Tragedie polskich lotników – rozmowa ze Sławomirem Orłowskim
Wdowa po gen. Błasiku chciała ocenzurować opis katastrofy smoleńskiej Sławomir Orłowski – autor sensacyjnej książki „Pokolenia Dywizjonu 303 – od gen. Skalskiego do gen. Błasika” Rozmawia Jarosław Kalina Książka „Pokolenia Dywizjonu 303” odbrązawia mit nieustraszonych lotników latających „na drzwiach od stodoły”. – Moją intencją było pokazanie wszystkich barw zdobywania przestworzy. Tak jak w podtytule: od gen. Skalskiego, który nie tylko był lotniczym asem, lecz także z narażeniem życia chciał odbudować lotnictwo w powojennej Polsce, gdzie i tak rządziła Armia Czerwona. Potem są tragiczne losy bohaterów czasu pokoju poświęcających swoje najlepsze lata dla służby w ludowym lotnictwie wojskowym. Oni też mają swój wkład w wolną i niepodległą Polskę, mimo że byli szkoleni praktycznie do jednego wylotu na walkę z wojskami NATO z bombą atomową. Opowieść kończy się kulisami tragicznego wylotu do Smoleńska, kiedy okazało się, że nawet najwyższy dowódca lotnictwa nie przestrzega regulaminów wykonywania lotów, pisanych – jak to się mówi z patosem – „krwią wielu pokoleń lotniczych”. Chichot historii? – Według mnie olbrzymia doza arogancji, która od zawsze towarzyszy hierarchii wojskowej. Młody pilot jest szkolony i pouczany przez starszych, jak ma działać w sytuacjach ekstremalnych i gdzie jest jego miejsce w szyku. Bo starszy stopniem wie więcej. A w końcu okazuje się, że stary wyga popełnia szkolne błędy. Są albo starzy piloci, albo odważni piloci. Nie ma starych, odważnych pilotów. Mirosławiec, wcześniej Powidz, no i na koniec Smoleńsk – te katastrofy udowodniły, że na najwyższych szczeblach popełniano błędy doprowadzające do tragedii, których można było uniknąć. Wszystkie przesłanki w ciągu prowadzącym do katastrofy zamiatano pod dywan. W decydujących sytuacjach okazywało się, że i tak najważniejsza jest decyzja przełożonego, którym często powoduje logika załapania się na wyższy etat. Tak jak w powiedzeniu: jaka jest największa tajemnica wojskowa… – …że generał jest idiotą. Coś w tym tkwi. Kiedyś była jedyna słuszna linia partii, dziś jest wytyczona ścieżka awansu na wyższe stanowiska. Temu jest często podporządkowana realizacja zadań przez podwładnych. To jednak w książce zostało tylko zasygnalizowane. Bardziej chciałem w niej podkreślić wspólnotę losów poszczególnych roczników absolwentów Szkoły Orląt. Ta niezwykła w skali światowej uczelnia przed wojną przygotowała do obrony Rzeczypospolitej lotników, którzy jak na ironię bronili Francji i Wielkiej Brytanii. W powojennym podziale Europy polscy piloci mieli atakować właśnie ten zgniły Zachód. Z postsowieckich migów szybko przeszkolili się na F-16. To było wyzwanie na miarę lotu Ikara! I właśnie ci oficerowie wprowadzali Polskę do Paktu Północnoatlantyckiego. Dziś sztabowcy z NATO podkreślają, że jesteśmy jednym z najważniejszych i najlepiej wyszkolonych sojuszników. W książce jest opisany szok, jaki przeżył Stanisław Skalski, gdy się przekonał, że w polskim wojsku dominował język rosyjski. Dziś podstawą komunikowania się w powietrzu i na ziemi jest język angielski. Zmieniono cały proces szkolenia lotników wojskowych. Niektórzy, co zaznaczyłem w „Pokoleniach…”, chcieli pójść jeszcze dalej i przenieść wszystko do USA, tak jak to robią Niemcy, płacący olbrzymie sumy za każdego pilota wojskowego. Za żadne pieniądze nie kupi się jednak „ułańskiej fantazji”. Z książki dowiadujemy się, że szkoliliśmy pilotów dla Izraela i nikt nam za to nie zapłacił. – To jest moim zdaniem największa sensacja w naszej najnowszej historii. Szkoliliśmy lotników, saperów, czołgistów i wielu innych specjalistów, którzy w tajnym planie Stalina byli wojskową awangardą tworzącego się państwa żydowskiego. Wojskowi weterani coś tam wiedzieli, czegoś się domyślali, ale nikt głośno o tym nie mówił. Wielu starszych oficerów, z którymi o tym rozmawiałem, potwierdzało taki proceder, trwający od 1945 aż do 1968 r., ale nikt nie chciał wystąpić pod nazwiskiem. Może tym właśnie powinien się zająć Instytut Pamięci Narodowej, bo śledztwo w tej sprawie pomoże wyjaśnić nam wiele mechanizmów działania ówczesnej władzy. Po lekturze książki wielu moich czytelników stwierdziło, że dziś inaczej patrzą na „zaplute karły reakcji” i wyroki śmierci wydawane przez polskie sądy wojskowe. Morderstwa sądowe były najlepszym sposobem ukrycia prawdy i pozbycia się niewygodnych świadków. Innym aspektem grzechu pierworodnego w micie założycielskim izraelskich sił zbrojnych może być fakt, że historię konfliktów i wojen