To zdumiewające, że ludzie się nie buntują, że bez protestu cierpią, chorują i umierają, czekając miesiącami na wizytę u lekarza, na badania czy na leki
Poszedłem do swojej przychodni, do lekarza rodzinnego po skierowanie do okulisty. Niestety najbliższy termin, w którym mógłbym stanąć przed obliczem swego lekarza, był prawie za miesiąc. Odczekałem. Na wstępie wizyty zastrzegłem, że ja tylko po skierowanie. Jednak lekarka była uprzejma spytać mnie o zdrowie, więc jej krótko opowiedziałem. „To dam panu skierowanie do kardiologa i do neurologa, no i do okulisty”. Prosto od pani doktór poszedłem do rejestracji, gdzie dowiedziałem się, że pierwszy wolny termin do okulisty jest w połowie grudnia, do kardiologa za 5 tygodni, a do neurologa za miesiąc. Z oczami nie ma żartów, więc pojechałem do prywatnej lecznicy. Rejestratorka powiedziała mi, że lekarka może mnie zaraz zbadać. Po zbadaniu zostałem umówiony na następny dzień na dwa badania aparaturowe i na wizytę u lekarki w celu omówienia wyników badań. I to wszystko w ciągu 24 godzin. Co prawda za prawie 900 zł, a o ile dobrze pamiętam ok. 50% polskich emerytów dostaje emerytury w granicach 1000 zł. Minął już rok od tych wydarzeń, jestem już po operacji oka, a nie doczekałem się rozpoczęcia rzetelnego systematycznego leczenia.
Ciągle zlecają mi kolejną wizytę u specjalisty bądź badania, na które czeka się miesiącami. Czekam dalej. Nigdy do tej pory nie byłem w sytuacji braku swobodnego dostępu do lekarza. Nie przypuszczałem, że gdy człowiek czuje się chory, ma jakieś dolegliwości, cierpi, to niemożność szybkiego i swobodnego dostępu do lekarza wywołuje tak silną frustrację, poczucie bezsilności i alienacji. To zdumiewające, że ludzie się nie buntują, że bez protestu cierpią, chorują i umierają, czekając miesiącami na wizytę u lekarza, na badania czy na leki. Gdzieś wyczytałem, że trzydzieści tysięcy ludzi umarło w trakcie oczekiwania na wizytę u lekarza.
Konstytucja, o przestrzeganie której toczy się z PiS bezpardonowa walka, stanowi w art. 68, że „Obywatelom niezależnie od ich sytuacji materialnej władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych[…]”. Praktyka nie ma nic wspólnego z tym zapisem konstytucyjnym. O służbę zdrowia nikt nie walczy, a politycy pamiętają o niej tylko z okazji wyborów. Ludzie chorzy i starzy nie wychodzą na ulice, nie manifestują, umierają po cichu, a dla polityków wszystko stoi otworem. Pamiętam jak w latach 80. lecznica ministerstwa zdrowia budziła wściekłość działaczy „Solidarności”; dziś nie ma lecznicy, ale dla rządzących każdy szpital stoi otworem i gotów jest wyrzucić pacjentów, aby godnie przyjąć partyjnych lub rządowych nababów. Pokazywali w TV, jak kulejący Kaczyński, ten prawdziwy kacyk, przed wejściem witany jest przez dyrektora szpitala. Ta sama telewizja wieczorem pokazywała, jak na SOR w innym szpitalu umiera pacjent czekający na lekarza. Stan zdrowia ludzi w Polsce jest coraz gorszy, umieramy coraz wcześniej, umieralność jest coraz większa, urodzeń jest coraz mniej, wymieramy. Sprawa jest poważna i pilna.
Wzrost umieralności i spadek liczby urodzeń rozpoczął się w drugiej połowie lat 80. W latach 1981-1985 umieralność wynosiła 1759 na 100 tys., w latach 1986-1990 już 1895 na 100 tys., a w latach 1991-1995 aż 1960 na 100 tys. Niewątpliwie są to skutki szaleństwa strajków, demonstracji, tego całego karnawału „Solidarności”. Podobno w tamtych latach i w ten sposób walczyliśmy o „wolność, niepodległość i demokrację”. W latach 90. umieralność jeszcze bardziej wzrosła, to z kolei Balcerowicz. Likwidacja PGR-ów, ponad dwumilionowe bezrobocie, inflacja 700%, ludzie głodują, wybierają jedzenie ze śmietników, tracą mieszkania, brak służby zdrowia. W latach 80. „Solidarność” marudziła o reformie służby zdrowia, nie precyzując, co ma na myśli. Zresztą w tamtym czasie opiekę zdrowotną chcieli reformować wszyscy i na tym się kończyło, tak samo jest dzisiaj.
Zaraz na początku lat 90. w amoku antypeerelowskim likwidowano przedszkola, żłobki, przychodnie i szpitale. Na tym nie poprzestano, zlikwidowano ZOZ-y, przemysłową służbę zdrowia, ale nie zaproponowano niczego w zamian. Choć zachęcano do otwierania prywatnych przychodni, tzw. lekarzy rodzinnych. Zlikwidowano 12 tys. łóżek szpitalnych. Proces ten trwa. W ciągu ostatnich lat zlikwidowano kolejne 10 tys. Chyba ze czterdzieści lat temu występowałem przeciwko budowie trzeciego szpitala na działce przy Centrum Onkologii na Ursynowie. Uważałem, że jak na trzy szpitale działka jest zbyt mała, że mogą być kłopoty z komunikacją, z dojazdem czy ewentualną ewakuacją. Trzy lata temu wrócono do tego pomysłu i wybudowano piękny dwustułóżkowy szpital obok Centrum Onkologii i Instytutu Hematologii, ale jego otwarcie ma nastąpić dopiero za dwa lata, bo brakuje pieniędzy, pielęgniarek i lekarzy.
Przekazanie służby zdrowia i opieki nad zdrowiem społeczeństwa w prywatne ręce i dopuszczenie do niej kapitału zagranicznego było zbrodniczym pomysłem. Artykuł 68 Konstytucji został pogwałcony. Głównym celem każdego prywatnego przedsiębiorcy jest generowanie i pomnażanie zysków, od zasady tej nie ma wyjątków. Obowiązuje również w służbie zdrowia, interes chorych stał się wtórny. Przychodnie są przedsiębiorstwami mającymi przede wszystkim przynosić dochód i w tym zakresie wykazują dużą pomysłowość, prowadzą szeroką działalność biznesową. Na ich dochody składają się opłaty za badanie pacjentów zgłaszających się w ramach tzw. zgłaszalności spontanicznej „z ulicy”, opłaty z umów zawartych z NFZ na wykonywane badania diagnostyczne dla ludności (bo zagraniczni i prywatni mają aparaturę, której brakuje w publicznej służbie zdrowia), a także duże pieniądze z tzw. abonamentów, tj. opłacanych ryczałtem umów zawieranych z osobami fizycznymi na opiekę lekarską, oraz wysokie dochody z opłacanych ryczałtem umów zawieranych z zakładami pracy na opiekę nad ich pracownikami. To niepubliczne lecznictwo stworzyło równoległy do publicznego prywatny system ubezpieczeń zdrowotnych. Dzięki temu ci prywatni mają pieniądze na nowoczesny sprzęt i aparaturę oraz mają lekarzy, bo wynagradzają ich lepiej niż publiczna służba zdrowia.
