Po 1989 r. komunistki nie tyle zastąpiono, ile wymazano z historii. Nasze feministki uznały, że jedyna rewolucja, jaka dokonała się w Polsce, to rewolucja Solidarności Dr Agnieszka Mrozik – Instytut Badań Literackich PAN, autorka książki „Architektki PRL-u. Komunistki, literatura i emancypacja kobiet w powojennej Polsce” Czy to, co się wydarzyło po 1945 r. na ziemiach polskich, można nazwać rewolucją płci? – Zdecydowanie tak, choć ta rewolucja zaczęła się już wcześniej, wojna bowiem była jej katalizatorem, w jakimś sensie naturalnym. Mężczyźni poszli do wojska, część aresztowano, część znalazła się w obozach. Zostały kobiety, które musiały zorganizować codzienne życie rodzinne. I myślę, że dla wielu to był impuls, by przedefiniować swoje życie osobiste. Niemały wpływ na te zmiany miały postanowienia władz, dziś pogardliwie określanych jako komunistyczne. Jedne z pierwszych fundamentalnych dekretów nowej władzy po wojnie dotyczyły właśnie życia osobistego, życia małżeńskiego, rodzinnego kobiet i mężczyzn w Polsce. Wiąże to pani z wypowiedzeniem przez Polskę konkordatu? – Oczywiście, że to ma związek. Dziś nie mówi się, że to powojenna władza, właśnie po wypowiedzeniu konkordatu, wprowadziła od 1 stycznia 1946 r. śluby cywilne i prawo do rozwodów, a w kolejnych miesiącach zrównała w prawach dzieci urodzone ze związków małżeńskich z tymi urodzonymi poza małżeństwami. Do tego wprowadzono obowiązek alimentacyjny i zmiany w małżeńskiej własności majątkowej. Te rewolucyjne przemiany domknął Kodeks rodzinny z 1950 r. Czy utworzenie Wydziału Kobiet w PPR było czytelnym sygnałem, że władza ludowa dostrzega problemy kobiet? – Wydziały kobiece istniały jeszcze przed wojną, miały je Polska Partia Socjalistyczna i Komunistyczna Partia Polski. W 1946 r. na czele Wydziału Kobiecego Polskiej Partii Robotniczej stanęła Edwarda Orłowska, komunistka z przedwojennym stażem partyjnym, która przed 1939 r. nie miała wiele wspólnego z kwestią praw kobiet, ale z pracy na nowym stanowisku wywiązała się bardzo dobrze. Później, po zjednoczeniu PPR i PPS, kierowała Wydziałem Kobiecym w PZPR, aż do jego oficjalnej likwidacji w styczniu 1953 r. Czy Orłowska i inne zaangażowane politycznie kobiety to były komunistki feministki? – Wydaje mi się, że dla większości moich bohaterek określenie „feministki” mogłoby okazać się problematyczne, bo z perspektywy komunistek feminizm uchodził za ruch burżuazyjny. W związku z tym nie nazywały się feministkami. Mówiły o ruchu kobiet pracujących, o działalności na rzecz kobiet z klas ludowych, motywowanej przede wszystkim kwestiami ekonomicznymi i społecznymi. Rozwiązanie tych problemów miało doprowadzić do wyzwolenia kobiet. Kim były ówczesne działaczki na rzecz kobiet? – Bohaterki mojej książki są bardzo różne, wiele pracowało na rzecz praw kobiet jeszcze przed wojną. Jedną z nich była Wanda Wasilewska, która wtedy nie należała do KPP, ale do PPS, była członkinią rady naczelnej tej partii. Inne, jak wspomniana Edwarda Orłowska, dopiero po wojnie zostały przesunięte na „odcinek kobiecy”. Wśród moich bohaterek są zarówno polityczki, jak i działaczki kobiece niebędące w żadnej partii. Przykładowo w 1945 r. na czele Ligi Kobiet stanęła początkowo bezpartyjna Irena Sztachelska (w PZPR od 1948 r.). Platerówka, która przed wojną nie miała wiele wspólnego z kwestią kobiecą. Partia rzucała swoje działaczki na odcinek kobiecy? – W pewnym sensie tak, chociaż były takie aktywistki, które, rzec można, zawodowo zajmowały się problemami kobiet. Myślę tu o publicystkach, dziennikarkach, a także pisarkach. Wymienię tylko kilka. Anna Lanota, pierwsza redaktorka naczelna „Przyjaciółki”, czasopisma, którego roli w pracy na rzecz kobiet w Polsce trudno nie docenić. To samo można powiedzieć o znanej dawniej pisarce Janinie Broniewskiej, redaktorce naczelnej czasopisma „Kobieta”. Warto też wspomnieć Wandę Żółkiewską, autorkę książek dla dzieci i młodzieży, która niestety kojarzona jest dziś głównie jako pierwsza żona marksistowskiego krytyka i badacza Stefana Żółkiewskiego. Zresztą w ogóle wiele moich bohaterek – i o tym piszę w książce – w debacie publicznej funkcjonuje jako pierwsze żony swoich mężów, znanych polityków. Zapomina się, że miały one własną historię, niezwykle ciekawą, do niedawna zupełnie nieznaną, której istotnym elementem było właśnie zaangażowanie na rzecz praw kobiet, w tym na forum organizacji międzynarodowych. O co te kobiety walczyły, co chciały osiągnąć? – Na działalność ówczesnych komunistek feministek patrzę przez pryzmat czasów, w których przyszło im żyć i pracować. Zawsze zwracam uwagę na kontekst – zniszczoną Polskę, która przed wojną