Śmierć Roberta Ludluma (ur. 1927) to jeden z finalnych akordów wielkiej kariery powieści sensacyjnej, bazującej na zmaganiu agentów doby “zimnej wojny” i globalnego terroryzmu. Alistair MacLean, Ken Follet, Tom Clancy i rzesza pomniejszych autorów przechodzą do historii – razem z epoką, która ich wydała. Wielka fala popularności klasyków globalnej sensacji dotarła do Polski z początkiem lat 90., gdy na Zachodzie zachwyt tym gatunkiem dawno już przeminął. My odrabialiśmy zaległości. Nawet trzeciorzędne powieści o światowej walce wywiadów sprzedawały się w nakładach przekraczających 100 tysięcy, a więc zgoła astronomicznych. Nazwisko Ludluma stało się nawet symbolicznym określeniem na rozpanoszenie się złego gustu literackiego. Tymczasem na Zachodzie na użytek jego powieści krytycy ukuli nawet osobny termin – “global conspiracy thriller”, opisujący fabułę, której intryga zaczyna się od założenia, iż nasza cywilizacja jest zagrożona łańcuchem globalnych spisków. Na polskim rynku ukazało się blisko 20 powieści, które dokumentują tę tezę, na świecie szeroki repertuar Ludluma rozszedł się w sumie w blisko 300-milionowym nakładzie. Wszystkie fabuły przebiła popularnością “Tożsamość Bourne’a” (wydana w Polsce w 1990 r.) – nie przypadkiem. Ludlumowi udało się bowiem w tej powieści wykreować wzorcowy typ bohatera, który rozgrywa najważniejsze partie na światowej szachownicy. Niebawem Bourne’owi, przeniesionemu na ekran, użyczył swej twarzy Richard Chamberlain, co spotęgowało oddziaływanie bohatera. Przyjrzyjmy mu się. Bourne to chodząca machina śledczo-komandoska, wykreowana przez CIA dla poskramiania globalnych terrorystów. Poznajemy go na kolejnym zakręcie życiowym – w trakcie wychodzenia z amnezji, co w praktyce równa się uzyskaniu zupełnie nowej tożsamości. Okazuje się jednak, że agent bez trudności przekracza bariery ludzkich możliwości. Obywa się bez snu przez kilka dób, każdego dnia – jako rekonwalescent! – jest w stanie przebiec 20 km. Podczas jednodniowej eskapady do Zurychu bywa wielokrotnie ranny, dotknięty częściowym paraliżem, a mimo to zwycięsko zmaga się z trzema ekipami zawodowych zabójców. Doskonałość fizyczna rymuje się z perfekcją intelektualną. Bourne bez trudności nie tylko przerzuca się z angielskiego na francuski, ale w dodatku bez problemów daje sobie radę z wietnamskim. “Jednym z licznych talentów Bourne’a jest umiejętność zmieniania wyglądu, stapiania się z tłumem, łąką, kępą drzew” – czytamy w powieści, która ze strony na stronę coraz wyraźniej staje się reklamą herosa. Umiejętności nieledwie magiczne, jakie ma na wyposażeniu, zostały mu przydzielone nieprzypadkowo. Bohater Ludluma musi pokonać zło groźne w skali całej Ziemi. Jego przeciwnikiem staje się równie mityczny i równie wspaniały Carlos: “Jest uważany za terrorystę doskonałego, przez co należy rozumieć, że dla niego morderstwo i zabójstwo jest celem samym w sobie, pozbawionym jakiegokolwiek politycznego podłoża”. Terrorysta niepokoi czytelnika omnipotencją, ale agent ma po swojej stronie – z łaski autora – zarówno szczęśliwy zbieg okoliczności, jak i rację moralną. Tak więc ostatecznie zwycięża, mimo iż odbywa się to w ostatniej chwili i najwyższym wysiłkiem. Dzięki wykreowaniu takiego bohatera Ludlum przenosił w XX w. prastare mity obecne w każdej kulturze – pojedynek herosa z monstrualnym złem, w którym stawką jest ocalenie świata. Tak wydumana fabuła okazałaby się jednak – podobnie jak bohater – niestrawna, gdyby nie to, że autor osadził ją w jak najbardziej wiarygodnym czasie i miejscach. Czytelnik przymyka oko na fakt, że agent skutecznie działa, nosząc w ciele dwie świeże kule, ponieważ autor podał mu dokładnie, z jakiej broni pochodziły. Poważną częścią sukcesu Ludluma jest bowiem umiejętne wykorzystanie pracy całych sztabów researcherów, którzy ślęcząc w archiwach, udokumentowali wymyślone przez niego historie. Pisarzy tworzących intrygę z takim rozmachem zastąpią niebawem detaliści, których ulubionym bohaterem będzie drobny psychopata z ładunkiem plastiku, operujący na terenie dwóch przecznic. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Janina Stanowska