Za Gierka w tym samym sklepie można było kupić mięso od ręki po cenie komercyjnej bądź polować na mięso po cenie urzędowej, a teraz w przychodniach lekarskich można być zbadanym przez lekarza specjalistę bezpłatnie, pod warunkiem oczekiwania na to badanie nawet kilka miesięcy, bądź być zbadanym od razu przez tego samego lekarza, ale za zapłatą według ceny komercyjnej. Tak to jest i ludzie to tolerują. Dziwne! Ceny komercyjne mięsa doprowadziły do masowych strajków, upadku Gierka i powstania „Solidarności”. Okazuje się, że mięso ma większą wartość niż zdrowie. Dziś nie buntujemy się. W kapitalizmie zrobiliśmy się pokorni. Sytuacja w służbie zdrowia jest niezwykle korzystna, ale tylko dla sieci przychodni kapitału zagranicznego i dla przychodni prywatnych. Publiczne szpitale są zadłużone, zaniedbane i są zamykane.
Biedronka jako pierwsze wynagrodzenie oferuje kasjerkom 3 tys. zł, w metrze wisi ogłoszenie, że zakłady komunikacyjne zatrudnią kierowców autobusów za wynagrodzeniem 4 tys. zł dla początkujących. Byle urzędnik ministerialny też tyle dostaje, nie mówiąc o dyrektorze banku, który zarabia krocie, sto razy więcej niż lekarz, a w czym on jest lepszy i potrzebniejszy od lekarza. Żenująco niskie wynagrodzenia świadczą o znaczeniu i pozycji społecznej służby zdrowia, to samo dotyczy oświaty. Nie budzi zdumienia obecnie niski prestiż lekarza, dla znacznej części ludzi stali się niewiarygodni. Nie tylko z powodu niskich płac, duża w tym zasługa także Ziobry i jego procesów z lekarzami. Niestety, ale dziennikarze też mają w tym swój udział, w pogoni za sensacją z lubością kolportują newsy typu kobieta spadła z łóżka, podczas gdy lekarz pił kawę. W swoim czasie, gdy jadąc karetką, zatrzymywałem się przed sklepem, żeby kupić coś do jedzenia, ludzie w sklepie szybko robili mi dostęp do lady: „Puśćcie doktora, niech sobie coś kupi”. Dziś wysłaliby mnie do diabła, w najlepszym razie na koniec kolejki; ba, dziś biją lekarzy.
Sytuacja jest na tyle poważna, że konieczne jest zastosowanie środków nadzwyczajnych. Przecież lekarz to ma być człowiek naszego największego zaufania, przecież powierzamy mu opiekę nad życiem i zdrowiem naszym i naszej rodziny, ma być wykształcony i kompetentny. Chociaż, bo ja wiem, teraz wszyscy znają się na medycynie i leczeniu, a zwłaszcza politycy, może lekarze są mniej potrzebni, okazuje się, że można leczyć przez telefon. Studia trwają sześć lat, są to najtrudniejsze studia i nie czynią one absolwenta w pełni wykwalifikowanym lekarzem. Lekarz przez całe życie musi tkwić w systemie ciągłego doszkalania się i jest skazany na dożywotne wykonywanie swego wyuczonego zawodu.
