Teraz rządzi kadrowiec

Teraz rządzi kadrowiec

W 1981 r. znaleźli wroga strajków i wywieźli go na taczce. Dziś sami są za bramą krośnieńskiego “Polmo” Wacław Z. ma jedną prośbę: aby w prasie nie ukazało się jego nazwisko. Dlaczego? – Co innego mówi się z nazwiskiem, a co innego bez, zwłaszcza gdy chodzi o ludzi nieżyjących; niech spoczywają w pokoju wiecznym, amen. Nie był już młody, a ciągle mu się chciało o coś zabiegać, walczyć, jakby świat miał zbawiać. Próbował wiele razy i zawsze bezskutecznie; świat pozostał taki, jak był, a Topolski zbierał kuksańce i kopniaki. Dosłownie i w przenośni. Ewa P. pracowała z nim w biurze konstrukcyjnym osiem lat: – Powiem coś, co wyjaśni, dlaczego nawet na jego pogrzeb nie poszliśmy. Ale niech pani tego nie notuje, zastrzega, zmuszając mnie do wytężania pamięci. – On był strasznie wymagający, zasadniczy, aż nie do zniesienia. Trudny. Nawet kiedy został działaczem związkowym, widział nie ludzi, tylko ideę. – W sierpniu 1980, jak w całej Polsce, wybuchł w naszej fabryce strajk i ludzie zaczęli się zbierać w dużej hali, by opracować postulaty. Panował ogromny rozgardiasz i Topolski, jako najstarszy, chciał jakoś uporządkować przebieg zdarzeń, żeby nie szły na żywioł. Apelował o powrót do pracy, chodził po halach i włączał maszyny. Podskoczyło wtedy do niego trzech młodych, którzy dopiero od kilku miesięcy grzali dupy w fabryce i z pyskiem, żeby spieprzał, bo oni będą robić barykadę. – Ile ty masz lat – spytał jednego, który robił na kuźni. – Dwadzieścia z groszami. – Żonatyś? Masz dzieci? – Z choinki się pan zerwał – śmieje się chłopak. – A czy ty wiesz, przyjemniaczku, że tu dwie trzecie załogi to ludzie starsi, ojcowie rodzin, związani z fabryką od wyzwolenia? – Pękasz pan! A myśmy myśleli, że z ciebie chłop z jajami, nie baba. Stali jest pod dostatkiem, w try miga zrobimy zgrabne pały. – Głupie szczeniaki – powiedział wtedy do nich, ale widziałam, że krew wali mu do głowy i za chwilę go szlag trafi. – W Topolskim była jakaś godność – przyzna P., wówczas członek komitetu strajkowego. – Nie należał do partii, ale używał stale tych samych słów odmienianych przez przypadki, takich jak: naród, klasa robotnicza. I przymiotników: ofiarny, zaangażowany, zdyscyplinowany. Pięć dodać pięć Aby poglądy Józefa Topolskiego zrozumieć, trzeba się cofnąć do lat przedwojennych i przywołać fakt, że urodził się w rodzinie chłopskiej, a swoje życie tak opisał w pamiętniku: “Jeśli jadaliśmy dwa razy dnia, to było dobrze, to było więcej niż dobrze”. Po wojnie budowaliśmy fabrykę, “robili socjalizm” i wierzyli, że zrobić go jest czymś szalenie ważnym. Ciężką harówką da się go zrobić w dziesięć, no, dwadzieścia lat. Władza ludu, nauka i praca dla wszystkich! – tak żeśmy wtedy myśleli. W imię tych dwudziestu lat pracowaliśmy od rana do nocy, od nocy do rana. Te dwadzieścia lat tymczasem minęło i jeszcze pięć, i jeszcze…”. Na kartkach pamiętnika zdziwienie i żal, czemu to tak długo trwa, dlaczego nie odbywa się po ich myśli. “Ostatnie lata są ogłaszane ciągle jednym wielkim pasmem sukcesów, jest tak dobrze, że mówienie prawdy, iż jest źle, poczytuje się za wrogą propagandę”. Taczki prawdy W roku 1981 Fabryka Amortyzatorów “Polmo” w Krośnie zatrudniała 2800 ludzi, oferta handlowa wynosiła ponad 800 pozycji, a wyroby eksportowane były głównie do Związku Radzieckiego, ale także do Włoch, Niemiec, Holandii, Egiptu, Izraela. Kiedy, po strajkach, przystąpiono do organizowania “Solidarności”, wstąpiła do niej prawie cała załoga; w Związku Zawodowym Metalowców, któremu przewodniczył Topolski, zostało zaledwie sześćdziesięciu paru ludzi. W halach produkcyjnych, na tablicach ogłoszeń zawisły napisy o kosynierach i szubienicach dla milionów partyjniaków, zaś wśród nich jeden całkiem niewinny: “Do prawdy przez »Solidarność«”. 5 października 1981 r. robotnicy, którzy przyszli do pracy na pierwszą zmianę, zobaczyli doczepiony do niego dopisek: “Naiwni wierzą, że…”. Zapis archiwalny – wypowiedź Adama Oberca i Tadeusza Szmyda, przewodniczącego i wiceprzewodniczącego KZ NSZZ “Solidarność” w FA “Polmo” w Krośnie: “Zmieniona treść hasła zbulwersowała ludzi do tego stopnia, że poszczególne wydziały nie przystąpiły do pracy. To wyglądało tak, jakby okładką książeczki do nabożeństwa był portret Stalina. Zażądaliśmy dyscyplinarnego zwolnienia i wyrugowania z zakładu (z wilczym biletem) autora dopisku,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 21/2001

Kategorie: Reportaż