Trzecie miejsce

Trzecie miejsce

Dzisiejsza biblioteka to miejsce spotkań, dom kultury i centrum szkoleniowe w jednym Kaski, jedna ze wsi gminy Baranów, pomalowany na różowo, uroczy dworek, około godziny 10. Zjawiają się dwie dziewczynki. – Wiemy, że jest czynne od 12, ale czy możemy wejść? Katarzyna Puczyńska zaprasza do środka. – Jak ich nie wpuścić? I jak nie zostać po godzinach, kiedy przedłuża się spotkanie klubu seniora albo czytelniczka się rozgadała? Tymczasem dziewczynki przeglądają książki, za chwilę usiądą przy komputerach. W sali obok trwają zajęcia z florystyki. To nie gminny dom kultury, to biblioteka. Polska biblioteka, zwłaszcza na prowincji, przeszła w ostatnich latach metamorfozę. Nie jest już świątynią wiedzy, w której chodzi się na palcach, a spomiędzy zakurzonych regałów dobiegają stłumione szepty. Z nieprzystępnej instytucji stała się miejscem otwartym i nowoczesnym. Wojny papieru z nośnikiem cyfrowym tutaj nie widać – wręcz przeciwnie, świetnie się uzupełniają. Szaranowicz i sushi w bibliotece Dla Doroty Olejnik, szefowej biblioteki gminnej w Grodzisku Mazowieckim, wskazówką, jak powinna funkcjonować biblioteka w małej miejscowości, był wyjazd do USA w ramach Programu Rozwoju Bibliotek prowadzonego przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. Tam zobaczyła, że instytucje te stanowią centra aktywności społeczności lokalnej. Po powrocie do Polski postanowiła wdrożyć u siebie podobny model. Kalendarz wypełniły imprezy wokółksiążkowe i nie tylko. Biblioteka wyszła do ludzi. W lokalnym radiu ma własną audycję, w której dyskutuje się o nowościach książkowych. W lokalnej gazecie ma swoją kolumnę. A jeśli ktoś spędza wiele czasu w mediach społecznościowych, to biblioteka z przyjemnością wrzuci listę nowych pozycji na swój profil na Facebooku. Organizowane przez bibliotekę Dni Kobiet przyciągnęły około tysiąca mieszkanek Grodziska. Do wyboru uczestniczki miały warsztaty psychologiczne, dietetyczne, naukę robienia sushi, a pięć pań przeszło totalną metamorfozę przy pomocy lokalnych specjalistek od wyglądu. Koszt całej imprezy? Zero złotych. Bibliotekarki wciągnęły do współpracy miejscowych fachowców, którzy przy okazji zrobili sobie darmową reklamę. – Jeśli udało nam się po raz pierwszy przyciągnąć jakąś panią, to ona wróci tu ze swoimi dziećmi, a potem przyprowadzi i męża – tłumaczy strategię stojącą za imprezami Edyta Morwińska, biblioteczna specjalistka ds. promocji. Nie boją się sięgać po formy nietypowe. Kiedy organizowali „Rozgrzewkę przed Euro”, o nagranie komentarza poprosili Włodzimierza Szaranowicza. Ściągnęli prof. Bralczyka. Regularnie organizują spotkania z autorami, m.in. z Magdaleną Zawadzką i Jackiem Hugo-Baderem. – Współczesna biblioteka, zwłaszcza na prowincji, staje się czymś, co w socjologii nazywamy trzecim miejscem – mówi Łucja Krzyżanowska z Fundacji Stocznia, autorka raportu „Po co Polakom biblioteki?”. – To jest takie miejsce, które łączy wszystkie zalety przestrzeni domowej – poczucia, że jest się u siebie, i bezpieczeństwa – z tym, co najlepsze w przestrzeni publicznej, czyli możliwością kontaktu z drugim człowiekiem. Spowiedniczki Kontakt z drugim człowiekiem może się odbywać np. na zajęciach z angielskiego albo z decoupage’u czy też na fitnessie dla seniorów. Lista możliwości jest niewyczerpana. Łucja Krzyżanowska wspomina bibliotekę, gdzie w ramach zapoznawania seniorów z internetem odbył się wieczór, podczas którego puszczano im z YouTube piosenki na życzenie. Irena Santor? Proszę bardzo, tu pani wpisuje, tu klika i już. Inna biblioteka, żeby promować książki o psach, wpuściła do siebie czworonogi z hodowli. Zmiany w bibliotekach skutkują także zmianą języka. Nie ma już czytelników, są użytkownicy. Współczesna bibliotekarka nie może się zamknąć w świecie sygnatur. Musi być menedżerką i animatorką lokalnej społeczności. – Biblioteka to miejsce spowiedzi – żartuje Bożena Stegienko, szefowa biblioteki w Baranowie. Gmina to zaledwie 5 tys. osób, sporo samotnych. Wpadają oddać albo wypożyczyć książkę i rozmowa sama się zaczyna. – Pytam, co tam słychać, i słyszę w odpowiedzi, że nic, ale „jakby pani kawy zrobiła, tobym pogadała” – mówi Katarzyna Puczyńska z filii baranowskiej biblioteki w Kaskach. A rozmawia się o wszystkim – młode dziewczyny o wzlotach miłosnych, starsi o życiowych problemach, chorobach, pracy nie ma, zięć warchoł. Obowiązuje dyskrecja. Wszystko zostaje w murach biblioteki. Przy czym to cały czas jest praca z książkami, w każdym możliwym aspekcie. – Nie wyobraża pan sobie, co ludzie zostawiają w książkach – mówi Monika Walter

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 41/2012

Kategorie: Kraj