Za jedną z przyczyn fatalnego stanu opieki zdrowotnej uważa się brak lekarzy. Według GUS mamy 147 tys. lekarzy. To nieprawda, że nie ma lekarzy, oni są, tylko nie tam, gdzie powinni być, owszem jest ich za mało, ale lekarzy zawsze jest mało. W ciągu ostatnich piętnastu lat wyemigrowało blisko 17 tys. lekarzy. Gdy ja byłem czynnym zawodowo lekarzem, było nas zaledwie jedna trzecia tego, co jest dzisiaj (w 1970 roku według GUS było 46 466 lekarzy). Wówczas około 10 tys., czyli jedna czwarta ówczesnego ogółu lekarzy, pracowało w podstawowej opiece zdrowotnej na pełnych siedmiogodzinnych etatach. Oni, ci lekarze rejonowi, sprawowali faktyczną opiekę medyczną, udzielając każdemu statystycznemu mieszkańcowi sześciu porad w ciągu roku. Za moich czasów lekarze pracowali w społecznej służbie zdrowia, teraz pracują w prywatnej i w lecznicach będących własnością zagranicznego kapitału. W czasie tegorocznych kampanii wyborczych służba zdrowia była częstym tematem. Ci wszyscy pretendenci obiecywali gruszki na wierzbie, że skrócą kolejki do specjalistów, ale nie mówili, jak to zrobią, przecież liczby lekarzy nie zwiększą, powiadali, że będą robione badania profilaktyczne, nie wiadomo jakie, komu, po co. Robienie jakiś masowych badań „profilaktycznych”, nie tylko w niczym nie poprawi sytuacji, ale jeszcze bardziej zuboży publiczną opiekę zdrowotną. Obiecują zwiększenie dotacji na opiekę medyczną, oby! Budowę najnowocześniej wyposażonego kolejnego centrum onkologii obiecywał sam prosty poseł, ale po co?, Czyżby po to, aby nadać mu imię przeciętnego brata. Szkoda pieniędzy, lepiej unowocześnić, wzmocnić, dofinansować to, co jest. Przecież te wszystkie obietnice to takie ple, ple, dyletanckie bzdury, klepane ot tak, aby coś powiedzieć, a lekarze uciekają ze szpitali i z Polski. Nasz polski aktualny dylemat to czy dla obrony przed wyimaginowanym wrogiem i dla pochwał ze strony Trumpa i amerykańskiego kongresu wydawać krocie na stary, wycofany amerykański sprzęt wojenny, czy wydawać na służbę zdrowia i oświatę. Jak tak dalej pójdzie to będziemy mieli armię świetnie wyposażoną w przestarzałą broń amerykańską, którą nie będzie kogo bronić, bo powymieramy, w dodatku jako analfabeci.
Każdy rząd w ostatnim trzydziestoleciu próbował reformować opiekę zdrowotną, zawsze przede wszystkim po to, aby uzyskać oszczędności, wszystkie te reorganizacje były wprowadzone, aby minimalizować koszty. Nie uwzględniały one wręcz, nie brały pod uwagę potrzeb i interesów chorego. Reformatorzy starali się implementować do opieki zdrowotnej wyuczone zasady organizacji i zarządzania w przemyśle i handlu, gdzie podmiotem jest zysk, koszt czy wydajność pracy. Natomiast w opiece zdrowotnej centralnym podmiotem musi być zdrowie, a koszt musi być inaczej definiowany. Te dotychczasowe reformy niewiele zmieniły, a na pewno nie poprawiły sytuacji pacjentów. Reformą najbardziej kuriozalną jest ostatnia PiS-owska, przeprowadzona przez Radziwiłła, lekarza fundamentalistę, dla którego wartości chrześcijańskie i jego sumienie są najważniejsze. Reforma ta zredukowała liczbę szpitali mogących ubiegać się o finansowanie przez NFOZ, utworzono bez sensu tzw. SOR-y, ściągnięte od Amerykanów, które podobno miały szybko, już przy przyjęciu chorego do szpitala, ustalać rozpoznanie i tok dalszego leczenia i leczyć, zastępując lecznictwo otwarte. Niestety, jak można było przypuszczać, stały się wąskim gardłem, a nawet umieralnią pacjentów. SOR może być użyteczny w czasie jakichś kataklizmów, wojny, wielkich epidemii. Żeby te SOR-y działały, jak na amerykańskich filmach, trzeba mieć amerykańskie pieniądze.
