TUSK na ulicy

TUSK na ulicy

PO utrzymuje, że wydała na kampanię 3-4 mln zł. Tymczasem za samą reklamę telewizyjną zapłacili do tej pory 2,6 mln zł. A gdzie koszt tysięcy billboardów? Siedzę w Sejmie – spogląda na mnie Tusk, jadę samochodem – patrzy na mnie Tusk, idę ulicą – wpatruje się we mnie Tusk. Zaczynam mieć wrażenie, że mnie śledzi – kpi jeden z posłów LPR. LPR nie poprzestaje na docinkach. W Polskę ruszyły oddziały Młodzieży Wszechpolskiej i rachowały billboardy z wizerunkiem lidera PO. Według nich, Tusk – w skromniejszym lub bardziej rozbuchanym wymiarze – zawisł na ok. 20-25 tys. billboardów. Nawet jeśli wszechpolakom potroiło się w oczach, to i tak ich liczba spędza sen z powiek innym komitetom wyborczym. Ogromnych reklam, w których „człowiek z zasadami” ogłosił, że jest prezydentem, jest zatrzęsienie. Obklejone billboardami są Pomorze (rodzinny okręg kandydata na prezydenta), Śląsk i Mazowsze. W niektórych miastach na kilkusetmetrowych przydrożnych odcinkach musi się zmieścić kilku Tusków, upchanych jeden obok drugiego. Oczywiście nie wiadomo, ile billboardów pojawi się jeszcze przed 25 września czy 9 (23) października. Ta nachalność przynosi efekty – Donald Tusk wyrósł na sondażowego lidera. Chociaż według deklaracji wszystko w polityce Platformy jest przejrzyste – każdy może zobaczyć, że plakatów jest dużo – liczba i koszt zakontraktowanych plakatów to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic. Ile i za ile? Kilkumetrowe billboardy z Donaldem Tuskiem zawisły masowo na początku sierpnia, czyli na ponad miesiąc przed wyborami parlamentarnymi i niemal trzy miesiące przed II turą głosowania prezydenckiego. – Tusk jest na megabillboardach, za które trzeba zapłacić 6 tys. zł za miesiąc. Nawet jeśli mają ich tylko 1000, to i tak w ciągu miesiąca wydadzą 6 mln zł! Kampanię mają zaplanowaną do 15 września, ale mogą ją przedłużyć – oblicza pewien polityk PiS. Z cennika jednej z agencji sprzedających przestrzeń reklamową, wynika, że wykupienie billboardu „Super 18” na miesiąc kosztuje średnio 2,9 tys. zł (w Warszawie) i 2,2 tys. zł (w innych miastach). Kandydat w mniejszym wydaniu („Super 12”) wynajęty na miesiąc to w stolicy 1,7 tys. zł lub 1,3 tys. zł poza Warszawą. Ale wyliczenia tylko pozornie są proste. Każda agencja i każdy dom mediowy oferują upusty (ok. 15%). Im więcej przestrzeni reklamowej i im dłuższy czas wynajęcia, tym bonifikaty są większe. Partie polityczne są o tyle dobrymi klientami, że kupują miejsca na słupach hurtowo. Sztabowcy PO mówią, że koszty opłacenia billboardów nie są tak duże, bo uzyskują 20-, 30-procentowe rabaty. Ich wysokość jest jednak kwestią dogadania się dwóch stron. Trudno obliczyć, ile plakatów rzeczywiście zaprezentowały poszczególne partie. – Jest wiele sposobów na zatarcie śladów. Na przykład producent wody mineralnej wykupuje przestrzeń reklamową, a następnie… oddaje część billboardów zaprzyjaźnionemu ugrupowaniu – opowiada jeden z pracowników agencji reklamowej. Mnogość plakatów z Tuskiem kłuje w oczy konkurencyjne komitety. Zazdrość podsyca oficjalna informacja, że sztabowcy PO rozkręcili tak wystawną kampanię za… 12 mln zł kredytu. Podobno Platforma wydała z tej sumy dopiero 3-4 mln zł. Tymczasem z danych telewizji wynika, że za samą reklamę telewizyjną zapłacili do tej pory 2,6 mln zł. Wkrótce ruszyć ma mailing (bezadresowe listy) za 2 mln zł. Co najmniej dwa sztaby – LPR i PiS – powołały specjalne komórki do badania wydatków Platformy, by móc zrozumieć, na czym polega ten cud gospodarczy liberałów. Pozostałe partie przyznają się bowiem do podobnych środków, ale nijak nie mogą równie łatwo rozmnożyć billboardów promujących ich kandydatów na prezydenta. – Z planu finansowego, jaki przedstawiono na początku kampanii, wynikało, że ma ona pochłonąć ok. 70 mln zł. Był duży opór wobec tej propozycji, ale sądząc z rozmachu kampanii, ta suma może być prawdopodobna – mówi jeden z naszych rozmówców z kręgów PO. Coraz więcej osób zastanawia się, skąd Donald Tusk ma fundusze na kampanię. Warto przypomnieć specyficzną sytuację finansową Platformy. Otóż przed poprzednimi wyborami do parlamentu PO zarejestrowała się jako komitet wyborców, a nie jako partia. Miało to swoje konsekwencje materialne, ponieważ na czteroletnie dofinansowanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 35/2005

Kategorie: Kraj