Tiepier ja

Będąc w sklepie, usłyszałem zdanie komentujące ostatni sondaż popularności naszych partii. Jakiś dorosły mężczyzna powiedział drugiemu, również zmęczonemu życiem i polityką: – Nie chcą 3 x 15, to mają 3 x 13. Ale jeżeli aresztuje się barona, który przekręca własny kraj, a który został baronem po to, żeby w jego województwie nikt tego kraju nie przekręcał, to później nie ma co się dziwić, że Tomasz Lis może zostać prezydentem. Tydzień temu „Gazeta Olsztyńska” zorganizowała coś w rodzaju plebiscytu z pytaniem, kto powinien reprezentować województwo warmińsko-mazurskie w Parlamencie Europejskim. I kto wygrał ze wszystkimi politykami i posłami w regionie? Ja. Za co serdecznie wszystkim podziękowałem, mówiąc na koniec, że nie widzę siebie w takim parlamencie, w którym przede mną by siedział Jerzy Jaskiernia, za mną Roman Giertych, a obok Renata Beger, patrząc mi w oczy, bo bym nie wyrobił ze śmiechu. Ale ta zabawa „Gazety Olsztyńskiej” pokazuje, jak ludzie mają dosyć obecnych polityków i ich „troski” o kraj. Ale skoro postanowiłem mówić w tym felietonie o sobie, to dowiedziałem się, że ma wejść nowy przepis ograniczający korupcję, na mocy którego, jeżeli zarobię w Radiu Olsztyn (publicznym) w ciągu roku za codzienne felietony powyżej 6 tys. euro, to radio będzie musiało ogłosić na mnie przetarg. I jeżeli do tego przetargu staną również Janusz Korwin-Mikke i Dorota Masłowska i komisja wybierze Masłowską, to czy ona wtedy będzie Daukszewiczem, czy ja będę musiał zmienić płeć? Takie pytania same się narzucają. To znaczy podobno jest wyjście z tej sytuacji. Jeżeli Zarząd Radia Olsztyn udowodni, że ja jestem tylko jeden, a moja produkcja jest unikalna, to wtedy wystarczy sporządzić odpowiednie pismo, wysłać je do Warszawy, do prezesa od spraw zamówień publicznych, z prośbą o zwolnienie mnie z przetargu. Prezes Urzędu Zamówień Publicznych powoła stosowną komisję, żeby ta sprawdziła, czy nie ma mnie dwóch. Jeżeli się okaże, że jestem jednak tylko jeden, to wtedy urząd do spraw zamówień sporządzi wiarygodny dokument, który będzie musiał jeszcze trafić na biurko wicepremiera i ministra infrastruktury, bo w międzyczasie stanę się bliżej nieokreśloną infrastrukturą, i po podpisie pana wicepremiera będę mógł już swobodnie mówić w radiu, co o tym wszystkim myślę. Sytuacja prezesa Urzędu Zamówień Publicznych przypomina mi dowcip o tym jak facet otrzymał telegram następującej treści: TEŚCIOWA NIE ŻYJE. ZWŁOKI POGRZEBAĆ CZY SKREMOWAĆ?! I odpowiedział: JEDNO I DRUGIE. LEPIEJ NIE RYZYKOWAĆ. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2004, 2004

Kategorie: Felietony