Trochę zawiści
WIECZORY Z PATARAFKĄ Parę tygodni temu Leszek Żuliński opisał w “Aneksie” zjawisko sprowadzania fenomenów kultury do zjawisk także kultury, ale masowej. Przy okazji sukcesów skoczka Adama Małysza temat kultury masowej podjęło także paru innych autorów. Jest to rzeczywiście temat na czasie i właściwie tacy ludzie jak Żuliński, Cichy, Bugajski, Bauer, a i ja sam powinniśmy poświęcić mu więcej uwagi. Każdy z nas jest tak czy owak powiązany z mediami, które zapewniają mu skąpawy, bo skąpawy, ale jednak chleb. Więc może nam nie bardzo przystoi kąsać rękę, która nas karmi? Przez bardzo długie lata pisywałem rozprawy i eseje, czasem wiersze i recenzje poetyckie. O felietonie, o tekście piosenki ani nie pomyślałem. Rezultat był taki, że nie stać mnie było zgoła na nic. Teraz też nie jestem Rotszyldem, ale zarabiam jednak trochę lepiej. Gdybym jednak poprzestał na pisaniu książek, to efekt finansowy byłby znowu fatalny. I to nawet jeszcze gorszy, ponieważ kultura przestała być przedmiotem zainteresowania społeczeństwa. Jest nim nadal sport, polityka, kuchnia, piosenka, telewizja, “szołbiznes”, erotyczne przypadki dzisiejszego “hajlajfu”. Bardzo mi przykro, ale jestem w stosunku do tego wszystkiego postacią drugorzędną i tak już zapewne pozostanie. Kismet! Pisałem już wielokrotnie, że dzięki telewizji i w ogóle mediom poziom społeczeństwa jest mniej więcej równy przedwojennym, górnym “10.000”. Mogę z taksówkarzem rozmawiać o globalizacji, fryzjer może zanucić jakąś frazę z Vivaldiego, rolnik wypowiada się o spektaklu Gogola i słyszał o Sokratesie. Oczywiście, jest to bardzo skromne i czasem nieskładne, żeby nie rzec – głupie. Ale to jednak jest coś, kiedy Einstein jest także jednym z bohaterów kultury masowej. Bo rzeczywiście jest nim każdy z prawdziwie wielkich. A że akurat my tacy nie jesteśmy, to naprawdę niczyja wina. Kultura masowa może być mądra, może też być bezdennie głupia i taka przeważnie bywa. Ale wcale nie wyłącznie, rodzynki wiedzy wcale gęsto przetykają podławą kluchę sensacji i plotki. A co kto sobie z tego wybierze – jego sprawa. Myślę, że tak było zawsze. Homer, który dziś jest dla nas ojcem kultury wysokiej, był kiedyś dla współczesnych mu Greków po prostu wszystkim. Być może jedni zwracali uwagę na jego sztukę poetycką, a drudzy rozprawiali, co tam właściwie było między Achillesem a Bryzejdą. Każdy brał na swoją miarę, dokładnie tak jak dzisiaj. A jeśli idzie o Małysza… Był sobie w Atenach na przełomie piątego i czwartego wieku ante Christum natum pewien Grek, który zwał się Arystokles (nie mylić z Arystotelesem) i był prawdziwą ozdobą stadionów. A że miał do tego odpowiednią sylwetkę, więc nazwano go “Barczysty” co po grecku znaczy – Platon. Nawiasem mówiąc “Małysz” to wręcz dokładne przeciwieństwo “Barczystego”, z czego zresztą zupełnie nic nie wynika. Ale warto pamiętać, że Platon to po prostu przydomek sportowy. W każdym z nas tkwi plątanina przeróżnych zainteresowań, każdy składa się zarówno z metafizyki, jak i gustu do plotki i sensacji, czyli tej głupszej części kultury masowej. Proporcje mogą się zmieniać, ale absolutnie każdy jest naznaczony czymś miałkim i czymś wzniosłym. Rzeczywistymi wychowawcami społeczeństwa są więc autorzy i aktorzy seriali, i tekściarze wraz z wykonawcami. Słowem, ludzie mediów. To wychowanie nie zawsze musi być złe – chociaż o serialach nie mam nic do powiedzenia, bo ich, z ogromnie nielicznymi wyjątkami, nie oglądam. Ale piosenek słucham. I niekiedy miewają na mnie wpływ – rzekłbym – eschatologiczny. Nie samej tylko agresji uczą media. Wartością bywa tam odwaga, inteligencja, wiedza. Spójrzmy choćby na stosunek do zwierząt. To nieprawda, że Polacy byli tradycyjnie dobrzy dla zwierząt, niestety. Było wręcz przeciwnie. Pamiętamy, “chłop żywemu nie przepuści”. Ale to się bardzo zmieniło. Pod czyim wpływem? Przecież nie Kościoła, który ma do zwierząt stosunek wręcz skandaliczny. To się zmieniło przeciw katechizmowi, a pod wpływem mediów, czyli kultury masowej. Przybyła okruszyna dobra. Może będzie ich więcej? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint