Trzech premierów w osiem miesięcy

Trzech premierów w osiem miesięcy

Po niedzielnych wyborach pierwszy raz od czasów rewolucji goździków Portugalią znów będą samodzielnie rządzić socjaliści Odkąd portugalski minister obrony, Paulo Portas, posłał okręty wojenne, aby przeszkodziły we wpłynięciu do lizbońskiego portu „statkowi aborcyjnemu” wynajętemu przez bojowe, ale nieuzbrojone holenderskie feministki, portugalska prawica ma złą prasę. Nawet wielu zdecydowanych przeciwników złagodzenia bardzo represyjnej portugalskiej ustawy antyaborcyjnej uznało, że minister przesadził. Przed czterema miesiącami Jose Manuel Durao Barroso zrzekł się premierostwa i wyjechał do Brukseli. Kierowanie rządem pozostawił dość przypadkowej postaci, Pedrowi Santanie Lopesowi. Tez zaś okazał się zupełnie bezradny wobec pogłębiającego się kryzysu gospodarczego. Santanie dosłownie w ciągu paru tygodni udała się rzadka sztuka – zjednoczył przeciwko sobie media od lewa do prawa. Gdy podsumowywały pierwsze 100 dni jego rządów, wytknęły premierowi i jego ministrom „obsesję antymedialną” i koncentrowanie się na walce z prasą zamiast na bezrobociu, spadku produkcji, PKB i ogólnym regresie w gospodarce. Słabostki dziwnego premiera Największą słabostką Santany okazał się – jak ujął to popularny dziennik „Publico” – „nadmierny pociąg do mikrofonu”. Gdy tylko szef rządu zobaczy mikrofon, musi złożyć oświadczenie. Zapowiada jedną reformę dziennie, a ministrowie muszą to dementować. Do prawdziwej awantury doszło, gdy ogłosił w exposé obniżenie podatków i podwyżki płac we wszystkich sektorach. Minister skarbu skontrował, że to nieporozumienie, ponieważ szczupłość budżetu właśnie zmusiła Portugalię do zamrożenia płac. Rząd wyjaśnił zaś, że „premier myśli w kategoriach dalekich perspektyw”, i wydał komunikat o „całkowitej zgodności poglądów” premiera i członków gabinetu. Santana, niegdyś gwiazda dziennikarska tabloidów, eksprezes klubu piłkarskiego Sporting i były krótkotrwały burmistrz Lizbony, który pozostawił miasto tonące w długach, okazał się nieprzygotowany do nowej roli. Przeczulony na punkcie własnego wizerunku polecił asystentce ogłosić kategoryczne dementi „złośliwej notatki prasowej” o tym, że „pan premier po posiedzeniu parlamentu udał się na sjestę, aby wypocząć przed pójściem na pokaz mody”. Wobec braku spójnych działań rządu rosło niezadowolenie pracodawców, zagranicznych inwestorów i związków. Według sondaży, 95% Portugalczyków uważa sytuację gospodarczą kraju za złą. Prezydent, socjalista Jorge Sampaio, ogłosił na początku grudnia, że wobec „epizodów, które podważyły wiarygodność rządu”, postanawia rozwiązać parlament. Nastąpiło to po raz drugi w ciągu trzech lat. Prezydent wyznaczył na 20 lutego przedterminowe wybory. Zapewne w najbliższych dniach Portugalia będzie miała nowy rząd. Po ostatnim gabinecie Barrosa i czteromiesięcznych rządach Santany będzie trzecim w ciągu ośmiu miesięcy. Lewico, ratuj Romantyczny etos portugalskiej lewicy zapewnia jej popularność, odkąd młodzi lewicowi oficerowie w kwietniu 1974 r. obalili dyktaturę faszystowską, nie chcąc prowadzić dłużej beznadziejnej wojny z ruchami wyzwoleńczymi w Angoli i Mozambiku. Po niedawnym zwycięstwie w Hiszpanii zapewne również w Portugalii za kilkanaście dni socjaliści obejmą rządy. Zapowiadają to wszystkie sondaże. „Nowoczesnej lewicy”, jak reklamuje się Partia Socjalistyczna z jej niedawno wybranym szefem, Jose Socratesem, dają 46% głosów, co przekłada się na absolutną większość w 230-osobowym parlamencie. Rządząca w sojuszu z konserwatystami z małej Partii Ludowej centroprawicowa Partia Socjaldemokratyczna (PSD) może liczyć na 31-32% głosów. Centrolewica, tj. socjaliści, po raz pierwszy od rewolucji czerwonych goździków sprzed 30 lat będzie miała samodzielną większość w parlamencie. Portugalska Partia Komunistyczna, która pozostała przy historycznej nazwie, choć utraciła wpływy sprzed paru dziesięcioleci, liczy na 8% głosów. Skrajny Blok Lewicy może dostać nawet 5%. Skąd ten ostry zwrot w lewo w sympatiach portugalskiego elektoratu? Bardziej niż o zasługach lewicy można tu mówić o nieporadności i braku koncepcji rządzenia, jakimi wykazała się prawica. Wciąż bardzo aktywny w polityce mimo swych 80 lat eksprezydent Mario Soares przyznaje, że zwiastuny kryzysu, który osiągnął apogeum za dwóch ostatnich rządów prawicowych, pojawiły się już dwa lata temu, za ostatniego gabinetu socjalisty Antonia Guterresa. W niedawnym wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika „El Pais” Soares powiedział: „Cofaliśmy się przez ostatnie trzy lata, oddaliliśmy się od europejskiej średniej i zwiększył się nasz dystans od Europy w dziedzinie finansów”.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2005, 2005

Kategorie: Świat