Lecznictwo podstawowe, wbrew swojej nazwie, nadal jest marginesem. W przychodni, w której jestem zarejestrowany, w ciągu roku trzykrotnie wymienił się zespół lekarzy rodzinnych. Jest ich czterech, każdy zatrudniony na dwa dni w tygodniu po trzy, cztery godziny, przecież oni nie są w stanie nawet pobieżnie poznać problemów swych podopiecznych. W obecnym systemie lekarze rodzinni nie leczą, nawet nie próbują, tylko wystawiają skierowania do specjalistów, można ich zastąpić pielęgniarkami. Gdyby moja lekarz rodzinna przyzwoicie mnie zbadała i skierowała na badanie Holtera, echo serca, badanie Dopplera, to zaoszczędzono by dwie wizyty u neurologa i dwie u kardiologa i co najważniejsze wcześnie rozpoczęto leczenie, oszczędzając cierpień. Bo specjaliści, na wizyty u których czekałem po kilkanaście tygodni właśnie na te badania, dali mi skierowania a niestety NFZ nie pozwala lekarzom rodzinnym kierować na wszystkie potrzebne badania. Ze zgrozą dowiedziałem się, że do kardiologa zapisywani są pacjenci co siedem minut, jak w tym czasie pacjent ma się rozebrać i ubrać, a lekarz go zbadać.
***
Premier Morawiecki, milioner, tak jak Trump czy Putin, który też ukrywa swój majątek, na każdym kroku chwali się swym wielkim sukcesem, jakim jest zwiększona ściągalność podatków i większe wpływy do budżetu. Czyli pieniądze są, ale niestety nie na opiekę medyczną. Są, ale na korupcję wyborczą, na darowizny dla Rydzyka i Kościoła, na zbrojenia, na budowę niepotrzebnego lotniska i przekopu, na przyznawane sobie nagrody, na loty na daczę rządowym samolotem, na luksusowe samochody. Bo im, tym rządzącym, się należy –wykrzykiwała w Sejmie premierka, wściekła z irytacji, podnosząc w górę zaciśnięte pięści, bo ona uważa, że jej się należy. Więcej, że jest tak cenna dla kraju i tak krucha, że aby się nie rozsypała, musi być wożona luksusowym samochodem za ponad 2 mln zł, który w dodatku rozbija za dalsze 200 tys. Wszystko wskazuje na to, że chciała sobie pospać na tylnej kanapie, więc wyłączono sygnały świetlne i dźwiękowe. Nie mam na to dowodów, ale taka jest logika zdarzenia. Tak pisali w gazetach i mówili w TV. Przyznaję, że popełniłem plagiat. Przedstawiając to zdarzenie, zastosowałem retoryczną metodę prostego posła. Za te pieniądze wydane na samochód premierki, można by kupić ze trzy tomografy, ludzie krócej by czekali na badania. Ci wszyscy rządzący uwielbiają i uważają, że należą się im bizantyjskie luksusy za nasze, państwowe pieniądze. Lekarz za to, co robi, odpowiada nie tylko moralnie, lecz także fizycznie, materialnie i wolnością. Jak popełni błąd, to idzie do więzienia. Nie słyszałem, aby jakiś minister za popełnione błędy poszedł do więzienia, a o lekarzach owszem. Nawet nie musi popełnić błędu, aby mieć kłopoty, jak to jest w przypadku z rodziną Ziobry, za której fanaberie i proces płaci państwo, a lekarze są sekowani. Dziś wszyscy znają się na medycynie, mają wymagania. To już nie te czasy, gdy skutecznie powoływano się na Hipokratesa i apelowano do sumienia lekarskiego. Jeśli chcemy mieć przyzwoitą opiekę lekarską, to trzeba płacić. Nie ściągniemy do Polski wszystkich lekarzy ukraińskich.
