Polska nie ma polityki zagranicznej. Polska ma politykę dobrosąsiedzkich stosunków z Niemcami Wojna na wschodzie Ukrainy i całe dyplomatyczne zamieszanie wokół niej pokazały miejsce Polski w Europie. Jesteśmy państwem, z którym się nie rozmawia, które zostało odsunięte od wszelkich istotnych dyskusji dotyczących Ukrainy, Rosji i przyszłości kontynentu. Dlaczego Polska jest dzisiaj na aucie? Czy to wynik tzw. obiektywnych okoliczności, czy też błędów, które popełnili Tusk i Sikorski? Obiektywne okoliczności to przede wszystkim zmiany na politycznej mapie świata, stopniowe wycofywanie się Stanów Zjednoczonych z Europy. I nie jest to – jak twierdzą politycy prawicowi – coś przejściowego, wybór administracji Obamy, bo gdy w Waszyngtonie władzę wezmą Republikanie, wróci stare. To wybór Ameryki, która inaczej niż przed dwudziestu paru laty definiuje swoje interesy. Efekt tej zmiany jest taki, że jeśli 25 lat temu na naszym kontynencie stacjonowały dwie amerykańskie dywizje pancerne, w sumie ponad 213 tys. żołnierzy, to dziś zaledwie ok. 30 tys. ludzi. I nic nie zapowiada odwrócenia się tej tendencji. Wizyta Obamy w Tallinie, jego przemówienie, że NATO będzie bronić swoich członków, niewiele tu zmieniają. Na wschodniej flance A ponieważ życie nie znosi próżni, w sposób oczywisty im mniej obecne w Europie są Stany Zjednoczone, tym większa jest rola Niemiec. Zwłaszcza na wschodniej flance. Nie tylko pod względem militarnym, lecz także gospodarczym i dyplomatycznym. Tymczasem przez lata to Polska chciała uchodzić za europejskie okno na Wschód, przedstawiać się jako kraj, który potrafi korzystać ze swojego położenia geograficznego. Tak mówili politycy, tak pisali publicyści. Dziś wiemy, że były to opowieści oderwane od rzeczywistości. Po prostu Polska nie dysponuje ani odpowiednim potencjałem gospodarczym, ani przyzwoleniem społecznym, by pełnić taką funkcję. Nie była i nie jest krajem atrakcyjnym dla bogatych Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów. Oni inwestują w Wielkiej Brytanii – nie bez powodu w Moskwie na Londyn mówi się Londongrad – są obecni we Francji, w Niemczech, na Cyprze. Polska nie jest im do niczego potrzebna. W tamtych krajach nikogo nie rażą inwestycje rosyjskich milionerów, nikt nie bije na alarm, gdy kupują wielkie firmy, kluby piłkarskie albo gazety. W Polsce taka sytuacja jest niewyobrażalna. Przykładem niech będą niedawne wypowiedzi przedstawicieli rządu, którzy chwalą się, że nie sprzedali rosyjskiemu milionerowi Grupy Azoty. Ta niechęć do rosyjskich inwestycji nie dotyczy tylko przemysłu chemicznego, ona dotyczy wszystkiego: nieruchomości, sektora bankowego, przemysłu ciężkiego. Mimo tych negatywnych przesłanek Polska przez kilka ładnych lat prowadziła politykę wschodnią, miała w tych sprawach coś do powiedzenia. W zasadzie była to zasługa jednej osoby – Aleksandra Kwaśniewskiego, który potrafił wycisnąć ze stanowiska prezydenta RP maksimum możliwości, jeśli chodzi o polską obecność na Wschodzie. Kwaśniewski zbudował sobie, zwłaszcza na Ukrainie, mocną pozycję. Była ona efektem nie tylko jego osobowości, umiejętności skracania dystansu, lecz także tego, że niejednokrotnie potrafił skutecznie pomóc. Mogliśmy się przekonać o tym podczas praskiego szczytu NATO w roku 2002, kiedy bronił prezydenta Leonida Kuczmy, oskarżanego o sprzedaż broni do Iraku. To się opłaciło dwa lata później, kiedy polski prezydent był głównym negocjatorem podczas pomarańczowej rewolucji. Mógł nim być, bo strony konfliktu go znały i miały do niego zaufanie. Tego już nie ma. Brak zainteresowania Wschodem Najpierw PiS i prezydent Lech Kaczyński przestawili zwrotnice polityki wschodniej – Polska z państwa świadczącego dobre usługi stała się państwem frontowym, wspierającym wszystkich przeciwników Rosji. Towarzyszyły temu wdzięczne i puste nazwy typu „polityka jagiellońska” czy „nowy mesjanizm”. Tusk tak naprawdę tej polityki nie zmienił. Choć dodał do niej jeden mało ciekawy element – brak zainteresowania Wschodem. Polska Platformy abdykowała z aktywnej roli w Europie Wschodniej. Partnerstwo Wschodnie, szumnie określane jako wielki polski plan, tak naprawdę jest dziełem Szwedów. A w porównaniu z czasami wcześniejszymi stanowi raczej biurokratyczne alibi. Przez siedem lat w ekipie PO nie objawił się nikt, o kim można by powiedzieć, że zna się na Wschodzie. Szef MSZ Radosław Sikorski szybko dorobił się opinii osoby nielubiącej tamtej części Europy. Donald Tusk kojarzy się ze wszystkim, tylko nie ze Wschodem. No i wielkim rozczarowaniem okazał się Bronisław Komorowski, który razi bezczynnością. Atuty, które
Tagi:
Robert Walenciak