W tym całym polskim „pierdziszewie” robimy wielki festiwal – mówi Jurek Owsiak – Czy można mówić o pokoleniu Przystanku Woodstock? – Zdecydowanie! Ten koncert to nasze „dziękuję” dla tych, którzy pracują przy Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Woodstock nie jest magnesem dla ludzi przypadkowych, których skusiłaby zachęta: wysłuchacie ogromnej liczby gwiazd. Dla takich są Opole albo Sopot. Woodstock jest festiwalem klimatycznym. Ludzie często przyjeżdżają, uważając, że ktokolwiek będzie grał, warto przyjechać. Mają nawet pewne utrudnienie w dostaniu się do nas. Choć PKP wykonały niesamowicie miły gest w postaci 24 dodatkowych pociągów, które dojeżdżają do stacji Żary, nadal jest to transport typu rzeźnia. Pokolenie Przystanku Woodstock to generacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – ludzi młodych, którzy zaczynali zbierać pieniądze, kiedy mieli dosłownie po parę lat: osiem, dziesięć… Mają akurat 19-20 lat, a to wiek, kiedy wiele rzeczy się kształtuje. I myślę, że Woodstock niezwykle wykształcił tych młodych – oni przyjmują naszą filozofię. – Jaka to filozofia? – Przyjeżdżamy do miejsca, które współtworzymy, gdzie organizatorzy robią nam jakiś prezent, nie żądając od nas niczego oprócz tego, byśmy dobrze się bawili i przestrzegali ich próśb, mówiących o narkotykach, przemocy i porządku, który musi być utrzymany. Zadyma na Przystanku Woodstock nie może się zdarzyć. Ci ludzie bardzo często powyciągali z szaf swoich rodziców stroje dzieci-kwiatów, bo pamiętajmy, że ich rodzice to ludzie w moim wieku, którzy wychowali się już na rock and rollu i Beatlesach, a nie na muzyce Fogga czy Ireny Santor, nikomu tu nie ujmując. Przebieraństwo jest nieprawdopodobne i bardzo pogodne. Następna rzecz generacji Woodstocku to pogoda ducha panująca na Przystanku. Ja mówię: czujcie się dobrze i ponieście tę energię na cały rok. Pamiętajcie, że można się dogadać z ludźmi, nawet gdy mają różną filozofię: punkową, reggae, bluesową, metalową. To właśnie wykształcił Przystanek Woodstock i spowodował, że ludzie uważają to miejsce za coś więcej, niż my sami sobie wyobrażaliśmy. – Wszędzie opowiada pan o fantastycznej atmosferze na festiwalu. Na Love Parade w Berlinie też panuje fajna atmosfera, a jednak impreza zaczyna coraz bardziej się kurczyć. Nie boi się pan, że Przystanek się przeżyje? – Myślę, że na co dzień w życiu młodych ludzi brakuje wielu pozytywnych spraw i relacji. Za każdym razem rozpoczynam Woodstock od jednego słowa – przepraszam. Za to, że ten kraj tak niewiele może wam zaoferować, że słyszycie tyle oszczerstw, kłamstw, chamstwa, których autorami są właśnie dorośli. Potem możemy oddać się kilku dniom zabawy, ale i myślenia o tym, że może być normalnie, możemy do czegoś dążyć. I to jest różnica pomiędzy nami a Love Parade. Dlatego gloryfikują Przystanek Woodstock. Z drugiej strony, policja potwierdza śladowe ilości przestępstw. My mówimy wyraźnie nie narkotykom. Sprzedajemy piwo, ale nauczyliśmy ludzi, jak mają z tego korzystać. 17 osób zatrzymanych w zeszłym roku, w trzystutysięcznym mieście – chyba zwykle dzieje się więcej takich spraw w ciągu doby. Dlatego sądzę, że oni na serio potrzebują tego miejsca. Ale poza tym potrafię powiedzieć sobie: OK, przeżyło się. Szukam czegoś innego. Jeśli ludzie nie będą już dawali pieniędzy na finał, raczej się nie obrażę, że już nas nie lubią, tylko poszukam innej drogi. Mój zawód to producent telewizyjny i witrażysta, więc mam do czego wrócić. – Mówi pan, że ludzie przyjeżdżają bez względu na to, kto wystąpi. Ale chyba nie jest zupełnie obojętne, kto tam gra? – Oczywiście, proponujemy niezwykłe wrażenia. Na przykład w zeszłym roku „Bolero” Ravela w wykonaniu orkiestry Filharmonii Wrocławskiej. Ale generalnie nie musimy na szczęście się stosować do żadnych zasad „wyścigowych” – że zagra kapela, która ma najwięcej płyt albo jest na jakiejś liście top 50. Bierzemy tę muzykę, która nam pasuje, i to ona ściąga potem widzów. – W zeszłym roku wystąpiła Ewelina Flinta. Czy teraz też będzie ktoś z „Idola”? Czy program „Idol” jest adresowany do gości Przystanku Woodstock? – W tym, co teraz śpiewa Ewelina, nie czuję Woodstocku. Życzę jej wszystkiego najlepszego, ale to już nie jest ta Ewelina, która na Przystanku wydarła płuca, tak że aż ciary przechodziły po plecach. Będzie Bartek, który zagra z zespołem