Prof. Grażyna Dyląg wykłada w Wiedniu, ale wszystko, co najlepsze, kojarzy się jej ze Śląskiem Korespondencja z Wiednia „Liebe Grażyna! Dziękuję, że mogłem być w trakcie pani zajęć (to polsku, dalej już po niemiecku). Jestem pod wrażeniem pani sposobu pracy. Wprawdzie wolno mi było tylko krótko podejrzeć pani zajęcia, ale zauważyłem, że pani pracuje bardzo konkretnie. (…) Jest pani dla mnie inspirującą nauczycielką. Pragnę z całego serca móc się od pani uczyć i z panią pracować”. To jeden z wielu listów od studentów, które dostaje prof. Grażyna Dyląg, prodziekan, czyli współprowadząca, wydziału aktorskiego Max Reinhardt Seminar w Wiedniu. Od 23 lat uczy tam aktorstwa, a po reformie zarządu słynnej uczelni jest jedną z czworga (dwie profesorki i dwóch profesorów) zarządzających. – Nigdy nie odczułam – czy byłam w Berlinie, czy jako bardzo młoda profesorka w Salzburgu – tego, że jestem kobietą. W pracy coś mi się udało albo nie. Nigdy nie byłam traktowana inaczej z powodu płci. Kiedy był u nas rozpisywany konkurs na dwie profesury, jedyny raz się uparłam, żeby zachować ten styl – wchodzą koleżanka i kolega profesor. Zarządzamy wydziałem zespołowo, ale pierwszy raz w historii na zewnątrz reprezentuje nas kobieta. Cała czwórka nie może przecież wszędzie chodzić – wyjaśnia prof. Dyląg. Fotel z przeszłością 14. Dzielnica, Penzing, XVIII-wieczne cacko architektoniczne, Palais Cumberland, obiekt pod ochroną konserwatora zabytków. Nie można pracować w nim w niedziele, jest zamykany o godz. 22, bo mury muszą odpoczywać. W środku na ścianach cytaty z twórcy metody aktorskiej i szkoły, teoretyka teatru i reżysera, Austriaka Maxa Reinhardta. W zaułkach korytarzy sale prób, studia teatralne. Przez otwarte okna słychać próby wokalne, ktoś powtarza tekst. Cierpliwie czekam na wejście do wyciszonego studia nr 2, gdzie ze studentami pracuje prof. Dyląg. – Jest pani w historycznym miejscu; nie chodzi tylko o ten pałac, meble, na których teraz siedzimy, to meble cesarzowej Marii Teresy. Ten gabinet ma fantastyczną atmosferę. Teraz dostaniemy współczesne meble, bo utrzymanie zabytkowych jest kosztowne, to jednak dzieła sztuki, ale całe lata, odkąd tutaj jestem, na nich siedziałam. Musielibyśmy jako Instytut Aktorstwa i Reżyserii płacić majątek za renowację. Wolimy dać pieniądze na spektakle. I ten piękny ogród, proszę zobaczyć, tutaj pracujemy, robimy przyjęcia. Kawałeczek, przechodzimy przez ulicę i już jesteśmy w teatrze w Schönbrunnie. To jeden z najpiękniejszych barokowych teatrów w Europie, jeżeli nie na świecie – mówi prof. Dyląg. XVIII-wieczna scena służy szkole, tam odbywają się egzaminy, przedstawienia studenckie. Oprócz tego na terenie MRS działają dwie nowoczesne sceny. – Miałam szczęście, będąc profesorem w berlińskiej Ernst Busch Schauspielschule, bo choć tamta nie była taka ładna, powołał ją również Max Reinhardt. Mieszkałam w Grünewaldzie, gdzie on niedaleko mieszkał, a tu przyszłam na uczelnię Maxa Reinhardta. Kiedy dzisiaj czyta się jego wypowiedzi, to człowiek się dziwi, bo nam się wydaje, że to wszystko sami wymyśliliśmy. Jako szkoła jesteśmy bardzo współcześni – dodaje prof. Dyląg, która pracowała tam studio w studio m.in. z Klausem Marią Brandauerem. Egzamin osobowości Do egzaminów na wydział aktorski przystępuje corocznie 400-500 osób, walczą o 12 miejsc. – Na końcu stają w tym gabinecie, wchodzą tacy wystraszeni i my mówimy: „Jesteś!”. W reakcji płacz, histeria, nawet nie jesteśmy w stanie podejść do nich z powitalnym szampanem. Szukamy osobowości, dlatego u nas egzaminy tyle trwają, bo talentu nie możemy nauczyć. A mamy takich absolwentów jak Christoph Waltz z dwoma Oscarami. Krążą o nas legendy, a my staramy się im sprostać. Jeśli ma się taką opinię, to nie wiadomo kiedy można stracić kontakt z rzeczywistością – przyznaje pani profesor. Max Reinhardt Seminar to w porównaniu z innymi szkołami teatralnymi uczelnia dość bogata, czego miarą jest choćby udział w wielu międzynarodowych festiwalach. – Jasne, że na co dzień walczymy o każde euro. Miejsce u nas to koszt prawie 100 tys. euro. Na co dzień profesorowie i studenci mówią sobie po imieniu, co nie zakłóca relacji mistrz-uczeń. Prof. Dyląg pracuje zwykle ze studentami semestr, mają poznawać różne sposoby pracy u różnych profesorów, ale bywają przypadki nadzwyczajne. Dwa lata temu szkołę ukończyła pierwsza czarnoskóra absolwentka, Mercy Dorcas Otieno. –