To, co w Dejmku najciekawsze

To, co w Dejmku najciekawsze

Warszawa 17.01.2023 r. prof. Magdalena Raszewska - historyk teatru. fot.Krzysztof Zuczkowski

Zależało mu, żeby pracował u niego zespół, a nie zbieranina aktorów Prof. Magdalena Raszewska – historyczka teatru Zaczyna pani książkę „Dejmek” od zagadkowego stwierdzenia, że każdy ma swojego Dejmka – jak rozumiem, osobę ważną, stanowiącą wyzwanie. Jak to się stało, że zainteresowała się pani właśnie dyrektorem Teatru Narodowego? – To bardzo ciekawa postać, z wieloma woltami w życiorysie. Wybory, których dokonywał – zaskakują, a osiągnięcia artystyczne fascynują. Poza tym jest niewielu ludzi, którzy mieli tak całościową koncepcję teatru jak on. W jakim domu wychowywał się Kazimierz Dejmek? Co go kształtowało? – To był dość prosty dom na kresach Rzeczypospolitej, w biednym, małym, polsko-rosyjsko-żydowskim miasteczku, Kowlu. Potem rodzina przeniosła się do Rzeszowa. Ojciec był Czechem – pracował jako księgowy w więzieniu. Matka miała w sobie mieszankę narodowościową typową dla monarchii austro-węgierskiej tamtych czasów. Dejmek nie dorastał w domu w konkretnej tradycji – musiał ją sam znaleźć. Jak opowiadał, na podwórku z kolegami rozmawiał mieszanką kilku języków, w domu z ojcem po czesku. Tu jednak mam wrażenie, że reżyser swoją historię nieco podkoloryzował, ponieważ ojciec był dość porządnie spolonizowany. Bardzo wpłynęły na niego również czasy wojny, czyli partyzantka spod znaku Batalionów Chłopskich, tzw. Chłostry, z wyraźnymi lewicowymi wpływami. Stąd jego walka o sprawiedliwość społeczną, o której zawsze mówił. A także pod koniec życia dość zaskakująca afiliacja do PSL, którego był posłem w latach 1993-1997. Po wojnie chciał zostać aktorem. – Trudno powiedzieć, bo sam Dejmek mętnie zeznaje na ten temat. Czasem twierdził, że do teatru trafił przypadkiem z prywatnych powodów, o których nie chce mówić. Innym razem opowiadał, że po prostu wyszedł z partyzantki i nie wiedział, co ze sobą zrobić, bo zrezygnował z bycia księdzem, o czym w czasie wojny myślał, i zobaczył ogłoszenie o tworzącym się studiu teatralnym. To studio okazało się zresztą dość ciekawą instytucją, ponieważ z tej maleńkiej szkółki przy prowincjonalnym teatrze, gdzie było dwóch czy trzech zawodowych aktorów, wyszło potem dwóch dyrektorów Teatru Narodowego: Kazimierz Dejmek i Adam Hanuszkiewicz. Uczył się tam również znany aktor Ignacy Machowski. Myśli pani, że to przypadek? – Absolutny. Losy Dejmka i Hanuszkiewicza połączyły się bardzo szybko. Ale są to zupełnie inne kariery. A z Machowskim reżyser pracował do końca życia. Zespół teatralny, w którym grał Dejmek, został wysłany na Ziemie Odzyskane. Sam reżyser zatrzymał się w końcu na dłużej w Łodzi. Jak tam trafił? – W Jeleniej Górze spotkał wszechmocnego wówczas człowieka, rektora szkoły teatralnej, dyrektora Teatru Wojska Polskiego, redaktora, członka niezliczonych rad i komisji, czyli Leona Schillera. Jego oko spoczęło akurat na Dejmku i zaproponował mu angaż w teatrze. Tymczasem Dejmek zdołał zdać egzamin zawodowy „na aspiranta do ZASP”, jak to się nazywało. Chciał dalej się kształcić, był człowiekiem niesłychanie ambitnym, więc znalazł się zarówno u Schillera w teatrze, jak i w szkole. Łódź stała się jego miastem przeznaczonym, często do niej wracał. Wtedy pracował w teatrze do końca 1961 r., drugi raz trafił tam w połowie lat 70., trzeci na półtora roku przed śmiercią. O Łodzi, która określiła jego twórczość, mówił, że ją kocha i nienawidzi jednocześnie. Leon Schiller to była postać, która miała na Dejmka dość duży wpływ. – Chociaż Grupa Młodych Aktorów, do której Dejmek należał, jawnie Schillerowi zaprzeczała i tworzyła swój teatr w opozycji do niego. Nie chcieli robić teatru dla inteligencji, skupiali się na teatrze dla robotników. Jakkolwiek nie jestem pewna, czy robotnik po ośmiu godzinach stania przy tokarce chciałby tę samą tokarkę oglądać w swoim czasie wolnym na scenie. Ale taka była epoka, takie było rozumienie teatru. To miała być nowa sztuka dla nowych ludzi. Jak wyglądał ten jego pierwszy etap pracy reżyserskiej? – Trudno mówić o pracy reżyserskiej, wtedy ważny był kolektyw. Grupa Młodych Aktorów tworzona była m.in. z Januszem Warmińskim, potem dyrektorem Ateneum. Pisali oni o sobie: „My jako grupa chcemy…” albo „Zamierzeniem grupy jest…”. Dejmek był jednak na tyle silną osobowością, że z biegiem czasu zaczął tym kolektywem kierować, a potem stał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2023, 2023

Kategorie: Kultura, Wywiady