Trójka wreszcie żąda

Trójka wreszcie żąda

fot. Wlodzimierz Wasyluk/East News Warszawa, 26.06.2016 Protest przed siedziba Programu III Polskiego Radia przeciwko zmianom programowym i personalnym

Chyba po raz pierwszy od czasu zagarnięcia radia publicznego przez PiS w Trójce pojawiło się jakieś żądanie. Każdy na moim miejscu, czyli na odwyku, pobiegłby sprawdzić, o co chodzi. Czy w ogóle wraca radio do ulubionego kiedyś radyjka, teraz na partyjnych robotach przymusowych? Czy za przykładem zbuntowanego Kamila Dąbrowy w Jedynce podczas puczu pisowskiego już zaczęli grać w Trójce „Odę do radości” z wybiciem każdej godziny nieparzystej, na przemian z „Mazurkiem Dąbrowskiego” na rozpoczęcie parzystej godziny? Pośpiesznie włączyłem radio i, niestety, nic, żadnego wzmożenia. Nadzieję diabli wzięli, bo chyba także diabli nadali. Wysłuchałem w poniedziałek, 4 czerwca, o godz. 13.30 audycji pod tytułem „Trójka żąda debiutów”. Zaraz po sygnale okazało się, że to nie Trójka, ale Tomasz Żąda postanowił wykorzystać pierwiastek roszczeniowy w swoim nazwisku i domagać się zmian przez radio. Szczęściarz, bo np. Wojciech Mann jest pozbawiony pierwiastka, podobnie jak Anna Gacek. Nie każdy podmiot tak ma, że bez żadnego wysiłku brzmi jak orzeczenie. Żądania debiutów nie było nigdy w programie Trójki ani w kodeksie grzecznościowym zespołu, niezależnie od tego, jaki związek zawodowy rządził na Myśliwieckiej. Nie potrzeba wielkiej filozofii, żeby objaśnić ten fenomen. Otóż nie możesz być radykałem, kiedy codziennie przychodzisz do pracy w miejscu szczelnie otoczonym z trzech stron parkiem i osłanianym od wschodu widownią kortów tenisowych. Tu nie możesz serwować znienacka i raczej powinieneś przeprosić za każdą piłkę, która po zatrzymaniu przez taśmę szczęśliwie dla ciebie spadnie po drugiej stronie siatki. W tak umiejscowionym radiu naturalny wydaje się obowiązek mówienia do drugiego człowieka i do mikrofonu: proszę, dziękuję, zapraszam, przepraszam. Resztki dobrego wychowania przetrwały w zabytkowych zapowiedziach. Tylko w Trójce można do dziś usłyszeć: „Zapraszamy do reklamy”, dźwiękowy ślad belle époque. Nowa ekipa nie wykształciła w sobie takiego odruchu uprzedzania słuchaczy w odniesieniu do pozostałego kontentu. Nie podaje przed serwisem, że catering przyjechał z Nowogrodzkiej, nie odczytuje listy niezdrowych produktów lokowanych w publicystyce. Pamięta, że w zgodzie z trójkową tradycją ma być szarmancko i do rymu i pewnie dlatego przedłuża poszukiwania. Manipulacja pasuje do stacji, ale to łatwizna i brakuje urody refrenu: Emil Zola/coca-cola. Na tle popsutych wszystkich dobrych obyczajów wynalazek antenowy Tomasza Żądy (komputer podkreśla mi to nazwisko na czerwono i ja też myślałem, że ten prezenter pisze się przez RZ, kiedy prowadził w Trójce telefoniczny koncert życzeń) jest formatem nowatorskim i bezgranicznie radykalnym w celebrowaniu debiutu w radiu. W poniedziałek wystąpił zespół Amrou Kithkin. Poszedłbym na ich koncert, gdybym miał więcej studenta w sobie, choćby po to, żeby się dowiedzieć, dlaczego tak się nazywają, co w radiu nikogo nie zainteresowało. Pojawił się natomiast w audycji argument jeszcze ważniejszy dla zdrowotności. Mianowicie zaproszony do studia ekspert powiedział po wysłuchaniu pierwszego utworu, że to nie jest żaden cukier, i Amrou Kithkin mu dziękował. To znaczy, że cukrzyca jest wszędzie, ale, co bardziej krzepiące, do walki z chorobą przystąpiła również krytyka muzyczna. Zespół przyniósł do studia epkę, może nawet dwie, jednak Żąda odtwarzał materiał chyba z taśmy, bo odtwarzacz właśnie pożyczył sąsiadowi, co jest częścią nowego, radykalnego etosu radia. Trójki zwłaszcza, która głównie po to powstała, żeby debiutantom dać radiową, studyjną, a nawet sceniczną szansę. Ale było to w epoce, kiedy nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, żeby stawiać żądanie na czele marzeń o debiucie. Radio organizowało debiut (nagranie), nie badało poziomu cukru, a mówiło coś debiutantom na drogę, bo eksperci znali jeszcze kilka innych przymiotników niż fajny i przyjemny oraz wiedzieli trochę o muzyce, nie mówiąc o znajomości sztuki rozmowy w studiu. Żąda niepotrzebnie gra w tej audycji rolę spłoszonego debiutanta. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 24/2018

Kategorie: SZOŁKEJS