Na dworze mróz, ale w operze jeszcze nie zamarzło. Zamiast wykorzystać naturalne warunki do tańca na lodzie, reżyserzy wciąż jeszcze są na etapie letniej powodzi. Niemal w tym samym grudniowym czasie w Krakowie i w Łodzi odbyły się premiery oper, które wymagają od wykonawców śpiewania i tańczenia w wodzie. „Eugeniusz Oniegin” w Operze Krakowskiej doprowadził do zalania sceny kilkucentymetrową warstwą wody, podobnie jak nowe dzieło Marty Ptaszyńskiej „Kochankowie z klasztoru Valldemosa” w Teatrze Wielkim w Łodzi. Czyżby reżyserzy obu spektakli, Michał Znaniecki i Tomasz Konina, umówili się, a może jeden ściągnął pomysł od drugiego? Nawet dyrygentom wydano kalosze. Dziwne, że zamiast batuty nie dostali wioseł. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Przegląd