owskiej protekcji. Nie mamy wyjścia – musimy to uszanować. Faktem jest jednak, że gdy wybiła jego godzina i posada prezesa PZU przechodziła w ręce bliskiego współpracownika wicepremiera Grzegorza Kołodki – prof. Jana Monkiewicza, to nie kto inny, tylko marszałek Zych pisał w tej sprawie interwencyjne listy do premiera Cimoszewicza, broniąc Fulneczka do końca. Nie udało się. Niemniej, na odchodnym, Fulneczek zdążył jeszcze załatwić Jamrożemu formalną nominację na szefa PZU Życie – spółki będącej własnością PZU. Zrobił to wyraźnie na złość tym, którzy go odwoływali. Jamroży nie zawiódł oczekiwań – od razu wszedł w konflikt z Monkiewiczem i koniec końców też musiał się z PZU Życie pożegnać. Był jednak prezesem tej firmy na tyle długo, że nawiązał wiele cennych – przede wszystkim politycznych – znajomości. Specjalnie zresztą natrudzić się przy tym nawiązywaniu nie musiał, jako że każdy prezes firmy dysponującej olbrzymim funduszem reklamowym ma w tym względzie zadanie w znacznym stopniu ułatwione. Jamroży odchodził z PZU Życie w aurze przeciwnika SLD. Jak się po kilku latach okazało, była to najlepsza legitymacja do powrotu – tym razem już nie na stanowisko prezesa PZU Życie, ale w ogóle całego PZU. Pan doktor z Polanicy dopiero teraz na poważnie rozpoczął swą błyskotliwą karierę, w czym dobre stosunki z AWS bardzo mu pomogły. Na przykład minister skarbu państwa, Emil Wąsacz, bez specjalnych ceregieli dokapitalizował PZU zamiennymi na akcje obligacjami Banku Handlowego. Tym samym zdjął mu z głowy poważny kłopot natury finansowo-prawnej, grożący konfliktem z ustawą ubezpieczeniową i w konsekwencji wprowadzeniem do PZU zarządu komisarycznego. Podarowane obligacje stanowiły równowartość 23% akcji banku, co w przeliczeniu na złotówki dawało 850 milionów złotych. Ze strony Jamrożego był to majstersztyk – za jednym zamachem zyskał kapitał i partnera do utworzenia grupy bankowo-ubezpieczeniowej. Wkrótce jednak doprowadził do konfliktu z prezesem banku – Cezarym Stypułkowskim. Mając poparcie Wąsacza, mógł sobie na to pozwolić. Wąsacz przecież poza zadaniem natury finansowej, to jest prywatyzowaniem państwowych przedsiębiorstw, miał także do spełnienia pewną misję o charakterze ideologicznym – wyczyścić rady nadzorcze i zarządy najważniejszych firm z menedżerów o postkomunistycznym rodowodzie. Stypułkowski, jako bliski znajomy prezydenta Kwaśniewskiego, jak najbardziej pod tę ogólną AWS-owską dyrektywę podpadał. Ponieważ nosił się z pomysłem fuzji z BRE Bankiem, to Jamroży mu ten zamysł, z błogosławieństwem Wąsacza, unicestwił. Sprzedał swoje udziały amerykańskiej