150 lat po opublikowaniu epokowego dzieła „O pochodzeniu gatunków” wielu wciąż nie wierzy w teorię ewolucji Rok 2009 jest Rokiem Karola Darwina. 200 lat temu urodził się twórca teorii ewolucji, prawdopodobnie największy geniusz nauki wszech czasów. 150 lat temu opublikował przełomowe dzieło „O pochodzeniu gatunków”, w którym przedstawił teorię ewolucji gatunków drogą doboru naturalnego. Tym samym doprowadził do najważniejszej rewolucji intelektualnej w historii ludzkości, zakwestionował religijne dogmaty, odebrał człowiekowi dumne miano najdoskonalszego boskiego stworzenia. Darwin dobrze zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego odkrycia. Zwlekał długie lata, zanim opublikował swą epokową pracę. Dobrze wiedział, że zostanie uznany za heretyka i burzyciela. W dzienniku zapisał wniosek, który wprawił go w przerażenie: „Naszym dziadkiem jest diabeł w postaci pawiana”. Brytyjski biolog ewolucyjny i czołowy chorąży ateizmu Richard Dawkins pisze w klasycznej już książce „Samolubny gen”: „Życie rozumne na planecie dojrzewa dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy uświadomi sobie przyczyny swojego własnego istnienia. Jeśli kiedykolwiek odwiedzą Ziemię istoty stojące wyżej od nas, ich pierwsze pytanie, mające na celu określenie stopnia rozwoju cywilizacji, będzie brzmiało: ťCzy odkryli już ewolucję?Ť. Organizmy żywe istniały na Ziemi, nie wiedząc, dlaczego istnieją, przez ponad trzy miliardy lat, nim wreszcie w głowie jednego z nich zaświtała prawda. Był nim Karol Darwin…”. Dawkins podkreśla, że teoria ewolucji może być w takim samym stopniu podawana w wątpliwość jak teoria o obrocie Ziemi wokół Słońca. Inny wybitny socjobiolog Edward Wilson podkreślił w posłowiu do nowego wydania dzieł wszystkich Darwina, że w całej nauce nie ma „nic bardziej zakorzenionego, nic bardziej oświecającego niż uniwersalny fenomen ewolucji biologicznej”. Znakomity badacz Ernst Mayr, zmarły w wieku 100 lat, uważał, że z teorią ewolucji nie może się równać nawet teoria względności ani teoria kwantów. A jednak, w co trudno uwierzyć, słowo „darwinizm” budzi w wielu społeczeństwach raczej negatywne skojarzenia, kreacjoniści zaś, religijni fanatycy, niepoprawni obskuranci i pseudonaukowcy wciąż toczą nieubłagany dżihad przeciw Darwinowi i podają w wątpliwość zasady biologii ewolucyjnej. Kim był człowiek, którego odkrycie po 150 latach wciąż rozpala ogromne emocje? Karol Robert Darwin urodził się 12 lutego 1809 r. w Shrewsbury. Jego ojciec Robert był wybitnym lekarzem, matka Susannah z domu Wedgwood (1765-1817) pochodziła z rodziny słynnych producentów porcelany. Osierocony wcześnie chłopiec wychowywany był przez siostry. Już jako dziecko zbierał muszle i minerały. W czerwcu 1818 r. rozpoczął naukę w prywatnej szkole z internatem dr. Samuela Butlera. Tradycyjny program nauczania z językami klasycznymi i literaturą oraz surowa dyscyplina sprawiły, że młody Darwin cierpiał w szkole – przez siedem lat. Czas wolny wykorzystywał na polowania. Kiedy wyruszał na studia medyczne do Edynburga, ojciec żartował, że teraz wreszcie miejscowa fauna uniknie zagłady. Ale wykłady z anatomii nudziły młodzieńca, który ponadto z trudem zniósł obecność przy dwóch operacjach, przeprowadzanych w tamtych czasach bez znieczulenia. Stało się jasne, że Darwin nie zostanie lekarzem. Ojciec przekonał go więc do studiów teologicznych. Spokojna posada proboszcza Kościoła anglikańskiego nie jest przecież taka zła! Od wiejskich duchownych oczekiwano, że będą zajmować się nie tylko ludzkimi duszami, ale także przyrodą i w ten sposób chwalić dzieła Pana. Karol bez wielkiego entuzjazmu podjął studia teologiczne w Cambridge i być może prowadziłby życie nikomu nieznanego pastora, gdyby nie zdumiewający przypadek. Robert Fitzroy, kapitan statku królewskiej marynarki „Beagle”, miał wyruszyć na wyprawę badawczą dookoła świata i szukał wykształconego towarzysza, pokładowego przyrodnika. Fitzroy liczył, że dzięki pracom badawczym naukowca także on zdobędzie rozgłos i sławę, ponadto lękał się, że samotność dowódcy może się okazać zgubna (poprzedni kapitan „Beagle’a” popełnił samobójstwo). Darwin został polecony przez przyjaciela i był gotów popłynąć. Ojciec początkowo protestował – za daleką podróż trzeba było słono zapłacić, w końcu jednak sięgnął do kiesy. „Beagle” wypłynął w grudniu 1831 r. Ale wymarzona podróż początkowo okazała się koszmarem. Na 70-metrowym brygu stłoczono 73 ludzi. Darwin, zakwaterowany w jednej kabinie o wymiarach
Tagi:
Jan Piaseczny