Każdy z nas wydaje krocie na opiekę zdrowotną, ale efekty tych wydatków są mierne, z leczeniem jest kiepsko, do lekarza dostać się trudno, te pieniądze chyba źle wydajemy, one płyną do niewłaściwej kasy. Jak Tusk chciał sprywatyzować służbę zdrowia, to PiS gwałtownie protestował, a dziś praktycznie doprowadził do jej prywatyzacji. Proces sanacji opieki medycznej musi być rozpoczęty od ustalenia sensownego wynagrodzenia pracowników medycznych. Pierwsza płaca lekarza powinna wynosić co najmniej minimum dwie średnie płace, a wykształconej pielęgniarki, tak jak i nauczycielki, przynajmniej jedną średnią płacę. Ponadto konieczne jest uporządkowanie i stworzenie sensownej, rzetelnej opieki podstawowej, rodzinnej i przeciągnięcia lekarzy z prywatnej do społecznej służby zdrowia. Do tego potrzebne są pieniądze i przejrzysty system organizacji opieki zdrowotnej, podporządkowany samorządowi, którego dominantą powinien być pacjent. Służba zdrowia w zakresie normatywnym i finansowym powinna być podporządkowana państwu, ale organizowana, budżetowana i zarządzana przez samorządy. NFOZ jest zbędny. Tylko generuje koszty. Jest zbiurokratyzowany, niekompetentny, sprawdza poszczególne recepty, a nie zapobiegł aferze lekowej. Sektor prywatny powinien być marginalnym uzupełnieniem opieki zdrowotnej. Lekarz domowy rodzinny, cały system opieki zdrowotnej powinien być zorientowany na potrzeby potencjalnego pacjenta. Lekarz powinien być zawsze dostępny w przychodni blisko miejsca zamieszkania, powinien leczyć, odwiedzać chorych w domu, szczepić, a w razie potrzeby korzystać z konsultacji specjalistów i kierować do szpitala „rejonowego” „rodzinnego”. Lekarz i szpital powinni czekać na pacjenta, a nie odwrotnie. Skierowanie do szpitala powinno być umotywowane na piśmie z podaniem przebiegu dotychczasowego leczenia i załączonymi badaniami. W przypadku nagłego zachorowania pierwszej pomocy powinien udzielać lekarz zespołu wyjazdowego pogotowia ratunkowego i zależnie od ustalonego przez siebie wstępnego rozpoznania umieścić pacjenta we właściwym szpitalu bądź skierować do specjalistycznej przychodni. Przychodnia lekarza rodzinnego to nie może być byle klitka.
Siedzę u lekarza w ciemnej klitce przed starym, odrapanym biurkiem. A jakby w takim gabinecie posadzić premierkę, no bo w czym ona lepsza? Za biurkiem siedzi młody chłopak, ubrany byle jak, w jakąś przyciasną, wytartą i niezbyt świeżą kurteczkę i takiż sweterek. Nie stać go na nic lepszego, jest na dorobku, rozumiem, ale niech przynajmniej włoży fartuch. Wygląd, ubranie też buduje prestiż. Trzeba wrócić do rejonizacji, z tym że racjonalne byłyby podwójne rejony, 4–5 tys. podopiecznych z obsadą dwóch lekarzy zatrudnionych siedem godzin dziennie. Wzajemnie mogliby się zastępować i pomagać sobie. W ramach podstawowej opieki musi być ginekolog i pediatra. Wszyscy lekarze co roku powinni udokumentować udział w kilku szkoleniach i stażach zawodowych. Dopełnieniem i rozwinięciem opieki podstawowej, rodzinnej, powinien być szpital rodzinny, w którym łóżka czekają na chorych. Szpital tylko z dwoma oddziałami, zachowawczym – choroby wewnętrzne – i wydzielonym, z osobnym wejściem, kilkułóżkowym oddziałem obserwacyjno-zakaźnym, a także oddziałem zabiegowym z kilkoma salami operacyjnymi. W szpitalu na co dzień robiono by wszystko z zakresu chirurgii ogólnej oraz ginekologii i położnictwa, ale sale operacyjne powinny być tak wyposażone, aby w razie potrzeby można było je udostępniać zewnętrznym zespołom chirurgów specjalistów z zakresu torakochirurgii, neurochirurgii, ortopedii czy onkologii, tak aby wykonywali w nim operacje z zakresu tych specjalności. Szpital wraz z przychodniami rejonowymi to zespół opieki podstawowej, rodzinnej. Nadzór społeczny nad takim zespołem sprawować powinna rada nadzorcza wybierana spośród mieszkańców i spośród podopiecznych. Politycy i działacze samorządu nie mogliby być członkami rady. Rada dbałaby wyłącznie o sprawy gospodarcze, finansowe i planowała rozwój placówki, odpowiednio do rozpoznawanych potrzeb zdrowotnych, zabiegałaby o środki finansowe.
