Irlandia Północna i Słowenia znowu na celowniku biało-czerwonych Nie wstyd wam, panowie?! W tym panowie futboliści? Aż tacy z was dżentelmeni, że paniom robicie tylko szpaler, a sami nie walczycie? To chyba lekka przesada. Rok 2009 wchodzi w ostatnią tercję, a do tytułu najlepszego sportowca Polski kandydują w zasadzie tylko damy: Justyna Kowalczyk, Anna Rogowska i Anita Włodarczyk. Skoro mężczyźni w sportach solowych jakoś nie błysnęli, może trzeba liczyć na tych od gier? Piłkarze ręczni Bogdana Wenty swoje w tym roku zrobili, zresztą bardzo dobrze, zaraz spróbują koszykarze i siatkarze. Ale tylko piłka kopana absorbuje przez okrągły rok. Właśnie zbliża się kolejny szczyt w rywalizacji biało-czerwonych o prawo udziału w futbolowych mistrzostwach świata RPA 2010. W sobotę, 5 września, na Stadionie Śląskim w Chorzowie Polska zmierzy się z Irlandią Północną. Cztery dni później, 9 września, w Mariborze stoczy potyczkę ze Słowenią. Z obiema tymi drużynami są rachunki do wyrównania, bo przecież w pierwszym okrążeniu na sześć możliwych do zdobycia punktów wywalczyliśmy zaledwie jeden. Tabela nie kłamie Jeśli idzie o boje o punkty, wybrańcy Leo Beenhakkera na wakacje udali się już na początku kwietnia. Wiosenny dwumeczowy szczyt mieli fatalny. Bo zwycięstwo nad San Marino w Kielcach aż 10:0, rekordowo wysokie dla Polski, ozdobione rekordowo szybkim golem – Rafała Boguskiego już w 22. sekundzie, nie osłodziło wymiernych strat i goryczy po haniebnej porażce cztery dni wcześniej, 2:3 z Irlandią Północną w Belfaście. Potem, w czerwcu i sierpniu, były dwa interesujące nas mecze. Słowacja pokonała San Marino 7:0, a Słowenia 5:0. Po rozegraniu 20 na 30 meczów eliminacji w grupie III strefy Europy tabela z punktu widzenia Polski wygląda raczej smutno: 1. Słowacja 6 15 17-6 2. Irlandia Płn.7 13 12-6 3. Słowenia 7 11 10-4 4. POLSKA 6 10 18-7 5. Czechy 6 8 6-4 6. San Marino 8 0 1-37 To bardzo niedobra dla nas tabela, szczególnie jeśli zauważyć, że bezpośredni awans do afrykańskiego mundialu wywalczy tylko zwycięzca grupy, a drugi zespół stanie do barażu, jeśli nie będzie miał najgorszego bilansu w porównaniu z wicemistrzami pozostałych ośmiu grup europejskich. Szybki rzut oka na 10 meczów w naszej grupie do rozegrania: POLSKA-Irlandia Północna, Słowacja-Czechy (5 września); Czechy-San Marino, Irlandia Północna-Słowacja, Słowenia-POLSKA (9 września); Czechy-POLSKA, Słowacja-Słowenia (10 października); Czechy-Irlandia Północna, POLSKA-Słowacja, San Marino-Słowenia (14 października). Czeska rada: zwolnić… Radę Teraz należy na ten terminarz popatrzeć przez pryzmat tabeli. Selekcjoner Beenhakker uważa, że z czterech meczów Polska musi trzy wygrać i jednego nie przegrać. Czyli że potrzebuje jeszcze 10 pkt. Ale do czego? Do awansu czy do szansy barażowej? Bo jeśli Słowację nawet ogramy, a ona resztę wygra, to i tak jej nie dogonimy. Dlatego kluczowy będzie drugi sobotni mecz w grupie, Słowacja-Czechy. W nim szansa na złapanie kontaktu ze Słowakami. Czesi w tych eliminacjach zawodzą, ale mogą już grać tylko lepiej. Fatalna bowiem kadencja nieudolnego selekcjonera Petra Rady została drastycznie skrócona, następca Frantiek Straka popracował króciutko, gdyż ster autorytarnie uchwycił sam prezes krajowej federacji Ivan Haek. Czesi w towarzyskim meczu z Belgią pokazali, że mogą w grupie wygrać teraz już wszystko. Nam by pasowało, by Słowację pokonali, ale z nami przegrali. Przede wszystkim musimy jednak pamiętać, by nie ponieść w Chorzowie, jak w roku 1962, porażki z Irlandią Północną. Bo wtedy runą wszelkie nadzieje. Teraz każdy nasz mecz będzie o wszystko. Strasznego bałaganu narobiliśmy sobie, tylko remisując na starcie ze Słowenią, przegrywając wygrany mecz na Słowacji, a potem kompromitując się w Irlandii Północnej. Leo… omija Polskę, jak może Dawniej, za czasów choćby Kazimierza Górskiego, reprezentacją żyło się na okrągło. A teraz? Niestety tylko od meczu do meczu. Coś się zawsze działo, nawet kiedy już większość kadrowiczów grała na co dzień za granicą. Bo selekcjoner był na miejscu i „show musiał trwać”. A teraz? Pan Leo pobiera co miesiąc z PZPN i Tyskiego horrendalne wynagrodzenie, ale do Polski ostatnio wpada tylko wtedy, kiedy ma wyraźny prikaz swoich pracodawców. Gdzie mu tam w głowie oglądanie meczów polskiej ligi
Tagi:
Roman Hurkowski