Dzięki mitowi oblężonej twierdzy można udowadniać że Polska wciąż jest pod okupacją, a II wojna światowa nigdy się nie skończyła Dr hab. Marcin Napiórkowski – semiotyk kultury, badacz współczesnych mitów. Wykłada w Instytucie Kultury Polskiej UW Właśnie ukazuje się książka „Turbopatriotyzm”, w której piszesz, że to prawica wygrała walkę o pamięć, politykę historyczną i symbole narodowe. Skutki tego obserwujemy w dzisiejszej Polsce? – Więcej nawet, wygrała ją walkowerem. Gdy w 1989 r. dokonywał się podział przestrzeni publicznej, liberałowie wzięli gospodarkę, lewica kwestie społeczne, a prawica nieśmiało się zastanawiała: „A może by tak politykę historyczną?”. Dwaj więksi bracia – lewica i liberałowie – tylko się zaśmiali. Jak w bajce o kocie w butach: jeden wziął młyn, drugi konia, a trzeci kota. Głupi – myśleli o nim. Tylko że ten kot był zaczarowany, miał niesamowitą moc. Dziś wiemy, że kto ma władzę nad pamięcią, ten decyduje o tym, jak interpretowana jest teraźniejszość: gospodarka i sprawy społeczne. To klucz do wyobraźni. Rzeczywiste działania są skuteczne lub nie, ale politycy nie są rozliczani z rzeczywistości, tylko z wyobrażeń, z tego, jak ludzie interpretują to, co się dzieje wokół nich. Twierdzisz, że po 1989 r. przeszłość nie istniała, że ją porzucono, nie interesowano się nią w głównym nurcie, stawiając wszystko na przyszłość i na to, co nadejdzie. – Jeśli spojrzysz na okrągłą, 50. rocznicę powstania warszawskiego w 1994 r., zobaczysz pustkę. To w ogóle nie była ważna sprawa. Umysły Polek i Polaków zajmowały inne rzeczy: jak gonić Zachód, budować biznes, walczyć ze wzrostem bezrobocia, jak pokonać inflację, jak kręcić filmy na poziomie Ameryki. Już 10 lat później te same tematy – bezrobocie, inflacja itd. – tracą monopol na organizowanie zbiorowej wyobraźni. Padają zupełnie inne pytania: dlaczego nie oddajemy hołdu przeszłości, co z naszą tradycją, jaka jest polska tożsamość, kim są nasi bohaterowie? Jeżeli marzymy o hollywoodzkich produkcjach, to głównie po to, żeby opowiedzieć naszą wersję historii. Rok 2004 to ważna cezura? – W 2004 r., gdy prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, zostało otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego. Kolejna dekada stała już pod znakiem triumfu pamięci, zwieńczonego sukcesem marszu po dominację i rząd dusz. Warto podkreślić, że wtedy, 15 lat temu, obserwatorom wcale się nie wydawało, że to obiecujący plan. Że – mówiąc obrazowo – budując swoją politykę na historii i pamięci, Lech Kaczyński i PiS postawili na dobrego konia. Przecież chwilę wcześniej odbyło się referendum akcesyjne, wchodziliśmy do UE, Polacy myśleli o przyszłości. Pamięć wyglądała raczej na „zajeżdżoną kobyłę historii” niż na zwycięskiego rumaka. A jednak to wtedy powstały i zakorzeniły się obrazy, które dziś organizują wyobraźnię, np. Unia Europejska jako „odwrócona Jałta” czy pokuta za powstanie warszawskie. 60 lat wcześniej Zachód odwrócił oczy, nie pomógł nam, był obojętny. Teraz tylko spłaca dług. Takie myślenie pozwala zinterpretować polskie wejście do UE nie jako sukces idei europejskiej i prozachodniego myślenia w naszym kraju, ale jako coś, „co nam się należy”, co jest tylko spóźnioną i niepełną formą uznania naszego miejsca na Zachodzie. Przywrócenia czy odzyskania pozycji równorzędnego partnera tych, którzy nas wtedy zdradzili. Może zatem fundusze europejskie to za mało? Może one mają tylko odwrócić naszą uwagę od reparacji, które nam się należą? Pamięć staje się kluczem do rozumienia teraźniejszości, a nawet przyszłości, budując poręczne mity wyjaśniające naszą rzeczywistość. Który z tych mitów jest najważniejszy? – Polska jest najważniejsza! Ale Polska znaczy: niepodległość. Niepodległość jest osią porządkującą nasze narodowe mity – różne fronty walki o świadomość i wojny kulturowe. W turbopatriotycznej mitologii niepodległość jest nieustannie zagrożona. To pozwala na dużo silniejszą mobilizację i nieustanne odwoływanie się do niepodległości. Także obecnie nie mamy do czynienia z prawdziwą niepodległością, tylko z jakąś iluzją, fałszem. Dlatego we współczesnej prawicowej narracji historycznej zamazuje się przełomy i symboliczne daty. W 1989 r. nie odzyskaliśmy niepodległości. To był spisek w Magdalence, uwłaszczenie nomenklatury, zmowa służb czy UBekistan. Drugim przełomem, który się wymazuje, jest rok 1945 i koniec II wojny światowej. Im bardziej zacierany jest 1989 r., tym bardziej trzeba też się pozbyć