Tęsknota za torturami

Tęsknota za torturami

W USA rozległe wolności obywatelskie zostaną ograniczone Po zamachach z 11 września Stany Zjednoczone przypominają państwo w stanie oblężenia. Rząd powołał 50 tys. rezerwistów. Członkowie Gwardii Narodowej w mundurach bojowych i z karabinami M-16 strzegą lotnisk, najważniejszych mostów oraz zapór wodnych. Wokół elektrowni atomowych stanęły wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Niekiedy podrywają się myśliwce, aby eskortować samoloty pasażerskie. Kolejny paroksyzm strachu wstrząsnął Ameryką w poniedziałek, 12 listopada. Niemal dokładnie dwa miesiące po Czarnym Wtorku samolot pasażerski znów runął na Nowy Jork. Airbus A 300 linii lotniczych American Airlines, lecący do Santo Domingo w Dominikanie, spadł na dzielnicę Queens zaledwie w 144 sekundy po starcie z lotniska J.F. Kennedy’ego. Kłęby czarnego dymu znów wzbiły się nad miastem. Sześć budynków spłonęło do fundamentów, a sześć innych zostało poważnie uszkodzonych. Katastrofa pochłonęła 269 istnień ludzkich. Amerykanów ogarnęła trwoga: czy to kolejny zamach terrorystyczny? Czy bin Laden zamierzał za pomocą porwanego samolotu zniszczyć siedzibę ONZ? W Nowym Jorku natychmiast zamknięto lotniska i tunele metra. Nad miastem pojawiły się myśliwce. Siły bezpieczeństwa postawiono w stan najwyższego pogotowia. Kursy akcji poleciały w dół. Wstępne dochodzenie na szczęście wykazało, że Airbus prawdopodobnie runął w wyniku awarii (być może wpadł w turbulencję wywołaną przez startującego wcześniej japońskiego boeinga). Amerykanie odetchnęli, ale przecież lęk pozostał. Bioterroryści wysyłający pocztą bakterie wąglika trwożą mieszkańców północno-wschodnich stanów. W samolotach nie podaje się już zabielacza do kawy w proszku, aby nie wzniecać lęku przed zabójczymi bakteriami. Wiele lokali w drapaczach chmur zamknięto. Jedna trzecia z 800 osób i firm wynajmujących biura w nowojorskim Empire State Building, który po zagładzie World Trade Center znów stał się najwyższym budynkiem świata, zamierza się wyprowadzić. Niebezpieczeństwo może nadejść z powietrza i z morza. Władze portowe obawiają się, że terroryści zdetonują jako gigantyczne bomby zbiornikowce wypełnione ropą lub płynnym gazem. Straż przybrzeżna nie zezwoliła na wejście do portu w Bostonie tankowcowi „Matthew”, mającemu w zbiornikach kilkanaście tysięcy ton schłodzonego gazu. Władze raz po raz wydają ostrzeżenia, że w najbliższej przyszłości może dojść do kolejnych aktów terroru. Poirytowany komentator dziennika „San Francisco Chronicle” napisał: „Te ostrzeżenia są tyle warte, co horoskop, który mówi, że czeka nas trudny tydzień”. Nie ma wątpliwości, że w atmosferze strachu zostaną ograniczone prawa obywatelskie, z których obywatele USA są tak dumni. W mediach tzw. głównego nurtu rozpoczęła się dyskusja, czy stosować wobec podejrzanych o terroryzm „środki bezpośredniego przymusu”. Komentator „Newsweeka” napisał: „Czas pomyśleć o torturach”. Konserwatywny komentator Tucker Carlson powiedział w telewizji CNN: „Tortury są rzeczą złą. Ale w niektórych okolicznościach mogą być mniejszym złem”. Gdyby bowiem przemocą skłonić terrorystów do zeznań, można by uniknąć wielu niszczycielskich zamachów. Dziennikarze przypominają, że gdy w 1995 r. agenci służb specjalnych Filipin nieludzko torturowali islamskiego fundamentalistę, Hakima Murada, ten wyjawił w końcu szatański spisek, przewidujący uprowadzenie dziesięciu amerykańskich samolotów pasażerskich, które miały runąć do oceanu. „Co byłoby, gdyby Murad przebywał w amerykańskim więzieniu?”, pyta historyk Jay Winik na łamach „Wall Street Journal”. Z pewnością nikt nie zmusiłby podejrzanego do mówienia i terroryści mogliby zrealizować swój zbrodniczy plan. Na razie to tylko teoretyczne dyskusje, jednak władze USA prowadzą bez rozgłosu akcję aresztowania pod różnymi pretekstami mężczyzn pochodzących z Bliskiego Wschodu. Według dziennika „Washington Post”, to największe takie przedsięwzięcie od II wojny światowej, kiedy internowano 110 tys. Amerykanów japońskiego pochodzenia. Ludzie o ciemniejszym kolorze skóry, wyznający islam, trafiają za kraty np. za brak ważnej wizy. Prokurator generalny John Ashcroft stwierdził, że wzoruje się na Robercie Kennedym, swym koledze z lat 60. Kennedy wypowiedział wtedy bezpardonową wojnę zorganizowanej przestępczości i „kazał aresztować mafiosów nawet za splunięcie na ulicy”. Wśród aresztowanych jest 30-letni Egipcjanin, Osama Elfar, którego agenci FBI zakuli w kajdanki, gdy kończył nocną pracę jako mechanik na lotnisku w St. Louis. Oskarżono go o to, że nie przedłużył wizy, Elfar jest wszakże pewien, że przyczyną nieszczęścia stało się jego okryte niesławą imię. Kiedy wydano ostrzeżenie, że terroryści

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 47/2001

Kategorie: Świat