Tworzymy sobie ojczyste Guantanamo – rozmowa z prof. Moniką Płatek

Tworzymy sobie ojczyste Guantanamo – rozmowa z prof. Moniką Płatek

Z jakiegoś powodu na całym świecie w więzieniach znajdują się zazwyczaj młodzi, biedni, nieustosunkowani Prof. Monika Płatek – dr hab., profesor Uniwersytetu Warszawskiego, kieruje Zakładem Kryminologii na Wydziale Prawa i Administracji. Wykłada także na Gender Studies w Polskiej Akademii Nauk i jest członkinią Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. Media od pewnego czasu straszą nas zabójcami, gwałcicielami i pedofilami, którzy po wielu latach więzienia wychodzą na wolność. Jakie mogą być konsekwencje takiego podgrzewania nastrojów? – Tak naprawdę te przypadki są wykorzystywane do tego, żeby stworzyć mechanizm pozwalający władzy usuwać z przestrzeni publicznej ludzi dla niej niewygodnych. Nie można tego powiedzieć wprost, bo spotka się to z oburzeniem. W związku z tym gra się na ludzkich emocjach. Nic tak ludzi nie oburza jak gwałt na dziecku. Nikt się nie zastanawia, jak to się dzieje, że nauczyciel może gwałcić czwórkę dzieci. Nie reagujemy za pierwszym, drugim, trzecim razem. Mamy kiepskie organa ścigania, nie słuchamy dzieci, nie przyjmujemy ich sygnałów. Po naszej stronie jest masa wadliwych zachowań. Żerujemy na efektownym momencie, kiedy możemy się oburzyć. To piękne uczucie, kiedy mogę się poczuć moralnie wyższa i taka dobra: bo ja bym się tak nie zachowała, bo ja nie jestem taka wyrodna. Przygotowuje się ustawę pozwalającą na umieszczenie w specjalnych ośrodkach osób, które odbyły swoją karę. To brzmi groźnie, bo wystarczy uznać kogoś za niebezpiecznego, by trafił do zamkniętego ośrodka. – Dla raptem paru ludzi przygotowujemy ustawę?! Przez 25 lat nic nie robiliśmy, a teraz, zdecydowanie po czasie, uruchamiamy wielką machinę ustawodawczą? Jakby nie można było zastosować obowiązującego prawa. W projekcie ustawy mamy napisane, że każdego, kto popełnił przestępstwo z użyciem przemocy, można uznać za takiego, który dobrze nie rokuje, i przekazać go do ośrodka leczniczego, gdzie będzie się używało psów gończych i paralizatorów. A właśnie eliminujemy je z zakładów karnych, bo Trybunał Konstytucyjny uznał, że ich używanie jest równoważne torturze i w związku z tym niezgodne z art. 40 konstytucji. Projekt przewiduje też, że to, co będzie się tam działo, będzie tajne. Tworzymy więc sobie ojczyste Guantanamo. Nadzwyczajne środki są usprawiedliwione obecnością osób niebezpiecznych dla otoczenia. W ich przypadku zatarcie skazania nie ma zastosowania. – Rzecz w tym, że chcemy złamać podstawowe zasady prawa karnego, mówiące, że prawo nie działa wstecz, że nie można karać dwa razy za to samo ani wymierzać dodatkowych kar pod pozorem leczenia. Pozazdrościliśmy Amerykanom i tworzymy lokalny koszmarek. Nie możemy straszyć ani islamistami, ani terrorystami, straszymy więc tym, co mamy pod ręką. Nam wystarczają tzw. pedofile – tak zwani, ponieważ, choć o tym się nie mówi, ustawa dotyczy każdego, komu można przypisać użycie przemocy. Godność więźnia powinna być brana pod uwagę i przekładać się na pomoc w jego readaptacji na wolności. Tymczasem, proponując zniesienie zatarcia skazania, mnożymy problemy, zamiast je likwidować. Funkcjonuje lista instytucji, w których były skazany nie może podjąć pracy. Poza tym powszechne jest niezgodne z ustawą wymaganie przez pracodawcę zaświadczenia o niekaralności. Wspomniała pani, że potrafimy się święcie oburzać. Zapominamy jednak o tym, co sami robimy i jak często to my łamiemy prawo. – Większość z nas łamie prawo, ale prawdopodobieństwo, że za to odpowiemy, nie będzie takie samo dla wszystkich. Etykietka przestępców jest zarezerwowana dla tych, którzy są „przeznaczeni do siedzenia”. Tak się dzieje nie tylko u nas. Z jakiegoś powodu na całym świecie w więzieniach znajdują się zazwyczaj młodzi, biedni, nieustosunkowani. Ich czyny to jednak tylko czubek góry lodowej. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że wymierzanie kar ma w dużej mierze charakter symboliczny. Daje nam wrażenie, że sprawiedliwość działa. Skoro jednak jest to działanie symboliczne, powinniśmy do niego przywiązywać jedynie symboliczną wagę. Tymczasem najczęściej zamiast symbolu mamy dramat. Dobrą tego ilustracją jest ustawa o penalizacji i kryminalizacji posiadania niewielkich ilości narkotyków. Ludzie, którzy byli najbardziej za tym, bo uważali, że to ochroni ich dzieci przed ohydnymi dilerami, nie myśleli, że w efekcie wprowadzenia takiego prawa to ich dziecko pójdzie siedzieć za jednego papierosa z marihuaną. Warto pamiętać, że z każdym skazanym dotknięte karą są rodziny, żony, dzieci, mężowie. Skazując jednego, marginalizujemy, odrzucamy, często niszczymy wielu. Na jednej łódce Tak naprawdę wszyscy znajdujemy się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 38/2013

Kategorie: Wywiady