Dzieci z ukraińskich domów dziecka zachwycają się Polską, ale tęsknią za krajem Piętnastoletni Pasza i reszta dzieciaków mają szczęście. Gdy uciekali z Ukrainy, nikt ich nie ostrzeliwał. Konwój sierot i dzieci, których rodzice nie odebrali z domów dziecka, bezpiecznie przekroczył polską granicę. Z obwodu winnickiego przyjechała grupa 28 dzieci z niepełnosprawnościami, a także ich opiekunki ze swoimi dziećmi. Wcześniej młodzi Ukraińcy mieszkali w szkołach z internatem, ośrodkach dla niesłyszących i szkołach dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną z obwodu winnickiego. Pasza pamięta ten dzień, gdy dyrektor zebrał wszystkie dzieciaki w jadalni. Tłumaczył, że w „szkole” nie jest bezpiecznie i wszystkie dzieci muszą wyjechać do Polski. Pasza z żalem rozstawał się z dyrektorem, do którego wszyscy mówili „wujku”. Popatrzył na ogromny budynek z przybudówką i wsiadł z kumplami do autokaru. Zmierzali ku nieznanemu. Zatrzymali się jeszcze przed trzema innymi placówkami. Do autokaru wsiadały nowe dzieci. Wiedzieli tylko tyle, że czeka ich nowa przygoda. Po wyjeździe Paszy szkoła i internat w miejscowości Sitkowce zmieniły charakter. Z sal zniknęły biurka, a pojawiły się śpiwory i karimaty. W szkole uchodźcy nocują, dostają jedzenie i idą dalej. – Teraz w naszym rejonie są jeszcze bombardowania i strzelaniny. Gdy wyjeżdżałyśmy, Kijów też był bombardowany – opowiada jedna z opiekunek, Elena Demianiszyna. – Gdyby nie pomoc w Polsce, musielibyśmy przebywać w piwnicach. Starsze dzieci rozumieją, że chcemy dla nich dobrze, że w Polsce jest bezpieczniej. W weekend dzwonili do nas wychowankowie, którzy zostali. Właśnie siedzieli w piwnicy, bo było bombardowanie. Z opiekunkami rozmawiam w holu hotelu Witek na obrzeżach Krakowa. Obok Eleny siedzi Lena. Nieopodal hotelu jest lotnisko w Balicach. Kobiety na odgłos silników reagują strachem. – Nie lubimy dźwięku samolotów – przyznaje Elena. – U nas o zmierzchu wszyscy gaszą światło. Niedaleko naszej miejscowości jest Żytomierz, gdzie były składy amunicji, które zostały zbombardowane. Bomby nie ominęły naszych szpitali położniczych. Gości z Ukrainy przyjął pod swój dach Andrzej Witek, właściciel hotelu. Nie pytał nawet, jak długo chcą zostać. Dwie sale konferencyjne zamienił na sale zabaw dla dzieci. W pierwszej pojawiły się kolorowe piłki, zabawki oraz stoliczki i krzesełka dla maluchów, w drugiej urządzenia do ćwiczeń fizycznych. Trzecia sala stała się magazynem. Oprócz suchego prowiantu, kaszek i leków na półkach pojawiły się posortowane przez wolontariuszy ubrania dla dzieci. Dzieciaki z ukraińskich domów dziecka jechały do Rajgrodu na Podlasiu. W specjalnym ośrodku miały doczekać końca wojny. Okazało się jednak, że w ośrodku doszło do poważnej awarii i naprawę trzeba przeczekać w innym miejscu. Andrzej Witek dał schronienie i jedzenie na czas nieograniczony. Napisał na Facebooku, że mile widziani są wolontariusze, którzy pobawią się z dziećmi. Przychodziły najczęściej Ukrainki, które mieszkają w Krakowie. Już po kilku dniach pobytu w Witkowych pieleszach dzięki życzliwej pomocy krakowian dzieci miały rzeczy na zmianę. Niektóre do Polski przyjechały w jednej bieliźnie. Teraz zostały zaopatrzone w kilka kompletów. Skromniutkie plecaki wymieniły na walizki. W Ukrainie 100 tys. dzieci jest pozbawionych opieki rodzicielskiej. Ich ewakuacja z kraju to poważny problem. Dyrektorzy winnickich domów dziecka chcieliby wysłać wychowanków do bezpiecznej Polski, ale się boją, bo konwoje są ostrzeliwane. O tym mówi Paweł Chmara, który w Polsce mieszka już 19 lat. Spotykam go w hotelu Witek, przyjechał podziękować za bezpłatne ugoszczenie dzieci. 16 lat temu Paweł z potrzeby serca założył ogólnopolski portal domów dziecka, chciał pomóc. Wcześniej przyjechał do Polski jako wolontariusz. Na portalu domy dziecka zamieszczają ogłoszenia o swoich potrzebach. A są one różne: jeden z wychowanków potrzebuje korepetycji, a jedna z placówek lodówki. – Współpracujemy nawet z piekarnią, a na święta do domów dziecka w Polsce wysyłamy pierniki – mówi Paweł. – Gdy zaczęła się wojna, skontaktowaliśmy się z departamentami pomocy humanitarnej przy urzędach wojewódzkich. Zgłosiliśmy chęć pomocy i zaczęliśmy działać. To pierwsza grupa, która przyjechała do Polski. Kontaktowaliśmy się z miejscami, które mogą przyjąć dzieci. Otrzymaliśmy ogromną pomoc, zwłaszcza od firm przewozowych. Na razie mamy zorganizowany pobyt dzieci do maja. Jeśli wojna potrwa dłużej, będziemy organizować dalsze zbiórki. W recepcji co chwilę dzwoni telefon. To Polacy pytają,
Tagi:
Andrzej Witek, Donbas, Doniecka Republika Ludowa, Elena Demianiszyna, geopolityka, Holandia, Joe Biden, Kijów, konflikty zbrojne, Kreml, kryzysy humanitarne, Ługańska Republika Ludowa, NATO, Niemcy, Paweł Chmara, Podlasie, polityka społeczna, Rajgród, Rosja, rosyjska armia, rosyjska propaganda uchodźcy, Siergiej Szojgu, Sitkowce, totalitaryzm, uchodźcy z Ukrainy, Ukraina, Ukraińcy w Polsce, ukraińscy żołnierze, Władimir Putin, Włochy, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierze