Torba i kij
Z GADZIEJ PERSPEKTYWY Pili, więc jestem. Tak mogliby stwierdzić niektórzy kandydaci na kandydatów na posłów wyłanianych podczas prawyborów Platformy Obywatelskiej. Wesołych niezwykle, pędzących autobusów, napędzanych wyborczymi procentami. Alkoholowymi. „Zjawisko wódki jest ciekawe / Warto poświęcić mu rozprawę / Ze wszystkich trunków ona jedna / Dymom zagłady jest pokrewna / W niej miast płonących widać migot / Przez cienkie szkło skazańcy idą”, pisał noblista Czesław Miłosz w „Traktacie moralnym”. Nie wiem, czy autor „Traktatu” jest nadal sympatykiem Unii Wolności, czy przeszedł, jak wielu jej działaczy i zwolenników, na Platformę, formację niezwykle akcentującą wartości „moralne”. Wódka i alkoholowe procenty są nierzadko smarem naszej, jak to się mówi, demokracji. Bez smaru nie byłoby wielu porozumień ponad podziałami. Historycznych kompromisów, oswajania postkomuchów z postsolidaruchami. Nie tak dawno PSL, partia niezwykle akcentująca przywiązanie do ziemi polskiej, firmowała wódeczkę „Kmieć”. Pięknoduchy zielonomiejskie poobrażały się wtedy wielce moralnie. Partia i procenty, zwłaszcza wysokie, jak to może być?!!! Procentami alkoholowymi zawartymi w wódce i innych alkoholach lekkich oszałamia się elektorat. Wybrańcy elektoratu, a zwłaszcza kandydaci na wybrańców, zaprawiają się procentami przedwyborczych sondaży. Każdy nowy pomiar potrafi wprawić w euforię, pijacką głupawkę albo frustrację i agresję. Ponieważ kandydaci na reprezentantów narodu pragną upajać się procentami, to dla pozyskania procentów upajają, też procentami, elektorat. W czasie stołecznych prawyborów na Platformie Obywatelskiej, zwanej POTOP-em, Tuska-Olechowskiego-Płażyńskiego, wabiono bardziej finezyjnie, niż robi to kandydat, poseł, eksminister Jacek Janiszewski. Organizujący wesołe, wiejskie autobusy z wyborcami. Ustami samego Piotra Gąsowskiego masowano stołeczne mózgi szlagierem „Gdy tak Świętokrzyską, w stronę Tamki / Po drodze jest Dobra / Do mostu już blisko / A na Dobrej pan Hertel / A pan Jerzy w kwiaciarni / Kolorowych kwiatów podziwia ofertę”. Oprócz oferty kwiatowej pan wiceburmistrz gminy Centrum, Jerzy Hertel, prezentował koszulki ze swoim nazwiskiem i szlagwort pijaka. „Pan Hertel, który buduje mosty w Warszawie”. No i rozdawał płyty kompaktowe z piosenką o sobie. CD z „Panem Hertlem” przebijało zaprezentowaną w tym sezonie ofertę gadżetowej, wyborczej mody. Każdy poważny kandydat POTOP-u miał hostessy odziane w koszulki z jego nazwiskiem na piersiach. Pan Zbigniew Jacniacki, przedstawiający się jako ekonomista, serwował tradycyjną kiełbasę wyborczą z grilla, jak mawia się w towarzystwie. Gorzej było u ministra, kandydata Komorowskiego, który zamiast kiełbasy obiecywał tylko znajomości i pomoc w różnych sprawach. Inna kandydatka, Marta Mordasewicz-Zubrzycka, przysięgała się, że nie jest feministką, zaś kandydat Krzysztof Mularczyk obiecywał, że zrzeknie się immunitetu poselskiego, czym dowodził, iż nie ma pojęcia, co to ów „munitet” jest. Na prezentację swego programu kandydaci mieli po dwie minuty. Na rozdawnictwo koszulek, CD z grafomańską piosenką, obietnice i idiotyzmy pół dnia. Jeśli ktoś poczuł się źle, żona-lekarka innego kandydata za darmo mierzyła ciśnienie. Pan poseł, eksminister Jacek Janiszewski, został wykluczony z POTOP-u, bo postąpił nieetycznie, organizując wesołe, procentowe autobusy dla elektoratu w Toruniu. Kandydaci, którzy otumanili stołeczny elektorat idiotycznymi tekstami, niezdrową, tłustą kiełbasą, prawie mokrym firmowym podkoszulkiem, zostali uznani za standard euroamerykańskiej demokratycznej kultury politycznej. A przecież tu różnicy nie ma. Procentowy elektorat, nabijający procenty kandydatowi, tak samo nie ma pojęcia o kwalifikacjach kandydata, jak otumaniony muzyczką z CD. Pij, pij, elektoracie, pij. Po odejściu od urny torba i kij. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint