Teatr mój widzę międzynarodowy

Teatr mój widzę międzynarodowy

autorka: Anna Smolar

Polski rynek teatralny z perspektywy zagranicy Marta Keil – kulturoznawczyni, kuratorka i badaczka sztuk performatywnych. Redaktorka książek naukowych, m.in. „Odzyskiwanie tego, co oczywiste. O instytucji festiwalu”. Grzegorz Reske – menedżer kultury, producent i kurator sztuk performatywnych, dyrektor artystyczny festiwalu SPRING w Utrechcie. Czy polski teatr jest w ogóle dostrzegany na europejskim rynku? Co jest najbardziej widoczne? Grzegorz Reske: – Musimy zacząć od tego, że nie ma jednego rynku. Polski teatr jest widoczny inaczej w różnych płaszczyznach. Na pewno widoczni są polscy twórcy. Ewelina Marciniak robi karierę w Niemczech i tworzy tam teatr podobny do tego, który znamy z jej polskich spektakli, m.in. „Portretu Damy” w Teatrze Wybrzeże czy „Morfiny” w Teatrze Śląskim. Krzysztof Warlikowski ma zupełnie inną propozycję dla widza w warszawskim Nowym Teatrze, a inną dla widzów teatrów operowych, w których reżyseruje za granicą. Coraz więcej polskich twórców, szczególnie choreografów i tancerzy, jest znacznie lepiej rozpoznawanych za zachodnią granicą niż w kraju, gdzie nie mają warunków do pracy twórczej. Tu teatr tańca nie jest szczególnie popularny, a praca w nim dobrze opłacana. Marta Keil: – Część polskich twórców jest również dobrze widoczna na festiwalach międzynarodowych. To właśnie Warlikowski czy Lupa, ale też Anna Karasińska, Michał Borczuch, Anna Smolar, Wojtek Ziemilski, Iwona Nowacka i Janek Turkowski oraz choreografki, które na stałe mieszkają poza Polską, jak chociażby Agata Maszkiewicz, Ania Nowak czy Agata Siniarska. Kariera zagraniczna nie powinna być jednak traktowana jako sposób mierzenia talentu czy sukcesu – wiele zależy od tego, czy kuratorzy albo instytucje stworzą okazję, by twórcy zostali dostrzeżeni przez programerów spoza Polski. GR: – Anna Karasińska to w ogóle bardzo ciekawy przypadek. Przyszła do teatru jako reżyserka filmowa i okazało się, że dla publiczności międzynarodowej ciekawe było to, co kompletnie nie zagrało w Polsce. Propozycja, w której aktor odarty zostaje z umownej roli i zderzony z publicznością bezpośrednio, bez pomocy tej machiny teatru ze scenografią, muzyką i bogatym kostiumem. Artyści muszą czasem wybierać między tym, co jest atrakcyjne dla rynku lokalnego, a tym, co jest do niego nieprzystawalne, ale atrakcyjne gdzieś indziej. Żeby robić karierę w Polsce, trzeba się dostosować do polskiego pudełka – zaproponować coś, co nie będzie bardzo klasyczne w formie, w treści będzie trochę zaczepne, ale niełamiące tabu mieszczańskiej pruderii. No i wpisane w jedyny model produkcji repertuarowego teatru – gdzie aktor jest aktorem, a technik technikiem i te role się nie mieszają. Podacie przykład spektaklu, któremu udało się za granicą? MK: – Emblematyczny jest przykład „Margarete”, wideo-gawędy Janka Turkowskiego. To wybitny, kameralny spektakl w formie intymnego spotkania z publicznością, pokazujący na nowo, jak (i po co!) można dziś prowadzić opowieści. W Polsce widziało go w gruncie rzeczy niewiele osób. A Nowy Teatr w Warszawie zaprosił go na showcase polskiego teatru dopiero po 10 latach zagranicznych sukcesów i pokazywania na festiwalach w Europie i na świecie – do Warszawy przyjechał po serii sukcesów w Nowym Jorku i recenzjach w „New York Timesie”. Tu trudno było mu się przebić, ponieważ nie pracują w nim artyści grający w teatrach repertuarowych, spektakl powstał w ramach indywidualnej praktyki Janka Turkowskiego, obok obowiązujących systemów produkcji, i początkowo został zupełnie przez mainstreamowe środowisko zignorowany. Potrzebowaliśmy stempla z zewnątrz, żeby go docenić, a nawet zauważyć jego istnienie. GR: – Zupełnie innym fenomenem są „Cząstki kobiety” z TR Warszawa w reżyserii Kornéla Mundruczó, który zrobił również film pod tym samym tytułem. Spektakl był drugą produkcją tego reżysera w TR, wynikiem dłuższej współpracy, w której to nie my w teatrze opowiadamy o sobie, tylko pozwalamy komuś innemu o nas opowiedzieć. I też udało mu się osiągnąć zagraniczny sukces. Jak wygląda standardowa, systemowa droga polskich spektakli, które robią karierę za granicą? MK: – Podstawowym narzędziem jest tworzenie platform umożliwiających zobaczenie spektakli kuratorom i kuratorkom z zagranicy. Najczęściej są to festiwale albo showcase’y, które w kilka dni pokazują kilkanaście tytułów z danego kraju, miasta czy sezonu. Ich zadaniem jest budowanie platformy spotkania: między tym, co wydarza się lokalnie, i osobami, które na co dzień pracują w innych krajach i kontekstach. Przyjeżdżają na kilka dni do Polski, oglądają przedstawienia, wybierają jakieś,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2022, 2022

Kategorie: Kultura