Katastrofa wieży Ostankino pozbawiła Moskwę i okolice w promieniu 120 kilometrów odbioru programów telewizyjnych. “Telewizji żal” – współczująco pisze “Gazeta Wyborcza”, wskazując, że statystyczny Rosjanin spędza przed telewizorem po pięć godzin dziennie. Przerwa w nadawaniu programów dla około 15 milionów ludzi może trwać nawet kilka miesięcy – alarmują światowe agencje informacyjne. Jeśli te przypuszczenia by się sprawdziły, to mielibyśmy fantastyczny eksperyment społeczny, o jakim mogą tylko marzyć medioznawcy. Gdy w 1947 r. strajk prasowy pozbawił na pewien czas prasy codziennej mieszkańców Nowego Jorku, natychmiast przeprowadzono ciekawe badania nad znaczeniem dzienników w życiu współczesnego człowieka. Podstawowy wniosek – media to duchowa manna, rytuał wchłaniania wiadomości bieżących, dający poczucie zadomowienia w obcym i zmieniającym się świecie. Dla większości media stanowią substytut modlitwy porannej i wieczornej, dla wszystkich element pejzażu, zwłaszcza wielkiego miasta. W tym sensie szczególnie brakuje telewizji mieszkańcom metropolitalnej Moskwy, mimo iż są tam jej alternatywy – kina, teatry, muzea, a można i wyjść do restauracji czy baru. Zapewne mniej ten brak odczuwają mieszkańcy osad podmiejskich, gdzie spędza się słynne podmoskiewskie wieczory. Nie ma tam teatru, kina czy wypożyczalni wideo. Jednak ludzie tam żyją bliżej natury, swoich małych działek, własnych domków, gdzie można porozmawiać z sąsiadem, pracować w ogródku, pomalować płot. Wielkomiejscy moskwianie, jak donoszą reporterzy, z braku programów sięgają częściej po flaszkę. Nie wątpię, że rosyjscy socjologowie spróbują zweryfikować tezę o medialnym uzależnieniu. Czy istotnie w rodzinach wielkomiejskich, zwłaszcza z anonimowych, betonowych superblokowisk, gdzie telewizor jest elektronicznym kominkiem – “chodzi na okrągło”, władzę w rodzinie sprawuje ten, kto trzyma w ręku pilota? Jednak nie sądzę, by socjologowie mieli dużo czasu. Najwyższe władze państwowe, z prezydentem Putinem na czele, doceniają władzę telewizji, nie pozostawią jej zatem bez swojej opieki. Ponadto telewizja to wielkie pieniądze z reklam, więc nie może stracić najlepszego sezonu, jesienno-zimowego. Ostatecznie niekoniecznie trzeba odbudowywać nadajniki Ostankina. Już przygotowuje się plany – wzorem Warszawy? – umieszczenia nadajników na tamtejszych pałacach kultury. A jest ich siedem. Już w sobotę zaczęły działać awaryjne nadajniki, telewizja jest bowiem medium strategicznym. Poza tym w relacjach agencyjnych z Moskwy zapomniano o innych niż tradycyjna formie nadawania. Działa przecież telewizja satelitarna i może rozszerzyć swój pakiet programowy. Chociaż nie dociera do większości, to nie jest problemem okablowanie bloku w ciągu kilku dni. Transmituje także telewizja kablowa, nowoczesny wariant dawnego systemu radiowych kołchoźników. Istnieje także wideo i sieć wypożyczalni. Zatem nikłe są szanse na sytuację prawdziwie eksperymentalną – wielomilionowa metropolia i stolica światowego mocarstwa pozostająca bez telewizji. Źle to dla badaczy mediów, ale dobrze dla ludzi. Krótkotrwały nawet brak telewizji z Ostankina wykazuje, że uznawana za najbardziej demokratyczną formę masowego przekazu informacji, rozrywki i kultury, jest telewizja w istocie zależna od pozycji społecznej i zamożności ludzi. Odbiór antenowy jest najtańszy, ale i najuboższy w ofercie. Zamożniejsi wszędzie, także w Moskwie, mają dostęp do lepszych programów, zagranicznych i kodowanych. Natomiast programy całkowicie bezpłatne są przerywane reklamami, oferują stare filmy albo monotonny ciąg filmów akcji, teleturniejów, telenowel, audiotele. Filmy najnowsze, programy dokumentalne, atrakcyjne transmisje sportowe są dostępne w kanałach kodowanych albo płatnych pakietach kablowych i satelitarnych cyfrowych, w wypożyczalniach wideo i DVD. I w ten sposób ujawnia się różnicująca natura nowoczesnych technologii telekomunikacyjnych, które wzmacniają podział oferty – bogatej dla bogatych i z chudym wyborem programów darmowych dla niezamożnych. Te masowe programy są kształtowane wedle planów reklamodawców. Zatem miejsce komunistycznego agitpropu zajmuje kapitalistyczna agencja reklamowa. Jednak ubóstwo medialne ma również inne niż finansowe przyczyny. Biedniejsi nie tylko dlatego nie korzystają ze zdobyczy nowoczesnej techniki, że są zbyt drogie. Także, a niekiedy przede wszystkim, dlatego, że brakuje im umiejętności i przygotowania do efektywnego korzystania. Nie znają języków, mają trudności z uruchamianiem bardziej skomplikowanych niż telewizor urządzeń, a co najważniejsze – nie odczuwają potrzeby poszukiwania wiadomości. Wystarcza im – jak w świecie serialu “Kiepscy” – papka medialna
Tagi:
Tomasz Goban-Klas