Polska wydaje dziesiątki (jeśli nie setki) milionów złotych na promocję za granicą. Osławiona Polska Fundacja Narodowa płaci na lewo i prawo, żeby promować politykę Prawa i Sprawiedliwości, wynajmuje agencje PR, ba, wykupuje strony w zachodnich gazetach, np. w „Washington Post”, by mógł tam się zaprezentować Andrzej Duda. Jest to oczywiście bez sensu, pożytek z tego mają tylko firmy, które za takie przysługi kasują prowizję. No i zarząd PFN, bo on z kolei ma dobre pensje. A jeżeli jesteśmy przy „Washington Post”, to cóż… Oczywiście gazeta skasowała polskiego podatnika za „tekst” Andrzeja Dudy. A potem zamieściła swój materiał, zatytułowany „Sprawa wyborów prezydenckich w Polsce jeszcze bardziej się skomplikowała”. Bardzo dla PiS i rządzącego w Polsce establishmentu krytyczny. Opisano w nim, jak PiS forsowało termin wyborów 10 maja, jaki zamęt wprowadziło, jak łamało prawo i jak później doszło do porozumienia Gowin-Kaczyński o przesunięciu wyborów, podsumowując, że wprowadziło ono jeszcze większy zamęt prawny. I teraz – niespodzianka! Otóż „Washington Post” wprost napisał, że w Polsce mamy, tak jak na Węgrzech, zapędy autorytarne. Ale dodał, że oprócz nich potrzebne są kompetencje polityczne, których Kaczyńskiemu i jego ludziom zabrakło (w odróżnieniu od premiera Węgier Viktora Orbána). Tak oto amerykański dziennik ugodził PiS najboleśniej, jak można było. Amerykanie, owszem, dumni są ze swojej demokracji i o tym są gotowi opowiadać długo. Ale przyzwyczajeni są do robienia interesów z różnymi autokratami, więc rządy autorytarne to nie jest coś, co by ich deprymowało. Tyle że tutaj trafiło się coś znacznie gorszego – mamy do czynienia z rządami niekompetentnymi, nieudolnymi. Z ekipą, która nie potrafiła rozwiązać banalnej sprawy wyborów. Ech… to dla Amerykanów jak najgorsza opinia. Nawiasem mówiąc, artykuł w „Washington Post” jest jednym z kilku w mediach zachodnich, w których autorzy piszą, że Kaczyński poniósł w sprawie wyborów porażkę i że wizerunek genialnego stratega, który budowała mu partyjna propaganda, coraz mniej ma wspólnego z rzeczywistością. Tak oto na naszych oczach marka „Polska” staje się coraz tańsza i coraz mniej poważana. Prawda też jest taka, że szanse na odwrócenie tej tendencji są obecnie zerowe. Owszem, Polska ma postacie szanowane w świecie, ale to akurat są osoby, których obecna władza nie znosi i z którymi walczy. Można także popatrzeć na MSZ, ono powinno systemowo działać na rzecz dobrego wizerunku Polski. Sęk w tym, że MSZ jest w tych działaniach sparaliżowane. Dyplomaci obrońcy PiS, trwale ośmieszeni, są izolowani, jak choćby ambasador RP w Niemczech. A pozostali… Trenują taktykę niewychylania się, milczenia. Zwłaszcza że w czasie epidemii weszło prawo, na podstawie którego można urzędników łatwo zwalniać. Czym więc żyje dziś MSZ? Ano tym, że pisowcy chodzą i grożą, że za chwilę będą wyrzucać. Sorry, ale nie jest to klimat, by coś z siebie dać. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint