Tłumaczymy ten obłęd

Tłumaczymy ten obłęd

Natrafiam na takie tytuły, podtytuły, podpowiedzi do tytułów prasowych. Głównie dotyczy to najrozmaitszych konstruktów propagandowych, pseudoteoretycznych, tez pojawiających się gdzieś na obrzeżach świata mediów i internetu (na końcu internetu). Przykład pierwszy z brzegu – Adam Leszczyński w portalu OKO.press w tekście „Intelektualiści prawicy o LGBT: nihilizm, bolszewia, hitleryzm. O co chodzi? Tłumaczymy ten obłęd” pisze: „Dyżurni intelektualiści prawicy w natarciu po wywieszeniu tęczowych flag na pomnikach. Mówią o »ideologii LGBT« i porównują ją do nihilizmu, bolszewizmu, hitleryzmu, a swoją homofobię – do Bitwy Warszawskiej 1920 r. Za porównaniami bez sensu kryje się strach. Tłumaczymy ich histerię”. Czyli jednak strach i histerię „tłumaczymy”, próbujemy zrozumieć, zagłębiamy się w odmęty pozornie intelektualnych wywodów. Nie trzeba przekonywać, że zaprzęganie do poważnej nawet publicystyki analizy zachowań i wypowiedzi tłumaczonych językiem chorób umysłowych (a tym wszakże jest obłęd) jest stąpaniem po cienkiej linie w ciemnym korytarzu. Osoby cierpiące na takie zaburzenia nie biorą udziału w debatach filozoficznych, w których przekonujemy się do wykluczających się czy antagonistycznych racji. Osobom takim staramy się pomóc w inny sposób. Moment urwania się z racjonalnej więzi argumentacyjnej, często poprawnie obudowany logicznie, jest trudny do uchwycenia, wystarczy jeden wymyk i wędrujemy ścieżkami absurdu. Ale czy w przypadku prawicowej aktywności umysłowej mamy naprawdę do czynienia z takim odlotem, czy jest to raczej koncepcja, na chłodno skonstruowana taktyka, zamysł i zimny, bezgraniczny cynizm? Jest to po prostu rejterada z pola walki i sporu, gdzie obowiązują reguły, zasady weryfikacji faktów, gdzie nie ma absolutnej dowolności interpretacyjnej, gdyż na straży poprawności myślenia funkcjonują kotwice instrumentów wypracowanych przez naukę, teorię dyskusji i prowadzenia debaty, zgoda co do podstawowych faktów. Jeśli na tym polu ponosi się nieustanne i nieuchronne klęski, powstaje pokusa (w dzisiejszej Polsce często realizowana) zbudowania alternatywnej rzeczywistości i teorii ją objaśniającej, gdzie dotychczasowy przeciwnik, adwersarz i interlokutor jest bezradny ze swoim pakietem racjonalnego instrumentarium. Oczywiście w tym prawicowym pakiecie irracjonalności mamy też sporą dawkę ignorancji, braku wiedzy i złej woli. Z tych wszystkich powodów i z każdego z osobna ostatnią metodą, żeby temu się przeciwstawić, jest debatowanie na „starych” zasadach. Te paradygmaty są jak proste równoległe – nigdy się nie przecinają i nie mają punktu wspólnego. Nie dzieje się tak jednak przez błąd w myśleniu, chwilową pomyłkę czy niedoinformowanie. To polityczny zamysł. Bo jak onegdaj powiedział klasyk, mistrz politycznej manipulacji i człowiek pozbawiony jakichkolwiek hamulców etycznych w swoim działaniu, Jacek Kurski: „Ciemny lud to kupi”. Tradycyjnie więc na manowce sprowadza zwykłych ludzi elita, która sufluje abrakadabry i konstrukcje intelektualne wzięte z kapelusza. Cynicznie. Bo na tym polu niczego „wyjaśnić się nie da, to nie jest pole do myślenia, to jest pole do udeptania i rządzenia”. Pisał swego czasu Miłosz w „Traktacie moralnym”: „Strzeż się wariatów. Ci są mili, / Póki w zakładach ich więzili, / Albo trzymali w zwykłej stajni. / Są dziś wariaci m i a r o d a j n i. / I każdy macha swą pałeczką / I patrzy z góry, moje dziecko. / Zaiste, wariat na swobodzie / Największą klęską jest w przyrodzie”. I doprawiał to „polskim zaczadzeniem”: „Unikaj tych, co w swoim gronie / Pograwszy w polityczne konie, / Gdy na kominku ogień trzaska, / Wołają: lud a szepczą: miazga, / Wołają: naród, szepczą: gie. / Myślę, że robią bardzo źle, / Bo upajają się pozorem. Sami są tylko meteorem / I lata ich czekają długie, / Gdy ich obracać będą pługiem, / I dużo wody minie w Wiśle, / Nim o nich znowu ktoś gdzieś piśnie. / Bynajmniej tobie nie doradzam, / Ażebyś w komitywie chadzał / Z tymi, co są jak ślepe krety / W jaskrawym wieku pełnym krzepy. / Chcieliby w swojej żyć parafii, / W ogródkach siedzieć malw i szałwii / I czasem w amarantach wojsko / Widzieć jadące drogą polską. / Chcieliby, żeby kołowrotki / Furczały w takt prapolskiej zwrotki / I żeby u nas było sielsko / (Jak choćby nad Zatoką Perską). / Tak z tym sarmackim animuszem / Kraj zamieszkują m ę t n y c h  w z r u s z e ń / I jest to coś na kształt bagniska: / Traf

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 33/2020

Kategorie: Roman Kurkiewicz