Olsztyński sąd uznał, że nie było mobbingu na oddziale hematologii szpitala MSWiA Proces wytoczony przez dr. Waldemara Kulikowskiego, wówczas jeszcze lekarza oddziału hematologii olsztyńskiego szpitala MSWiA, trwał od marca tego roku, a zeznawało w nim kilkanaście osób. Po pierwszej serii przesłuchań, przytoczonych w naszym tekście „Mobbing i medycyna” (PRZEGLĄD nr 16), wydawało się, że waga sprawiedliwości wyraźnie przechyla się na stronę pokrzywdzonego. Zarzucał on swojej przełożonej, ordynator oddziału dr Wandzie K.-P., nękanie go w pracy i w czasie wolnym oraz to, że na naradach podnosiła głos, krzyczała na niego i waliła ręką w biurko, a w obecności jego koleżanek wytykała mu nieudolność i brak wiedzy, wskutek czego doznał rozstroju zdrowia i musiał się leczyć psychiatrycznie. Historia choroby Dwie lekarki, które razem z dr. Kulikowskim i panią ordynator tworzyły w 2012 r. bardzo potrzebny w regionie oddział hematologii, potwierdziły jego zarzuty, uznając atmosferę w pracy za na tyle złą, że z czasem same odeszły ze szpitala. Ale już wcześniej cała trójka lekarzy została na jakiś czas przeniesiona na inny oddział. O fatalnym klimacie na hematologii świadczyło również powołanie dwóch komisji antymobbingowych. Pierwsza została powołana po skardze wspomnianej trójki lekarzy do dyrekcji, ale nie zaczęła działalności, bo strony konfliktu doszły do porozumienia (dr Kulikowski twierdził później, że było to porozumienie wymuszone). Jednak już wkrótce doszło do nowych spięć. Druga komisja antymobbingowa potwierdziła dramatyczną sytuację na oddziale i uznała, że pani ordynator naruszyła Kodeks etyki lekarskiej, a ówczesny dyrektor placówki zasugerował jej odwołanie, aby utrzymać trójkę lekarzy rzadkiej specjalizacji. Nie mógł jednak zwolnić ordynator, ponieważ w jej kontrakcie nie wymieniono mobbingu jako powodu wypowiedzenia umowy o pracę. Mógł ją jedynie nakłonić do dobrowolnego odejścia, żeby nie dopuścić do rozpadu oddziału. Ordynator dr Wanda K.-P. nie zgadzała się z opinią komisji. Odpierała zarzuty i sama obwiniała dr. Kulikowskiego o nękanie jej mejlami oraz rozpowszechnianie obraźliwych informacji na jej temat. Traf chciał, że kilka dni później został odwołany dyrektor szpitala, a jego następczyni dała wiarę pani ordynator, przyjmując, że to ona jest szykanowana w wyniku zmowy trójki lekarzy, której celem było zajęcie jej miejsca przez jedną z lekarek. W rezultacie oprócz lekarek wypowiedzenie złożył także dr Kulikowski oraz kilkoro rezydentów niemogących odnaleźć sensu pracy w takiej atmosferze. Pomyślne rokowania W ostatniej odsłonie procesu wyczerpujące zeznania złożyła dr Wanda K.-P., uznawana w środowisku za świetną specjalistkę od hematologii i innych dziedzin medycznych. Stwierdziła, że chociaż głos ma zdecydowany, to na odprawach prowadziła standardowe dyskusje i każdy mógł zadawać pytania oraz wyrażać swoje opinie. Co prawda, miała swoje powiedzonka, np. „Niech będzie, jak mówię. Koniec dyskusji”, lecz chodziło jej o to, aby każdy dał z siebie jak najwięcej. Poza tym starała się nie ingerować w życie prywatne podwładnych, a to raczej dr Kulikowski słał do niej więcej mejli i SMS-ów w czasie wolnym, a potem rzekomo miał pretensje, że nie odpowiadała. Sąd dał wiarę jej wyjaśnieniom. Wzmocniły je zeznania pielęgniarki oddziałowej, która dała do zrozumienia, że dr Kulikowski nasyłał na oddział różne kontrole, po tym jak ona zainspirowała personel do składania podpisów w obronie dr Wandy K.-P. W rezultacie wydział pracy sądu rejonowego nie uznał roszczeń dr. Kulikowskiego domagającego się zadośćuczynienia „za krzywdę doznaną w związku z rozstrojem zdrowia wywołanym przez mobbing”. Przede wszystkim dlatego, że na oddziale hematologii nie stwierdził mobbingu. W opinii sądu polega on na uporczywym nękaniu pracownika, który sam musi to udowodnić, podobnie jak dowieść skutków mobbingu, czyli w tym wypadku rozstroju zdrowia. Na dodatek wszystkie przesłanki mobbingu muszą być spełnione łącznie i trzeba również wskazać cel takiego działania. Co prawda, zeznania świadków obu stron należy uznać za wiarygodne, ale różnią się one w interpretacji pewnych zjawisk i zachowań pani ordynator oraz dr. Kulikowskiego. Sąd nie miał wątpliwości, że na oddziale istniał konflikt na linii przełożona-podwładny, a z zeznań obu koleżanek dr. Kulikowskiego wynikało, że pani ordynator była apodyktyczna i narzucała swoje zdanie. Jednocześnie inni świadkowie nie potwierdzili zdarzeń, do jakich miało dochodzić między trójką lekarzy a dr Wandą K.-P. Rozmawiała z nimi szpitalna psycholog i to ona pierwsza ustaliła „występowanie konfliktu na tle różnicy charakteru i postrzegania