Lekarze w przychodniach i szpitalach muszą dysponować pełnym dostępem do badań diagnostycznych, które warunkują właściwe i szybkie rozpoznanie i wdrożenie leczenia. Aparaty rentgenowskie, tomografy komputerowe i ultrasonografy i aparaty rezonansu magnetycznego oraz diagnostyka endoskopowa powinny być dostępne w bogato wyposażonych centrach diagnostyki obrazowej dla podstawowej opieki zdrowotnej. W przychodniach powinny być dostępne aparaty EKG, USG, spirometry, aparaty tlenowe i wszystko, co może pomóc w szybkim udzieleniu pierwszej pomocy bądź ustaleniu rozpoznania. Niestety, ale obecnie, w społecznej służbie zdrowia, niedoceniana jest rola i znaczenie rehabilitacji leczniczej. Obecnie to takie piąte koło u wozu, prowadzona jest byle jak, niedoinwestowana, przyklejona do przychodni rodzinnej, personel przyuczony. Rehabilitacja powinna być zorganizowana w odrębne centra, dobrze wyposażone i zatrudniające wysoko wykwalifikowanych pracowników, tak jak występuje to w prywatnych zakładach rehabilitacyjnych. Na zabiegi czy na leczenie w prywatnych zakładach nie wszystkich stać.
Powyżej szczebla podstawowego samorządy powinny organizować i prowadzić wielospecjalistyczne bądź jednoprofilowe szpitale, elastycznie dostosowywujące ich strukturę i wielkość do na bieżąco rozpoznawanych potrzeb zdrowotnych. Szpitale te to również baza leczniczo-konsultacyjna dla lekarzy opieki podstawowej. W swojej strukturze powinny mieć przychodnie konsultacyjne, usytuowane niekoniecznie przy szpitalu, z obsadą rotujących się lekarzy szpitalnych. Zarówno szpitale, jak i przychodnie wymagają doposażenia i pilnej modernizacji. Tworzenie szpitali sprofilowanych na jedną specjalizację, np. laryngologię, z punktu widzenia pacjentów jest bez sensu, uciążliwe i trudno dostępne.
Przychodnia rodzinna z pełną, stabilną, wykwalifikowaną obsadą lekarsko-pielęgniarską oraz dostępem do niezbędnych badań diagnostycznych poradzi sobie ze wczesnym wykrywaniem chorób przewlekłych i profilaktyką . Ewentualne badania profilaktyczne, masowe, powinny być precyzyjnie organizowane jedynie dla określonych populacji i nacelowane na wykrywanie określonej choroby (badania celowane). Są to akcje trudne, żmudne, kosztowne, ludzie niechętnie się im poddają. Zarówno badania profilaktyczne , jak też zapowiadane obecnie przez PiS czy PSL zniesienie limitu zapisów do specjalistów, są niewykonalne. To tylko kampania wyborcza prezydenta. Nie ma sensu budowanie aż za miliard kolejnego centrum onkologii, czym wyborców kokietował prosty poseł. Ważniejsze i pilniejsze jest zapewnienie dostępu do leków onkologicznych najnowszej generacji i modernizacja i doposażenie istniejących przychodni i oddziałów onkologicznych. Na leczeniu ludzi nie należy oszczędzać. Chorzy umierają po cichu nie tylko z powodu nowotworów. Skutki zaniedbań w opiece zdrowotnej ujawniają się powoli, nie grożą nagłą katastrofą, są bezpieczne z punktu widzenia rządzących. Złość i pretensje z powodu trudności w leczeniu ludzie kierują wobec lekarzy, a nie wobec rządzących. Sprawna i skuteczna opieka zdrowotna kosztuje, musi kosztować!
