Teczkowe POPiSy

Teczkowe POPiSy

Politycy PO i PiS na chwilę zapomnieli o lewicowym wrogu i zaczęli się kłócić we własnym gronie Spór pomiędzy PO a PiS dotyczący zakresu ujawniania teczek wygasł równie nagle, jak wybuchł. Ale błyskawiczna zgoda Jana Rokity i braci Kaczyńskich wywołała w Sejmie lawinę plotek, co też może się znajdować w ich dokumentacji. – Wszystko zaczęło się od warszawskiej parady równości. Od kiedy radny Andrzej Golimont z SLD rzucił hasło: „Lechu, gej twoim bratem”, w PiS rozpętała się burza. Zaczęli snuć domysły, czy ma coś konkretnego na myśli i czy w teczkach braci Kaczyńskich nie ma jakichś obyczajowych smaczków – mówi jeden z polityków PO. Te haniebne plotki podsycił mimowolnie sam Lech Kaczyński. Z jednej strony bowiem, skwapliwie zgodził się pokazać swoją teczkę, z drugiej, zaciekle zwalczał pomysł, by inni musieli ujawniać pełną dokumentację, łącznie ze szczegółami z życia osobistego. – Było to tym bardziej dziwne, że Kaczyński zawsze pierwszy się domagał ujawnienia teczek. Od razu zaczęto się śmiać, że tak walczyć można tylko o kogoś bliskiego – mówi poseł Platformy i dodaje. – W niedzielę Rokita spontanicznie wypalił, że koalicji nie będzie. Łatwo go podpuścić, by zaczął się licytować na radykalizm. Po prostu lubi, gdy ostatnie zdanie należy do niego. Co gorsza, Lech Kaczyński zaczął mówić, dlaczego nie należy wierzyć we wszystko, co znajdzie się w dokumentach IPN, powołując się na przykład… teczki brata. Ujawniał ciekawostki, wyjaśniając jednocześnie, że to są fałszerstwa SB. Wbrew intencjom prezydenta Warszawy wywołało to kolejną falę złośliwości. – Niewinny rzadko się tłumaczy – uznano zgodnie. W sejmowych kuluarach popularnością cieszyła się także teoria spiskowa – że politycy PO i PiS wymienili się kwitami (choć nikt nie potrafił powiedzieć, czego miałyby one dotyczyć). A z kręgów narodowo-katolickich rozchodziły się plotki, że Kaczyńscy chcą ograniczyć ujawnienie teczek, bo sami mają w życiorysach „rzeczy, które nie spodobałyby się katolickim wyborcom”. Niektórzy politycy PiS (w tym Lech Kaczyński na antenie Radia Zet) sugerowali, że Rokita nawołuje do ujawnienia materiałów zbieranych przez SB, bo jego przyjaciele mieli w latach 90. dostęp do teczek. Skwapliwie przypominano, że przecież Rokita na początku swej kariery był zagorzałym przeciwnikiem wyciągania teczek. Przekonywał wtedy, że nie należy ich upubliczniać, bo dokumenty te nie zachowały się w całości. W poniedziałek jednak bracia Kaczyńscy zadeklarowali: „Jesteśmy za totalną lustracją”, a lider Platformy, od dłuższego czasu zajmującej drugie miejsce w przedwyborczych sondażach, obwieścił: „Jest szansa na wspólne rządzenie”. – W ciągu 24 godzin bracia Kaczyńscy spełnili nasze postulaty w sprawie otwarcia archiwów – uznał Jan Rokita. Co wynikło ze sporu? Niewiele. Jeśli się bowiem przyjrzeć, jak Kaczyńscy rozumieją „totalną lustrację”, to okaże się, że niewiele zmienili swe zdanie. – To bzdura, że Rokita nas pokonał. Każdy, kto potrafi myśleć, widzi, że nadal głosimy to, co przedtem – mówi działacz Prawa i Sprawiedliwości. Już po zawieszeniu broni bracia Kaczyńscy nadal podkreślali, że sprzeciwiają się ujawnianiu teczek księży i opozycjonistów, którzy wycofali się z polityki. Nie chcą także ujawniania teczek zwykłych ludzi nieubiegajacych się o stanowiska i mandat parlamentarny. – On (Rokita – red.) by chciał totalnego ujawnienia wszystkich materiałów IPN-owskich, a ja – tylko polityków – powtarzał Jarosław Kaczyński we wtorek. Ostatecznie nie poznamy też zawartości teczki głównego orędownika całkowitego otwarcia archiwów. Kwitów na siebie Rokita nie chce pokazać. Pozwolił do niej zajrzeć tylko Kaczyńskim, dając im specjalne pełnomocnictwo. I to tylko dlatego, że Lech Kaczyński zażądał do nich wglądu, „i to teraz, a nie po wyborach”. Rokita kategorycznie wykluczył również, że teczki polityków PO będą powszechnie dostępne, umieszczone – jak zaproponował Kaczyński – w Internecie. – Jeśli chcecie, sami się wywieszajcie – odparł liderom PiS. Dlaczego tak łatwo Rokita wygasił spór? – Bo nie ma sensu pluć do zupy, którą się musi zjeść – odpowiada jeden z polityków PO. – Warto zauważyć, że w całej aferze nie słychać było Donalda Tuska. Dla prasy był nieuchwytny, bo uznał, że Rokita sam powinien wypić piwo, którego nawarzył. Do myślenia dały też sondaże opinii publicznej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 25/2005

Kategorie: Kraj