Jeśli Niemcy nie przeproszą się z branżą atomową, będą kolejne ostre konflikty wywołane sprzecznościami polityki energetycznej Korespondencja z Niemiec W drugą środę stycznia policja rozpoczęła usuwanie osób zajmujących budynki w Lützerath w Nadrenii Północnej-Westfalii. Miejscowość ma zostać wyburzona z powodu decyzji o powiększeniu obszaru kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Garzweiler II. Akcja przyciągnęła uwagę całego kraju. Ponad 500 reporterów z Niemiec i zagranicy akredytowało się, aby relacjonować przewidywane starcie. Z początku, zaskakująco dla wszystkich, przebiegało to łagodnie. Dopiero w sobotę, gdy na przedpolach kopalni zjawiło się według różnych szacunków od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy demonstrantów i demonstrantek – wśród nich szwedzka aktywistka klimatyczna Greta Thunberg – media zdobyły upragnione emocjonujące zdjęcia i relacje. O co chodzi z Lützerath i jak protest wpłynie na politykę energetyczną rządu w Berlinie? Największa odkrywka Europy Między starożytnym Akwizgranem a Kolonią w Nadrenii Północnej-Westfalii, na olbrzymiej przestrzeni rozciąga się Reński Obszar Wydobywczy (Rheinische Braunkohlerevier) – największy obszar eksploatacji węgla brunatnego w Europie. Znajduje się tu kilka gigantycznych kopalni odkrywkowych. W pobliżu działają zakłady przetwarzania węgla brunatnego, kilka elektrowni i ciepłownia. Węgiel brunatny to niskokaloryczne i ekstremalnie emisyjne źródło energii. Jego spalanie jest dla klimatu bardziej zabójcze niż wykorzystywanie węgla kamiennego. Przemysłowa eksploatacja prowadzona jest przez założony jeszcze w 1898 r. Reńsko-Westfalski Zakład Energetyczny, dziś funkcjonujący jako koncern energetyczny RWE. W narracji protestujących to główny szwarccharakter tej historii. Mimo że zgodnie z wcześniejszymi rozstrzygnięciami od lat zamyka swoje elektrownie jądrowe i stawia turbiny wiatrowe na lądzie i morzu. Nie może dziwić, że kolejna rozbudowa odkrywki, planowana wbrew deklarowanej i mającej szerokie poparcie społeczne polityce dekarbonizacji kraju, wzbudziła w Niemczech ogromne emocje. Od lat 50. z powodu wydobycia powierzchniowego zniknęło w regionie kilkadziesiąt miejscowości, a dziesiątki tysięcy osób zostało przesiedlonych. Gdy w rządzie zarówno federalnym, jak i związkowym zasiedli Zieloni z wicekanclerzem i ministrem gospodarki Robertem Habeckiem, spodziewano się, że RWE nie dostanie pozwolenia na dalszą eksploatację. Zwycięstwo w lesie Hambach Walka w Reńskim Obszarze Wydobywczym trwa od wielu lat. Naznaczona jest wielkimi marszami organizowanymi przez sieć Ende Gelände, próbami wdarcia się na tereny kopalniane, blokadami torów kolejowych i monstrualnych maszyn wydobywczych oraz okupacjami miejscowości i terenów zielonych zagrożonych likwidacją. Przez lata blokowano wycinkę Hambacher Wald. To las sąsiadujący z odkrywką znajdującą się kilkanaście kilometrów na południe od Lützerath. Hambi, jak czule nazwali zieloną enklawę jej obrońcy, jest ostatnim w całej okolicy lasem przypominającym naturalny. Protest połączył przyrodników, romantyków kochających naturę i pragmatyków szukających sposobów na powstrzymanie zmian klimatycznych. Hambi bleibt! (Hambi zostaje!) – to hasło niosło się po Niemczech jak kraj długi i szeroki. W 2018 r. sytuacja malowała się w czarnych barwach. Śmierć poniósł 27-letni dziennikarz filmujący policyjną likwidację nadrzewnego miasteczka, które wyrosło w koronach lasu. Spadł z wysokości 15 m z kładki zawieszonej między drzewami. Nieszczęśliwy wypadek, który przytrafił się doświadczonemu wspinaczowi, orzekła prokuratura. W tym samym roku finalizowano wyburzanie miejscowości Immerath wraz z tamtejszą katolicką katedrą pw. św. Lamberta. Uległy kopalni. Obrazy maszyn obracających świątynię w gruzy, śmierć człowieka na blokadzie lasu, w tle monstrualne machiny wgryzające się w ziemię i rosnące globalne temperatury – wszystko nabierało symboliczno-apokaliptycznego wymiaru. Jednak zła passa zaczęła się odwracać. Na strajkach klimatycznych w całym kraju gromadziły się kilkusettysięczne tłumy. Sąd orzekł, że podawany przez władze powód likwidacji leśnej blokady – zagrożenie pożarowe – nie miał żadnych podstaw. Po kolejnym cyklu negocjacji zadecydowano, że RWE nie wykarczuje lasu Hambach. To było symboliczne zwycięstwo. Ruchy blokujące wydobycie nabrały przekonania, że w konfrontacji z siłami ciemności zaczynają przechylać szalę na swoją stronę. A potem do władzy doszli ci przedstawiciele sceny politycznej, którzy swój program utożsamili z awangardą transformacji energetycznej. W rządzie federalnym ponownie zasiedli Zieloni. Zanim jednak nowy gabinet kanclerza Olafa Scholza zdążył rozsiąść się na dobre w ławach rządowych, Rosja napadła na Ukrainę, przy okazji obracając w gruzy politykę energetyczną Niemiec.
Tagi:
aktywiści klimatyczni, Bente Opitz, benzyna, ceny paliw, energetyka, Energiewende, Extinction Rebellion, Fridays for Future, globalne ocieplenie, Greta Thunberg, katastrofa klimatyczna, klimat, Last Generation, Lützerath, Niemcy, niemiecka polityka, oze, paliwa, polityka energetyczna, relacje niemiecko-rosyjskie, Reński Obszar Wydobywczy, Robert Habeck, ropa, RWE, transformacja energetyczna, Unia Europejska, Władimir Putin, wojna w Ukrainie