Za tę ostatnią reformę opieki zdrowotnej, której faktycznym celem było kolejne pomniejszenie kosztów lecznictwa poprzez ograniczenie hospitalizacji i zmniejszenie liczby szpitali, za wymyślone SOR-y, w których umierają pacjenci, czekając na lekarza, a zadłużenie szpitali wzrosło, postawiłbym Radziwiłła przed prokuratorem. Dziwię się i nie rozumiem postępowania Izb Lekarskich, nic nie mówią, nie protestują i nie domagają się prawdziwych refom i pieniędzy. Pamiętam dyskusje o ich społecznej potrzebie, jak przywoływano ich potencjalną magiczną moc podnoszenia jakości opieki zdrowotnej i czynienia dobra, nigdy w to nie wierzyłem. Wyszło na moje, Izby Lekarskie wykonują tylko pewne władczo-administracyjne czynności, zlecone przez Ministerstwo.
***
Dotychczas wykształciła się praktyka, że każdy kolejny rząd, każda partia wprowadza swoje zmiany do systemu opieki zdrowotnej, nazywając to reformą. Zmiany te nie mają nic wspólnego z dogłębną, szeroką reformą struktury organizacyjnej, zasad profilaktyki , oświaty zdrowotnej, szkolenia i doszkalania personelu medycznego, zasad i kierunków modernizacji systemu. A przekleństwem wiszącym nad służbą zdrowia jest tzw. klauzula sumienia (nie wiem, czy tak się to nazywa). Powszechnym błędem popełnianym przez tych wszystkich reformatorów jest stosowanie w opiece zdrowotnej pojęć z organizacji i zarządzania w przemyśle, gdzie po prostu chodzi o minimalizację kosztów, wzrost wydajności i maksymalizację efektów. W służbie zdrowia też o to chodzi, ale pojęcie kosztów jest złożone i wymaga specjalnego traktowania. Koszty wywołane chorobą, to koszty indywidualne i koszty społeczne. Koszty indywidualne to utrata zarobków, wydatki związane z chorobą, a także koszty niemierzalne, jak ból i cierpienie, koszty społeczne to koszty leczenia i koszty powstałe wskutek niemożności wykonywania pracy przez chorego bądź niezdolności do pracy w następstwie choroby.
Pomniejszanie kosztów leczenia nie może być osiągane przez prostą redukcję wydatków, jedynym tego sposobem może być skuteczne leczenie to m. in. skracanie czasu leczenia, poprzez jego wczesne rozpoczęcie, dzięki pełnej gotowości systemu do natychmiastowego podjęcia działań, to znaczy, że na pacjenta czeka lekarz i czeka łóżko w szpitalu, No i dostępności skutecznych leków. W ochronie zdrowia oszczędzanie to nieustanna optymalizacja organizacji pracy i procesów leczenia, dostosowywanie ich do potrzeb wynikających z bieżących analiz stanu zachorowań, oszczędzanie na kosztach ogólnych oraz eliminację zbędnych wydatków. Wręcz kosmicznym problemem zdrowotnym jest leczenie zębów. Ten, kto wyprowadził stomatologię ze szkół, powinien siedzieć w więzieniu przez resztę życia. Lecznictwo dentystyczne jest w zasadzie całkowicie sprywatyzowane. Stan zębów makabryczny, a prywatne leczenie tak drogie, że ludzi na nie nie stać. Za jedną, najtańszą protezę płaci się średnią emeryturę.
Dr.n.med. Janusz Biernacik
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy