Każda istniała w innym układzie geopolitycznym. Wszystkie zostały stworzone przez okoliczności, na które Polacy nie mieli wielkiego wpływu Rok 2018 jest dla Polski datą symboliczną. Zbliżamy się do 100. rocznicy odzyskania niepodległości i warto wyraźnie zaakcentować, że 100 lat niepodległej Polski to trzy państwa. Trwająca prawie 21 lat II RP, następnie Polska Ludowa, która żyła 45 lat, i III RP, która liczy już prawie 29 wiosen. To różne państwa, każde istniało w innej Europie, w innym układzie geopolitycznym. To je odróżnia. Łączy zaś sposób narodzin – wszystkie trzy zostały stworzone przez okoliczności zewnętrzne, na które Polacy mieli wpływ niewielki albo żaden. Do tych narzuconych ram i politycy, i społeczeństwo musieli się dostosować. I dostosowywali się, często w sposób zaskakujący, kiedy niedawni wrogowie podawali sobie ręce. Zgoda buduje! Te trzy państwa zatem to był potrójny egzamin. Dla polityków – egzamin ich dojrzałości z wiedzy, co można, a czego nie wolno, by jak najlepiej wykorzystać okienko historii, żeby jak najwięcej wygrać lub jak najmniej stracić. Dla społeczeństwa był to egzamin z wiary, entuzjazmu i powściągliwości. Wiary – że marzenia się spełniają. Powściągliwości – że trzeba traktować je bardzo realistycznie. Tak patrzmy na ostatnie 100 lat. II RP – podarunek historii W roku 1918 odzyskaliśmy niepodległość nie w wyniku narodowego powstania czy gigantycznego wysiłku zbrojnego. Legiony nic nie znaczyły w bilansie militarnym walczących sił. Dopiero rozpad państw trzech zaborców pozwolił Polsce rozwinąć skrzydła. Jakiej Polsce? Na pewno wspólnej, choć warto wyróżnić PPS i Ignacego Daszyńskiego, bo dzięki nim Polska narodziła się jako państwo demokratyczne, z prawami wyborczymi kobiet i ośmiogodzinnym dniem pracy. Socjaliści w pierwszych miesiącach II RP przesądzili o jej kształcie i nigdy później nie chcieli zbaczać z demokratycznej drogi. Doceńmy też Józefa Piłsudskiego, który mając przed oczami interes ojczyzny, potrafił wyciągnąć rękę do niedawnego przeciwnika. „Drogi Panie Romanie”, pisał do Dmowskiego w Paryżu. I Polska zaczęła mówić jednym głosem. Jeżeli niepodległość roku 1918 przyszła stosunkowo łatwo, to kolejny czas – wojna z Rosją, powstania wielkopolskie i śląskie – wymagał wielkiego wysiłku i wyobraźni politycznej. Bitwa warszawska nie była cudem nad Wisłą, bolszewików nie pokonała Najświętsza Panienka, jak twierdzi endecka propaganda, zaważyły umiejętności polskich sztabowców i generałów jeszcze niedawno służących w armiach zaborczych. Nikt ich nie lustrował, nie podejrzewał o agenturalność, a oni odpłacili za zaufanie. Kierując młodym wojskiem, wspieranym przez robotników stolicy zorganizowanych w kierowany przez PPS Robotniczy Komitet Obrony Warszawy. Sukces? Przez chwilę, bo II RP ma zbyt wiele ciemnych kart historii. Zabójstwo prezydenta Narutowicza, zamach majowy, w wyniku którego zginęło 379 osób (215 żołnierzy i 154 cywilów), pacyfikacje demonstracji robotniczych i chłopskich, strzelanie do protestujących, proces brzeski, Bereza… Chylę czoło przed wysiłkiem Szymona Gajowca, by – krok po kroku – budować Polskę szklanych domów, ale bardziej rozumiem wybór Cezarego Baryki, który tamtej, niesprawiedliwej Polsce powiedział „nie”. Historia szybko potwierdziła, że miał rację. Propaganda II RP wołała: nie oddamy ani guzika. Tymczasem we wrześniu 1939 r. II RP rozpadła się jak domek z kart. Szosa zaleszczycka na lata stała się symbolem hańby tamtej władzy. A Robotnicze Bataliony Obrony Warszawy (znów pepeesowcy!) symbolem tych, którzy nie chcieli się poddać, którzy chcieli walczyć. A potem nastało sześć czarnych lat okupacji. Eksterminacja, wywózki, obozy, konspiracja, powstanie w getcie i tragiczne powstanie warszawskie, wywołane przez politycznych dyletantów, które przyniosło śmierć 200 tys. mieszkańców stolicy. PRL – w narzuconych ramach Tak jak historia podarowała Polakom II RP, tak narzuciła nam Polskę Ludową. Teheran, Jałta – to tam określono granice nowej Polski, tam zarysowano jej wstępny kształt ustrojowy. To były ramy, w których Polska musiała się urządzić. Tamten czas był wyzwaniem dla polityków, by znaleźć w obliczu zaistniałej sytuacji najlepsze rozwiązanie. Co proponowała prawica? Trwanie w Londynie, odrzucenie ziem zachodnich, samobójcze organizowanie oddziałów po lasach. No i jeszcze pojawiła się propozycja wodza przedwojennej ONR-Falangi, Bolesława Piaseckiego, współpracy z UB. Wspominam o nim, bo z jego ugrupowania, z PAX, wywodzi się wielu towarzyszy Jarosława Kaczyńskiego.