Zbigniew Kuraś żąda 1 mln zł zadośćuczynienia za szkody wyrządzone jemu i rodzicom. I jeszcze 50 tys. zł na pomnik ojca 30 listopada przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu rozpoczął się proces wytoczony państwu polskiemu przez Zbigniewa Kurasia, syna Józefa Kurasia „Ognia”, z żądaniem wypłaty 1 mln zł zadośćuczynienia za szkody, których on sam, jego matka i ojciec doznali ze strony aparatu represji komunistycznego państwa. Do tego jeszcze 50 tys. na płytę, pomnik itp. upamiętniające ojca. Najprawdopodobniej żaden adwokat z Podhala nie chciał wystąpić z takim wnioskiem do sądu, zrobiła to więc młoda radczyni prawna Anna Bufnal z Gdyni. Komu z górali będzie się chciało jechać przez całą Polskę, aby jej powiedzieć, co tu naprawdę się działo, ile krwi się przelało, jakie to były straszne bratobójcze walki! Wyboru Zbigniew Kuraś dokonał dobrego, bo pani mecenas, mieszkająca na drugim końcu Polski, w gloryfikowaniu „Ognia” okazała się nawet lepsza niż Instytut Pamięci Narodowej. Aby mieć nieskrępowaną możliwość głoszenia swoich historycznych poglądów, poprosiła o wyłączenie jawności rozprawy i sąd przychylił się do jej wniosku. Może teraz odszkodowania dla dzieci „żołnierzy wyklętych” z publicznych pieniędzy też tak będą rozpatrywane? Represjonowany „Płomyk”? Mający dzisiaj 70 lat Zbigniew Kuraś „Płomyk” to miły, starszy pan, z zawodu technik weterynarii. Od lat na parterze swojego domu przy ul. Jana III Sobieskiego w Nowym Targu prowadzi małą kwiaciarnię Hortus, której specjalnością są piękne hiacynty. Przez lata unikał rozmów o ojcu, którego nigdy nie poznał. „Ogień”, okrążony przez żołnierzy KBW i UB 21 lutego 1947 r. w zagrodzie Zagatów w Ostrowsku, nie widząc szans ucieczki, strzelił sobie w głowę i tego samego dnia zmarł w szpitalu w Nowym Targu. Trzy tygodnie wcześniej, 1 lutego 1947 r., w szpitalu w Krakowie druga żona Józefa Kurasia, Czesława Polaczyk, urodziła mu syna Zbigniewa. „Ogień” poznał Czesławę Polaczyk właśnie w tej kamienicy, dziś przy Jana III Sobieskiego pod siódemką, bo w czasie okupacji i tuż po wojnie jej rodzice prowadzili tu bar. Ceśka, jak ją nazywali, obsługiwała gości i wpadła w oko „Ogniowi”, który bywał w lokalu często, wódeczkę bardzo lubił. Kiedy w marcu 1945 r. został zastępcą szefa powiatowego urzędu bezpieczeństwa publicznego, podobno zrobił ją swoją sekretarką, choć co do tego nie ma całkowitej pewności. Gdy w kwietniu 1945 r. Józef Kuraś zdezerterował z UB, wraz z grupą jego ludzi do lasu poszła też Ceśka. W pozwie mec. Bufnal wnosi „o zasądzenie kwoty 1.000.000 zł na rzecz wnioskodawcy na skutek represjonowania go przez polskie organy ścigania w związku z podejmowaną przez niego działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”. Tylko że w całym pozwie nie ma ani jednego przykładu stosowania represji wobec pana Zbigniewa. W Nowym Targu też nikt nie słyszał o prześladowaniu „Płomyka”. Nie był on nigdy przesłuchiwany ani aresztowany. Unikał rozmów politycznych, nie działał w żadnej partii ani organizacji politycznej, nie zapisał się do Solidarności. Wpatrzony był w te swoje hiacynty i spokojnie wychowywał z żoną dwie córki. Śladów represjonowania „Płomyka” nie ma również w żadnym wywiadzie dla gazety czy telewizji. Z pewnością nie było mu łatwo żyć z taką przeszłością ojca i o tym często mówił. W szkole miał nauczyciela, który go nie lubił, bo wiedział, że jest synem „Ognia”. W wojsku znajomy z tajnej kancelarii pokazał mu adnotację w jego papierach, że jest synem dowódcy bandy. W pracy koledzy także o wszystkim wiedzieli, jedni gratulowali mu, drudzy przypominali zbrodnie ojca. Mocno przeżył to, że mieszkańcy Nowego Targu i Waksmundu sprzeciwiali się postawieniu „Ogniowi” pomnika. Dopiero władze Zakopanego się zgodziły. Dwa lata temu reporter radia RMF FM zapytał Zbigniewa Kurasia, czy czuje się dzieckiem wyklętym, synem bandyty. „Płomyk” przyznał, że czasem jest ciężko, bo wielu mu to wytyka. Opowiedział, jak 21 lutego pojechał do Ostrowska, aby w rocznicę śmierci zapalić świeczkę przed domem, w którym zginął jego ojciec. Gdy już to zrobił, z domu wybiegł syn gospodarza, zdmuchnął płomień i krzyczał, że nie życzy sobie czczenia pamięci „Ognia” w tym miejscu, bo przez niego już wystarczająco jego rodzina wycierpiała. Nie ma w życiorysie Zbigniewa Kurasia ani śladu podejmowania wskazanej w pozwie „działalności na rzecz niepodległego